Łukaszenka jest twardym i cynicznym graczem politycznym. Rozmowy z nim dziś powinny być bardzo konkretne i bardzo twarde. Warunki tego są oczywiste: zatrzymać przemoc i rozpocząć wewnętrzny dialog polityczny.
Uderzenie w wieczór wyborczy było i spodziewane, i niespodziewane. Niespodziewane dlatego, że skala przemocy była bezprecedensowa. Nigdy wcześniej białoruskie służby specjalne nie truły gazem, nie używały armatek wodnych, nie strzelały do tłumu. Zawsze wystarczała milicyjna pała. Tym razem było inaczej. Przemoc miała szokować Białorusinów i zniechęcić do udziału w protestach.
Razem z tym represje w stosunku do przeciwników politycznych nie były niespodzianką. Łukaszenka zapowiadał je w trakcie swojej kampanii. Pieczołowicie przygotowywał siły wizytując w ostatnich tygodniach jednostki służb specjalnych i jednostki wojskowe. Atak służb specjalnych był spodziewany również dlatego, że w historii Białorusi podobne rozwiązanie problemu powyborczego już stosowano.
Rok 2010 – to wzorzec
19 grudnia 2010 roku w wieczór wyborczy białoruskie służby specjalne rozpędziły wielotysięczny protest przeciwko fałszerstwom wyborczym. Aresztowanych zostało około 800 osób, w tym 7 kandydatów na prezydenta Białorusi. Akcja służb specjalnych była uznana za sukces, gdyż po tym wszelkie protesty na Białorusi zamarły. Łukaszenka utrzymał władzę i już wkrótce odnowił dialog z Zachodem. Cena represji więc nie była tak wysoka. Równolegle z akcją siłową było przygotowane nieoficjalne wytłumaczenie tych działań dla Zachodu, który był zaangażowany w dialog polityczny z Aleksandrem Łukaszenką. Atak siłowików i areszty, które wstrząsnęły zachodnią opinią publiczną miały być prowokacją Kremla. Kreml miał działać przez „radykalną opozycje”. Ta teza nie znalazła żadnych potwierdzeń w trakcie dochodzeń i rozpraw sądowych, których po 19 grudnia 2010 roku było pod dostatkiem, i które toczyły się publicznie. Co więcej, ostatecznie Aleksander Łukaszenka oświadczył, że zamieszki zorganizowały Polska i Niemcy.
Jednak teza o rosyjskiej inspiracji po dzień dzisiejszy jest powtarzana przez niektórych uczestników wydarzeń. Jest też popularna wśród dyplomatów promujących w 2010 roku dialog z Łukaszenką. To zrozumiałe, gdyż dla nich brutalne działania służb stały się kubłem zimnej wody i prawdziwym szokiem. Łatwiej było widzieć w tym inspiracje Kremla, operacje rosyjskich służb specjalnych niż uderzyć się w piersi i przyznać, że były dyrektor sowchozu Gorodziec brutalnie ich wykorzystał i porzucił jak starą zabawkę.
2020 – powtórka scenariusza
Minęło 10 lat i znowu mamy wybory prezydenckie na Białorusi. Znowu Zachód prowadzi dialog z Aleksandrem Łukaszenką. Znowu są wybory prezydenckie, znowu na początku kompanii wyborczej nikt nie ma wątpliwości, że Łukaszenka łatwo sobie poradzi i wydłuży kadencje, znowu wieczór wyborczy przeradza się w krwawe show i na opozycję spadają brutalne represje, znowu białoruska dyplomacja opowiada, o rosyjskiej inspiracji, znowu robi to niepublicznie, na uszko wszystkich chętnym. I co z tego, że protest był pokojowy? I co, że jednocześnie białoruskie służby specjalne zaatakowały w różnych miastach? Oczywiście, to wszystko wina opozycji, oczywiście to rosyjska prowokacja, mająca zamknąć Łukaszence drogę na Zachód. I co z tego, że Łukaszenka na Zachód się nie wybiera? Chcą mu zamknąć tę drogę! Dziś podobnie jak w 2010 roku nie brakuje tych, którzy wierzą w podobne opowieści. Często nawet są to ci sami ludzie.
Koniec z romantyzmem
Tymczasem należy się wyleczyć z romantyzmu i chciejstwa. Romantyzm zwolenników dialogu z Łukaszenką polega na przekonaniu, że z każdym da się dogadać, a już zwłaszcza, z takim swojskim chłopem jak Aleksander Łukaszenka. Nie przekonuje ich fakt, że od 1994 roku każdy rząd Polski podejmował próby porozumienia się z Łukaszenką. Prezydent Aleksander Kwaśniewski, premier Leszek Miller, marszałek Longin Pastusiak, wicepremier Waldemar Pawlak odwiedzali Białoruś w czasie, gdy unikali jej wszyscy czołowi politycy zachodni. Minister Radosław Sikorski, minister Witold Waszczykowski, marszałek Stanisław Karczewski, wicepremier Mateusz Morawiecki spotykali się z Łukaszenką. Dużo się udało osiągnąć? Kiedyś mistrz dyplomacji i spisków marszałek Józef Piłsudski powiedział o możliwości sojuszu z Rosją:
“Rosja obiecuje, gdy jest do tego zmuszona, i nie dotrzymuje swych obietnic z chwilą, gdy ma po temu siły”.
Aleksander Łukaszenka określa siebie „Rosjaninem lepszej jakości”, a Moskwę uważa za swoją stolice. Być może dlatego opinia marszałka pasuje do jego zachowania jak ulał. Modelowym przykładem tego są losy podpisanej w 2010 roku umowy o Małym Ruchu Granicznym. Minęło 10 lat i nadal nie została ona przez Białoruś wprowadzona w życie. A przecież jej podpisanie uważano za wielki sukces negocjacyjny!
Zachód ma instrumenty
Łukaszenka jest twardym i cynicznym graczem politycznym. Rozmowy z nim dziś powinny być bardzo konkretne i bardzo twarde. Warunki do tego są oczywiste: zatrzymać przemoc i rozpocząć wewnętrzny dialog polityczny. Żeby do tego doprowadzić, trzeba mieć potężnego bata. Aleksander Łukaszenka jest zainteresowany współpracą gospodarczą z Zachodem. Chce zachodnich inwestycji, chce zachodnich kredytów, chce zachodnich technologii. A to znaczy, że instrumenty do perswazji Zachód posiada. Trzeba tylko umiejętnie je wykorzystać.
Andrzej Poczobut
Artykuł napisany specjalnie dla portalu Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!