Wedle badań społecznych przeprowadzonych w Armenii w latach 2014/15 ocena kierunku w jakim zmierza kraj była zasadniczo negatywna. Największymi problemami były powolny rozwój gospodarczy, zastój w sektorze zdrowia i w edukacji, duża migracja. Ponadto wskazywano na oligarchizację życia politycznego i korupcję. 40% respondentów mówiło, że konieczna jest zmiana władzy.
Kryzys wewnętrzny
Paradoksalnie źródłem słabości Armenii jest potrzeba, artykułowana tak w społeczeństwie, jak i w warstwie rządzącej, zachowania wewnętrznego konsensusu i stabilności, które mają gwarantować, że państwo pozostanie silne w obliczu potencjalnego konfliktu. Władze Armenii przez lata umiejętnie wykorzystywały poczucie zagrożenia i trudne relacje z sąsiadami (Turcja, Azerbejdżan, częściowo Gruzja), aby przekonywać społeczeństwo, że radykalna zmiana może odbić się negatywnie na bezpieczeństwie kraju.
Pierwsze duże protesty miały miejsce w 2015 r. jako tzw. Elektryczny Erewań. Ich podłoże miało charakter ekonomiczny. Szybko jednak doszło do podziału ruchu na „radykałów” oraz umiarkowaną, niepolityczną masę, co przyczyniło się do wygaśnięcia protestów. Przykład Ukrainy działa na Ormian odstraszająco, nie tylko z uwagi na interwencję Rosji, lecz również na pogorszenie sytuacji ekonomicznej po protestach i zmianie władzy. Nie bez przyczyny protesty 2018 r., co podkreślali organizatorzy, miały po pierwsze nie drażnić Rosjan.
Po walkach w kwietniu 2016 r. (starcia między oddziałami Azerbejdżanu a Armenii na terenie Górskiego Karabachu) doszło do nowej fali protestów, tym razem spowodowanych ujawnieniem korupcji w armii. Okazało się również, że nie jest ona tak silna jak wszyscy myśleli. Armia odgrywa szczególną rolę w Armenii. W przeciwieństwie do innych krajów post-sowieckich, gdzie często armia pozostaje niedofinansowana, w cieniu służb bezpieczeństwa, dla Ormian była ona symbolem narodowej jedności.
Armeńczycy obawiali się również, że rozmowy jakie były prowadzone w maju i w czerwcu 2016 r. między Erewaniem a Baku, przy mediacji Kremla, skręcają w stronę przyznania Górskiego Karabachu Azerbejdżanowi. Po raz pierwszy na tak dużą skalę pojawiły się antyrosyjskie głosy. Rosja zaczęła być krytykowana za wsparcie udzielane Azerom (kontrakty wojskowe), nierówności i korupcje w relacjach handlowych. Podkreślano fakt, że Rosja dominuje w głównych sektorach armeńskiej gospodarki.
Paszinian premierem
Armenia jak i inne postsowieckie kraje ma swój rządzący biznesowo-polityczny układ, zwany tu klanem z Karabachu, którego „wizualnym” przejawem jest Partia Republikańska. Nazwa pochodzi stąd, że wielu najwyższej rangi polityków i biznesmenów, w tym Sarkasian, pochodzą z Karabachu. Od końca lat 90. układ władzy działał w Armenii bardzo sprawnie, nawet gdy dochodziło do kryzysów politycznych jak w 2016 r. był on w stanie sprawnie przeprowadzać odnowę, reprodukując się w nowej postaci.
Protesty w 2018 r. niosą ze sobą pewną zmianę. Różnica w porównaniu z poprzednimi latami jest taka, że w tym wypadku klan karabachski utracił formalnie najwyższe stanowisko władzy. Nawet jednak jeśli nowy premier, lider opozycji, Paszanin, utrzyma się u władzy, to posiadać będzie wyłącznie władzę formalną, wynikającą z urzędu, lecz nie faktyczną wynikającą z zajmowania pozycji lidera układu rządzącego.
Narastać będzie musiał konflikt nowego premiera z układem klanowym. Paszinian będzie przez społeczeństwo i współpracowników pchany do walki z dotychczasowym układem władzy, który, poszukując protekcji orientować się będzie jeszcze bardziej na Moskwę. Związki klanu karabachskiego z Moskwą są bardzo silne i wielowymiarowe. Jego częścią są również ormiańscy biznesmeni działający na terenie Rosji i liczna tam diaspora.
Zmiana w Armenii musiałaby dokonać się jednocześnie na trzech polach: liberalizacji systemu, depostkomunizacji i uniezależnienia od Kremla. Poza Partią Republikańską pozostałe siły polityczne (np. partia Prosperująca Armenia) mogą być gotowe w jakimś zakresie wesprzeć dwa pierwsze punkty, lecz sił, które wspierają wszystkie trzy punkty, jest niewiele.
Jeśli Sarkisian utraci ostatecznie funkcję przywódcy „klanu” to na czas jego wyłonienia się kraj będzie funkcjonował w zawieszeniu. Chyba, że w międzyczasie nowemu premierowi uda się układ osłabić na tyle, aby nie był on w stanie się zregenerować. Zapowiedzi kontroli w sektorze przemysłowym wskazują, że takie są jego plany. Paszinian jako premier będzie mieć oczywiście możliwość budowania nowych kadr politycznych, przez pierwsze miesiące będzie skupiony na sprawach wewnętrznych.
Udział Rosji w ostatnich wydarzeniach jest oczywiście zagadką. Rosja zmianę władz w Erewaniu przyjęła bardzo spokojnie, nawet gdy w mediach pojawiły się głosy, że podobny zmiany mogą zajść w najbliższym czasie na Białorusi. To co może zastanawiać, to szybkość z jaką Sarkisian podał się do dymisji. Zazwyczaj obalania postsowieckich autokratów wymaga więcej wysiłku, co świadczyć może o tym, że zwyczajnie stracił on poparcie swojego zaplecza.
Wedle Margarity Antidze (dziennikarki Reutersa) już przed protestami doszło do rozmów między „wysoko postawionymi urzędnikami rosyjskimi” a liderami armeńskiej opozycji. Sugestia, że to Kreml przeprowadził zmianę władz w Armenii, jest zbyt daleko idąca, lecz oczywiste jest, że Kreml nie był biernym obserwatorem. W Moskwie uznano, że wspieranie Sarkisiana jest już zbyt kosztowne. Były prezydent planował użycie sił wojskowych do rozpędzenia demonstrantów, a śmierć protestujących na ulicach Erewania nie była teraz Moskwie potrzebna. Paszinian wedle swojego współpracownika Armena Grigoriana miał utrzymywać kontakty z ambasadą rosyjską również w trakcie trwania protestów. Jakich zapewnień udzielił on Moskwie?
Dotyczyć mogły one tego, że Armenia pod jego wodzą nie zmieni zasadniczo optyki międzynarodowej, czego nie jest w stanie uczynić, nie tracąc kontroli nad Górskim Karabachem. Wedle źródeł odejście Sarkisiana było przesądzone 23 kwietnia, gdy nie otrzymał on odpowiedniego wsparcia od Moskwy.
Bliskie stosunki z Rosją nie są dla Pasziniana celem samym w sobie, jego partia jako jedyna sprzeciwiała się w przeszłości wejściu do Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, stąd wnioskować można, że w jego działaniu jest wiele taktyki. Lecz bez zewnętrznej pomocy sama Armenia, także z uwagi na kwestię Górskiego Karabachu, nie jest w stanie wyjść z geopolitycznych kleszczy w jakich zamknęły ją pospołu Kreml i wcześniejsze rządy w Erewaniu.
Geopolityka Armenii i Rosji
Zgoda Rosji na odsunięcie polityków, który dość otwarcie wspierali niezależność regionu karabachskiego, nie znaczy od razu, że Rosja przeszła na pozycje reprezentowane przez Baku, choć w stolicy Azerbejdżanu wyrażano takie nadzieje. Władze Azerbejdżanu – w osobie ministra spraw zagranicznych Zulfukarowa, stwierdziły, że odejście klanu karabaskiego może oznaczać zmiany w stosunkach między krajami. Wstępne stanowisko Pasziniana temu przeczy, lecz jest ono wstępne. Zapowiedział on nawet wizytę w Górskim Karabachu. Lecz pamiętać należy, że gdyby nie uczynił podobnego gestu mógłby być łatwo oskarżony o zdradę interesu narodowego.
Armenia i Azerbejdżan są od wielu lat rozgrywane przez Rosję, która wspiera jedną lub drugą stronę. W 2013 r. podpisała z Azerbejdżanem kontrakt wartości miliarda dolarów, dotyczący uzbrojenia wozów bojowych oraz artylerii. Od 2006 do 2017 r. łączne wydatki Azerbejdżanu na zbrojenia wynosiły 22 mld dolarów (wedle CFR). Rosja pozostaje głównym dostawcą uzbrojenia dla tego państwa.
Armia armeńska w porównaniu z azerską dziś pozostaje niedoinwestowana, z brakami sprzętowymi, szczególnie w siłach powietrznych oraz w zaawansowanej technologii. Dalej jednak posiada silną artylerię, od 2016 r. na jej terenie są rosyjskie Iskandery. Dobre usytuowanie geograficzne, głównie wysoko górzysty teren to dodatkowy atut w wypadku ataku. Wspomniane walki w 2016 r. były najpoważniejszymi od 1994 r. z użyciem ciężkiego sprzętu, co sugeruje, że nie były one przypadkowe. Analitycy uznali je za próbę sprawdzenia sił przez stronę azerbejdżańską.
Na prowokacje ówczesne władze w Erewaniu zareagowały przewidywalnie. Zbliżyły się jeszcze bardziej do Moskwy. Od czerwca 2016 r. Armenia w ramach Bezpieczeństwa Zbiorowego Regionu Kaukaskiego wraz z Rosją realizuje program Zjednoczonego Systemu Obrony Powietrznej. Armenia nie ma poza Rosją istotnych sojuszników, gdy Azerbejdżan wspierany jest przez Turcję i posiada bardzo bliskie relacje z Izraelem. Od grudnia 2016 r. azerbejdżańska armia posiada izraelskie drony.
Wedle Council on Foreign Relations stale wzrastająca militaryzacja całego Południowego Kaukazu grozi nowym konfliktem. Aby wygrać lub choćby zachować swoją pozycję obie strony potrzebują Rosji. Pretensje terytorialne Armenii są zresztą dużo większe, obejmują one również Nachiczewan i skrawek terytorium Gruzji. Stąd przejęcie przez Armenię Górskiego Karabachu może okazać się wstępem do nowych konfliktów.
Gruzja w tym układzie występuje jako sojusznik Azerbejdżanu, zarówno z racji dystansu w stosunku do Kremla, jaki i uzależnienia od Baku w kwestii energetycznej oraz w obawie przed agresywną Armenią. Gaz zresztą na terenie całego Kaukazu odgrywa istotną rolę, także geopolityczną. Jest to jeden z ważnych czynników dla Europy i USA. Zachód zainwestował już 28 mld dolarów w projekt południowego korytarza gazowego.
Oficjalnie Armenia stoi na stanowisku niepodległości Górskiego Karabachu (orm. Artsach), który wspiera na arenie międzynarodowej, traktuje w relacjach międzynarodowych jako równego partnera. Dochodzi do regularnych spotkań przywódców obu stron. W marcu miała miejsce wspierana przez Erewań wizyta prezydenta regionu – Bako Sahakiana w USA, spotkał się prywatnie z urzędnikami Departamentu Stanu.
W czasie protestów w marcu br. władze Górskiego Karabach zachowały się neutralnie – za co, znamienne, Paszinian władzom Artsachu podziękował. Oficjalne komunikaty władz karabaskich wyrażały jednak zaniepokojenie protestami. Nic dziwnego, obawiają się one nie tylko tego, że Armenia może zmienić politykę względem mniejszego partnera, ale także pogorszenia relacji po odejściu klanu karabachskiego.
Jednak nawet Erewań oficjalnie nie uznaje Górskiego Karabachu za niepodległe państwo. To również z uwagi na własne środowiska nacjonalistyczne. Wedle dużej części armeńskiego społeczeństwa Karabach powinien zostać włączony do Armenii. Taki był cel wojny w latach 1988-1994. Nie udało się go osiągnąć, więc sposobem na zjednoczenie jest uzyskanie uprzednio dla regionu niepodległości. Armeńskie media prezentują Karabach jako kraj samodzielny i demokratyczny, w opozycji do autorytarnego Azerbejdżanu. Jednak faktycznie sytuację w Karabachu kontroluje Armenia. De facto jest to obszar przez nią okupowany od lat 90. To jej armia stoi na straży jego granic.
Rosja będzie dalej zainteresowana utrzymaniem status quo. Spór o Górski Karabach daje jej możliwość ciągłej interwencji w sprawy Armenii i Azerbejdżanu. Artsach to jedno z licznych preudo-państw, jak Abchazja, Osetia Południowa, Naddniestrze, Dobnas, za pomoca których Moskwa buduje swoje wpływy. Daje jej to możliwość kontrolowania sytuacji w podległych jej krajach, lub w tych jakie chce od siebie uzależnić. W najgorszym przypadku destabilizować. Jednocześnie bez jej zgody konflikt ormiańsko-azerski, podobnie jak wewnętrzny na Ukrainie i w Gruzji, nie może być rozstrzygnięty. Kreml oczywiście mógłby wesprzeć pretensje Artsachu: w lutym br. w Moskwie miała miejsce konferencja dotycząca niepodległości regionu, ustanowiono także rosyjsko-artsachskie towarzystwo przyjaźni. Lecz są to wyłącznie elementy gry w relacjach z Erewaniem i z Baku. Póki władze w Erewaniu nie zmienią radykalnie strategii, Kreml może szachować wszelkie jego posunięcia.
Łazarz Grajczyński
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!