Przedstawiamy artykuł anonimowego autora, zapewne oficera kawalerii, który w bardzo krytycznym świetle przedstawia użycie artylerii konnej przez wojsko polskie podczas kampanii 1920 roku.
Tekst pochodzi z roku 1921.
Pomiędzy życiem i rozwojem artylerii konnej z jednej strony, a życiem i rozwojem kawalerii z drugiej — istnieje w ogóle nadzwyczaj ścisły związek. Związek ten specjalnie silnie uwidocznił się w naszym wojsku doby obecnej. W zaraniu niezależnego polskiego wojska — w końcu roku 1918 – jazda egzystowała, jako rodzaj broni wyłącznie pomocniczy, wywiadowczy; w tym czasie nie tylko nie posiadaliśmy większych ugrupowań jazdy, ale nawet pułki były zazwyczaj rozbite na szwadrony, częstokroć działające na różnych frontach. W okresie tym istniało pięć dość luźno związanych ze sobą plutonów konnej artylerii, a nieco później dwie baterie. Dopiero rajd na Wilno – na Wielkanoc 1919 r. – przeprowadzony szczupłą zresztą grupą jazdy pułk. Beliny-Prażmowskiego przy poparciu jednego plutonu artylerii konnej, zachęca nasze sfery kierujące do operacyj wyłącznie kawaleryjskich. W maju następują operacje na Łuck, Brody, Radziwiłłów wciąż dość nielicznemi grupami jazdy. Dopiero w lipcu 1919 r. zostaje utworzona brygada jazdy pod dowództwem francuskiego pułk. de Colberfa, która w Galicji Wschodniej miała uwieńczyć ostateczny pogrom Ukraińców (operacja ta zresztą całkiem się nie udała). W sierpniu następują prawie wyłącznie kawaleryjskie operacje na Wołyniu i Podolu (Zdołbunów, Sławuta, Szepietówka, Zasław). W tym okresie sfery kierujące przekonywają się, że tak powiem, do artylerii konnej, i równolegle z rozwojem jazdy postępuje rozwój artylerii konnej: z trzech baterii na początku 1919 r., w końcu tego roku artyleria konna dochodzi do sześciu – ośmiu baterii. Początek operacji na Kijów wiosną 1920 r. zastał artylerię konną w sile około 14 baterii (nie wszystkie zresztą brały udział w walkach na froncie). Następuje okres niepowodzeń, okres cofania się z Ukrainy, a później okres pospiesznej reorganizacji jazdy i artylerii konnej w Zamojskiem i Hrubieszowskiem. Każdy z istniejących dywizjonów artyl. kon. rozwija się w 3 baterie itd.. W ten sposób artyleria konna jesienią 1920 r. osiągnęła znaczną liczbę baterii.
Przy wyruszaniu na Ukrainę nasza artyleria konna nie była zbyt dobrze przygotowana do przyszłych morderczych walk kawaleryjskich. Brak najniezbędniejszego czasu na nauczenie kanonierów jazdy konnej i jakiej takiej umiejętności obchodzenia się z koniem doprowadzał do nadzwyczaj szybkiego niszczenia materjału końskiego. Dziesiątki odsednionych koni wierzchowych, przeciągnięte, naderwane i odparzone od chomątów konie artyleryjskie – oto zwykłe obrazki w naszych bateriach konnych w czasach forsownych marszów. Słabe wyszkolenie obsługi i ogólna nieznajomość konnych ćwiczeń baterii nie zawsze pozwalały zastosować konieczną częstokroć szybkość wyjazdu na pozycję i natychmiastowe otwarcie szybkiego i celnego ognia. W dodatku nieodpowiedni na ogół materjał koński i stosunkowo ciężkie armaty (ros. pol. 3 cal. wz. 1902 r. i włoska pol. 75 m/m wz. 1904 r.) składały się na to, że nasze baterie nie posiadały tej nieodzownej artylerii konnej giętkości i ruchliwości — cech grających tak decydującą rolę w walkach kawaleryjskich.
Pierwsze zetknięcie się naszej kawalerii z jazdą Budiennego na południe od Kijowa pokazało, że mamy do czynienia z przeciwnikiem zupełnie innym od tego, poprzednio spotykanego, zdemoralizowanego piechura bolszewickiego. Ciężki okres następujących potem walk był egzaminem dla artylerii konnej, który ta ostatnia złożyła z chlubą, a jeżeli nie tak, jak tego należałoby wymagać, to, bodaj, tylko część winy za to możemy przyjąć na siebie. Nieumiejętne na ogół zastosowanie artylerii konnej w boju, stawianie jej wymagań nie do wykonania, jako rezultat zadziwiającej niekiedy ignorancji w sprawach artyleryjskich nie tylko młodszych oficerów jazdy, ale nawet i wyższych dowódców, było zjawiskiem dość zwykłem. Popełniało się, naprz., specjalnie często ten kardynalny błąd, że wyznaczało się zawsze pozycje dla baterii, a rzadko bardzo cele do obstrzału; wiadomości o sile i właściwościach ognia dział konnych były nawet dla kawalerzystów niewystarczające. Nasza artylerja konna miała nad szczupłą artylerią Budiennego ogromną moralną i liczebną przewagę. Wspaniała brawura baterii konnych, polegająca, na zajmowaniu prawie zawsze otwartych pozycyj w pierwszej linji, a nawet przed linjami szarżującej kawalerii lub na rycerskim osłanianiu cofających się pułków, na prowadzeniu morderczych pojedynków z „taczankami”, z ukrytą zazwyczaj artylerią przeciwnika lub z odważnemi pancernikami, na rozpraszaniu prostem celowaniem skupiających się do szarży nieprzyjacielskich mas jazdy — wywierała potężny moralny wpływ na naszych ułanów i często bardzo w połączeniu z celnym i energicznym ogniem była decydującym czynnikiem zwycięskich potyczek lub umiejętnych odwrotów. Czy to na równinach Ukrainy, czy w falistym terenie Wschodniej Małopolski — w tych ścieraniach się wielkich mas jazdy, odbywających się nieomal według wzorów 1831 roku, nasze baterie konne, najczęściej w ogniu bolszewickich „taczanek” i artylerii, przyjmowały najżywszy udział, zionąc ogniem w ruchliwego i rzutkiego przeciwnika.
To wyłącznie bliskie współdziałanie artylerii z jazdą, które — niezależnie od sytuacji— zaczęło być traktowane przez dowódców kawalerii, jako nienaruszalne prawidło, ta taktyka stosowania dział, jako jakichś wielkich karabinów maszynowych— miała swoje liczne ujemne strony. Baterie, stojące na otwartych pozycjach, posiadały zazwyczaj dość wąskie pole obstrzału; jako zajmujące bardzo wysunięte naprzód stanowiska, przy najmniejszem oskrzydleniu ze strony przeciwnika zmuszone były do wczesnego opuszczania pozycyj, oraz ustawicznie były przedmiotem szarż bolszewickiej jazdy, które zresztą zawsze z chlubą kartaczami odbijały. Zdobywając sobie zasłużoną sławę, artyleria konna jednocześnie niszczyła się i strzępiła niewspółmiernie ze stratami naszej kawalerii. Bohaterskie poświęcanie się baterii konnych nie mogło obyć się bez ogromnych strat w zabitych i rannych oficerach, kanonierach i koniach, najczęściej od ognia „taczanek” lub karabinów ręcznych. Nasze pułki jazdy nie posiadały, niestety, dość silnie rozwiniętego poczucia konieczności obrony, w krytycznych momentach, przede wszystkiem swojej artylerii, jako rodzaju broni niesamodzielnego i mniej ruchliwego; to było czasami przyczyną tych smutnych wypadków, że baterie, w marszu opadnięte znienacka przez kozaków, a porzucone przez swoje ubezpieczenia, niekiedy były prawie doszczętnie wyrąbywane. Wadliwa technika marszów większych kolumn jazdy, przez nieuwzględnianie w nich obecności baterii konnych, była jedną z przyczyn zniszczenia materiału końskiego. Nic tak nie wyczerpywało baterii, jak stawanie, np., kolumny we wsi— tak jednak, że artyleria znajdowała się gdzieś poza wsią, a nie mogąc zjechać z drogi, nigdy nie miała napojonych w porę koni. Wszystko to razem wzięte wraz z brakiem dbałości o swoją artylerię (np. wyznaczanie gorszych kwater lub biwaków) doprowadziło w końcu do tego, że nie zawsze konne baterie mogły zadośćuczynić stawianym im wymaganiom; wprowadzało to ogromny rozdźwięk pomiędzy jazdą a artylerją konną, wywołując z jednej strony niezadowolenie, a z drugiej rozgoryczenie.
Krwawa i kosztowna szkoła walk z Budiennym pouczyła nas o konieczności utrzymywania licznej i bardzo dobrej kawalerii, wyposażonej w doskonałą artylerię konną. Chodzi tylko to, by, dążąc do zwiększenia siły ogniowej jazdy, nie wpaść w ostateczność i nie przeciążyć się zbytnio, gdyż, jak dowodzi praktyka, zanadto liczna artylerja czyni kolumny nadmiernie ciężkiemi i zależnemi od dróg, odbierając jeździe jej giętkość i ruchliwość; np.; Budienny przy nielicznej artylerii posiadał nadzwyczajną ruchliwość i kolosalną zdolność manewrowania; jazda rosyjska na dywizję miała jeden dywizjon artylerii konnej składający się z dwóch baterii. Najbliższa zaś przyszłość powinna być zużytą dla zadzierzgnięcia między jazdą a artylerią konną jak najściślejszej łączności, dla wpojenia w każdego ułana i kanoniera konieczności wzajemnej i obowiązkowego wspierania się w boju.
oprac. JM
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!