– A trzeba, jak mawiał Putin, topić wszystkich w kiblu: za jednego – 20, 100… Żeby nikomu się nie chciało – taką receptę na uśmierzenie obywateli, adekwatnie reagujących na przemoc ze strony białoruskich „siłowików”, zaproponował deputowany białoruskiego parlamentu, były szef Sztabu Generalnego białoruskich sił zbrojnych, generał Oleg Biełokoniew – pisze Andrzej Pisalnik specjalnie dla Kresy24.pl.
Zgodnie z radą generała białoruskie KGB rozpoczęło polowanie na Białorusinów, którzy w komentarzach na forach internetowych i mediach społecznościowych negatywnie ocenili szturm białoruskich służb na mieszkanie informatyka, który, broniąc się przed napadem zabił jednego z oficerów KGB i sam zginął postrzelony przez atakujących.
Tragiczne zdarzenie, do którego doszło w Mińsku pod koniec września, ujawniło, że stosowana przez reżim Aleksandra Łukaszenki przemoc wobec krytycznie nastawionych do dyktatury obywateli sięgnęła apogeum i Białorusini zaczęli się bronić przed przemocą reżimu z bronią w ręku.
28 września informatyk z amerykańskiej firmy programistycznej EPAM Systems Andrej Zelcer (na zdjęciu), podczas szturmu białoruskich sił bezpieczeństwa na swoje mieszkanie zastrzelił z posiadanej legalnie myśliwskiej dubeltówki oficera białoruskiego KGB Dmitrija Fiedosiuka. Sam również zginął, trafiony przez funkcjonariuszy, szturmujących jego mieszkanie.
Oficjalna wersja tragicznego zdarzenia, w którym śmierć ponieśli dwaj młodzi mężczyźni, mówi, że szturmowa grupa białoruskich siłowików 28 września prowadziła w mieszkalnych blokach przy ulicy Jakubowskiego w Mińsku akcję, mającą na celu, ujęcie terrorystów.
Nagranie akcji antyterrorystycznej zostało rozpowszechnione w białoruskich mediach państwowych za zgodą struktur siłowych i w ich opinii miało dowodzić tego, że oficer KGB zginął z rąk terrorysty. Nagranie jednak ujawniło także, że funkcjonariusze, szturmujący mieszkanie Andreja Zelcera swoim wyglądem wcale nie przypominali antyterrorystów. Nie mieli na sobie ani kamizelek kuloodpornych, ani innego właściwego do wykonania tego typu operacji ekwipunku i uzbrojenia, ani nawet mundurów, które świadczyłyby o ich przynależności do legalnej formacji mundurowej.
„Na nagraniu, włamujący się do mieszkania mężczyźni mają na sobie cywilne ubrania, a ich głowy zamiast kasków „chronią” zwyczajne bejsbolówki. Właściciel mieszkania Andrej Zelcer, reagując na dźwięki wysadzanych drzwi wejściowych do swojego domu i włamujących się do środka mężczyzn miał prawo ocenić, że ma do czynienia z przestępcami. Stąd jego reakcja – chwycił za strzelbę, którą posiadał legalnie, jako zarejestrowany myśliwy, i oddał strzał w kierunku agresorów” – takie interpretacje tragicznego zdarzenia można było przeczytać w Internecie po tym, jak nagranie rozeszło się po sieci. Autorzy podobnych opinii nie zdawali sobie sprawy, że interpretując wydarzenia przy ulicy Jakubowskiego w ten sposób wydają na siebie wyrok.
Już w ciągu pierwszej doby, po publikacji kontrowersyjnego nagrania, Komitet Śledczy Białorusi we współpracy z KGB aresztował kilkudziesięciu autorów podobnych opinii pod zarzutem „celowych działań, skierowanych na wzniecanie socjalnej i innej nienawiści”. Dobę później liczba aresztowanych, niewłaściwie interpretujących na forach intertetowych oraz w mediach społecznościowych tragiczne wydarzenia z udziałem poległego w strzelaninie kagiebisty, przekroczyła liczbę stu, a obecnie jest szacowana na ponad dwieście aresztowanych.
Obława na „niewłaściwie” komentujących tragiczne zdarzenie internautów odbyła się na tle zmasowanej kampanii propagandowej w reżimowych mediach białoruskich, które od razu po ujawnieniu tragedii przy ulicy Jakubowskiego przekonywali opinię publiczną do tego, że dzielny oficer KGB Dmitrij Fiedosiuk zginął śmiercią bohaterską w walce z terrorystą, będącym najmitą zbiorowego Zachodu, prowadzącego wojnę przeciwko Republice Białorusi.
„28 września naród przeżył szok. Takiego bezpardonowego wyzwania jeszcze nie rzucano naszemu pokojowo nastawionemu krajowi” – burzył się w gazecie administracji Aleksandra Łukaszenki jeden z nadwornych komentatorów białoruskiego dyktatora Nikołaj Szcziokin.Zapewniał, iż „wypowiedziano nam wojnę terrorystyczną”. Łukaszenkowski propagandysta w swoim gniewnym uniesieniu nawoływał, aby wszystkich komentatorów, którzy mieli czelność zwątpić w bohaterstwo zabitego oficera KGB, wyłapywać i stawiać przed sądem. „Powinniśmy wyczyścić od ekstremizmu całą przestrzeń medialną, a medialni wspólnicy terrorysty, aktywnie usprawiedliwiający zabójcę, powinni znaleźć się w więzieniu”- grzmiał łukaszenkowski komentator.
W podobnym, histerycznym tonie akcję KGB, wskutek której zginęli dwaj młodzi mężczyźni, komentowały wszystkie państwowe media białoruskie.
Groźby pod adresem tych, kto śmiał zwątpić w bohaterstwo i kompetencje oficera KGB, który zginął w akcji, przeprowadzonej z naruszeniem zabezpieczeń, właściwych dla jednostek antyterrorystycznych, rzucał publicznie sam Łukaszenka. – Wszystkie konta (użytkowników internetowych – aut.) są w naszych rękach. (…) Nie wybaczymy tej śmierci – groził białoruski dyktator autorom wpisów internetowych, usprawiedliwiających zachowanie Andreja Zelcera wobec szturmujących jego mieszkanie siłowików.
Rosyjski politolog Andrej Suzdalcew, uważa, że histeria władz i obsługującej je propagandy, tłumaczy się szokiem, spowodowanym faktem tego, że w trwającej ponad rok białoruskiej wojnie domowej doszło do zbrojnej potyczki między funkcjonariuszami aparatu represji, a przedstawicielem społeczeństwa obywatelskiego.
Ciężkim, przeżywanym przez Łukaszenkę i jego podwładnych szokiem tłumaczy Suzdalcew m.in. fakt, iż ofiarą polowania na komentatorów tragedii z ulicy Jakubowskiego w Mińsku padł Giennadij Możejko, dziennikarz ulubionej gazety Władimira Putina – „Komsomolskiej Prawdy”.
Jako redaktor strony internetowej białoruskiego wydania „Komsomolskiej Prawdy” Możejko zamieścił publikację, w której koleżanka z klasy informatyka Andreja Zelcera, scharakteryzowała swojego kolegę, jako człowieka opowiadającego się za prawdą i zdolnego do obrony siebie i swoich poglądów.
Publikacja zawierająca pozytywną charakterystyką zabójcy oficera KGB, wywołała wściekłość władz w Mińsku, które, jak chwaliła się białoruska propaganda, z pomocą kolegów w Rosji aresztowały mającego białoruskie obywatelstwo dziennikarza, i postawiły mu zarzut „celowych działań, skierowanych na wzniecanie socjalnej i innej nienawiści”, czyli ten sam, który stał się pretekstem do obławy na komentatorów internetowych.
Sama białoruska mutacja „Komsomolskiej Prawdy”, będąca najpopularniejszą gazetą w kraju, pod presją władz Białorusi zmuszona została do likwidacji swojej białoruskiej redakcji.
Jak podkreśla Suzdalcew, w fałszywej narracji białoruskiej propagandy „Komsomolskaja Prawda” jawiła się, jako medium popierające białoruską opozycję i wydanie antyrosyjskie. W ten sposób w opinii eksperta, Łukaszenko, likwidując wydawanie na Białorusi periodyku, cieszącego się opinią ulubionej gazety Władimira Putina, próbuje zademonstrować, iż sam władca Kremla, skoro nie obronił przed represjami „Komsomolskiej Prawdy” i jej dziennikarza, pochwala brutalne metody walki Łukaszenki z własnym społeczeństwem.
Zdaniem Suzdalcewa reżim białoruski próbuje zrobić z Kremla i z Putina współodpowiedzialnych za represje wobec białoruskiego społeczeństwa. „Jest to wariant zapasowy na wypadek rezygnacji Moskwy z dalszego bezwarunkowego finansowania reżimu Łukaszenki” – twierdzi ekspert, dodając, że skuteczność łukaszenkowskiej polityki zasłaniania się Rosją zostanie sprawdzona już wkrótce, kiedy dojdzie do realizacji anonsowanej integracji Białorusi i Rosji.
Zobaczymy wówczas, Putin Łukaszenkę będzie „topić w kilblu”, czy odwrotnie?
Andrzej Pisalnik
Autor jest dziennikarzem pochodzącym z Grodna (ZnadNiemna.pl), działaczem Związku Polaków na Białorusi
fot. facebook.com/andrei.zeltser
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!