Z dialogiem politycznym z Białorusią jest jak z komunizmem. Kto by (w domyśle oczywiście mam Zachód) nie próbował go prowadzić, kończy się on wielką klapą i upokorzeniem. Jednak lata płyną, a ciągle nie brakuje „trockistów” wołających : „dialog – tak, wypaczenia – nie”.
Było by to śmieszne, gdyby nie takie smutne.
Wielokrotne próby dialogu na linii Warszawa-Mińsk zapoczątkowane były jeszcze przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, premiera RP Leszka Millera i marszałka Senatu RP Longina Pastusiaka
Każdy z nich był na Białorusi, gdy zachodni politycy unikali kontaktów z łukaszenkowską ekipą. Czy ktoś dziś wierzy, że podejmując dialog z łukaszenkowską elitą Miller czy Pastusiak chcieli prowadzić jakąś krucjatę demokratyczną na Białorusi?
Później z różną intensywnością próby dialogu były podejmowane przez każdą kolejną ekipę rządową. Nigdy nie powiodły się. I to nie zważając na wyrozumiałość Warszawy.
Przyczyna tego jest prosta: Łukaszenka, tak naprawdę, dialogiem z Zachodem nie jest zainteresowany. Uważa Zachód, w tym przede wszystkim Polskę, za wroga. A wroga należy dezinformować, omamiać i rozgrywać.
Owszem, od czasu od czasu potrzebuje Zachodu, ale tylko jako argumentu w swoich utarczkach z Kremlem.
Jakiś czas temu, na przykład, strona białoruska wrzucała informacje o pertraktacjach z Warszawą w sprawie dostaw ropy, chociaż według polskich źródeł żadnych poważnych rozmów na ten temat nie prowadzono. Zresztą, kto na poważnie traktujący biznes-pertraktacje będzie upubliczniał informacje o nich kiedy nie osiągnięto jeszcze porozumienia?
Mińsk chciał tylko postraszyć Moskwę. Warszawa milczała.
Zwolennicy głaskania Łukaszenki uważają, że trzeba godzić się na takie instrumentalne wykorzystywanie Polski. I co więcej, z tego należy się cieszyć. Podobno to sprzyja oddalaniu się Łukaszenki i Białorusi od Moskwy.
A co robić z tym, że zależność Mińska od Moskwy stale rośnie? Co robić z postępującą rusyfikacją?
Podobno są jeszcze plemiona, które seksu nie kojarzą z prokreacją. Na zasadzie seks to seks, a dzieci toz innego powodu pojawiają się. Tak jest i z narastaniem prorosyjskich nastrojów na Białorusi. Łukaszenka i jego polityka, w tym polityka historyczna, to jedno, a jej skutki – nastroje prorosyjskie, postępująca rusyfikacja – to inna bajka.
Zgódźcie się, że z takim myśleniem, które bazuje się na wierze, trudno jest dyskutować opierając się na racjonalnych argumentach.
No i ostatnie pytanie.
Co robić później, kiedy, podobnie jak to było w 2010 roku, przy wizerunkowym zaangażowaniu się Warszawy w dialog, nagle ni z gruszki ni z pietruszki dostaje się od Łukaszenki po gębie?
Trzeba milczeć na zasadzie „Polacy nic się nie stało”? I czekać na kolejny moment kiedy Łukaszence będzie potrzebny straszak dla Moskwy? I potem znowu pokornie odgrywać tą rolę? Nic za to nie dostając w zamian?
W Polsce, przy nikłym zainteresowaniu mediów Białorusią i polityką na białoruskim kierunku, podobne porażki mogą przejść niemal niezauważone. Ale kto na Białorusi i szerzej na Wschodzie, na poważnie będzie traktował państwo, które swoją politykę sprowadza do bycia czyimś instrumentem?
Bo poza tym nic w dialogu z Łukaszenką, na razie, nie osiągnięto.
Co więcej, załóżmy, że tak jak wróżą ci nasi „dialogowi trockiści”, Łukaszenka wcześniej czy później przyciśnięty do ściany przez Kreml zechce zawrzeć jakieś porozumienie z Zachodem, szukając partnera, który wesprze jego antyrosyjską kontrę.
Na razie tego nawet blisko nie widać, ale prawdą jest, że w przyszłości różne rzeczy mogą się wydarzyć.
Czy będzie Łukaszenka poważnie traktował partnera, którego wcześniej wielokrotnie i mało subtelnie rozgrywał wodząc za nos? Czy jednak zwróci się pod inny adres? Tam gdzie są być może są mniej sympatyczni i towarzyscy politycy, ale nie pozwalający bezkarnie pluć sobie w kaszę? Jeżeli pozwala się sobie przegrywać w warcaby z Łukaszenką to jakie są szanse w partii szachów z Władimirem Putinem?
Andrzej Poczobut
Komentarz pochodzi z profilu Autora na Facebooku.
1 komentarz
Jarema
24 lutego 2020 o 18:47Może ten dialog prowadziły niewłaściwe osoby i nieumiejętnie?