Historia ucieczki do Polski białoruskiej sprinterki Krystyny Cimanouskiej z Igrzysk Olimpijskich w Tokio w obawie przed prześladowaniem ze strony reżimu Aleksandra Łukaszenki za publiczną krytykę białoruskich urzędników sportowych potwierdza, iż rządzona przez dyktatora Białoruś stała się państwem toksycznym nawet dla najbardziej hołubionej kategorii obywateli – sportowców rangi światowej.
Najgłośniejszy skandal Igrzysk w Tokio stał się takim nie z powodu tego, że sportsmenka Kryscina Cimanouska (Kristina Timanowska) jest związana z antyłukaszenkowską opozycją i krytykowała reżim polityczny w swoim kraju. Jako zawodniczka, od sześciu lat wchodząca w skład lekkoatletycznej reprezentacji Białorusi, należała do uprzywilejowanej, elitarnej kategorii obywateli. Była zatrudniona w Republikańskim Centrum Przygotowań Olimpijskich Białorusi, będącym strukturą białoruskiego Ministerstwa Sportu i Turystyki.
Na Białorusi bycie sportowcem wysokiej rangi oznacza swobodę uprawiania ulubionego rodzaju aktywności, czyli szlifowania umiejętności w ulubionej dyscyplinie sportowej. Jednak ceną, jaką sportowiec na Białorusi ma płacić za komfort nieskrępowanego zajmowania się ulubioną sprawą, jest absolutna lojalność wobec panującej władzy i osobiście Aleksandra Łukaszenki. Regułą jest na Białorusi, że sportowiec rangi światowej jest jednocześnie oficerem jakiejś służby mundurowej. Wybitna białoruska biatlonistka Daria Domraczewa, na przykład, jest oficerem białoruskiego KGB.
Krystyna Cimanouska tego nie afiszuje, ale wszystko wskazuje na to, że również należy do grona sportowców, posiadających pagony. Świadczy o tym chociażby opublikowany w internecie rozkaz jej pracodawcy, czyli białoruskiego Ministerstwa Sportu i Turystyki, mówiący o tym, że zostaje „odkomenderowana do dalszego niesienia służby w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Białorusi”.
Przynależność białoruskiego sportowca do struktur mundurowych z punktu widzenia systemu, który zbudował Łukaszenka, robi ze sportowca zakładnika, który jako żołnierz podlega żelaznej dyscyplinie i wykonuje rozkazy. W przypadku wielu wybitnych białoruskich sportowców sprowadza się to do tego, iż muszą publicznie chwalić panujący na Białorusi reżimu i osobiście Aleksandra Łukaszenkę .
W Tokio, kiedy sportowi urzędnicy białoruscy zdecydowali o tym, że Kryscina Cimanouska pobiegnie w składzie sztafety 4 razy 400 metrów (do startu w której nie czuła się gotowa) sportsmenkę potraktowano właśnie jako żołnierza, który bezmyślnie wykona rozkaz, nawet jeśli wchodzi to w konflikt z jego prywatnym interesem i przekonaniami. Dramat Cimanouskiej polega zatem przede wszystkim na tym, że przygotowując się do startu w jej koronnej konkurencji – indywidualnym sprincie – i krytykując kierownictwo sportowe za zmuszanie jej do biegu w sztafecie, ubzdurała sobie, że jest wolnym człowiekiem, mającym własną godność i prawo do odmowy wykonania polecenia, z którym się nie zgadza.
W systemie, który zbudował na Białorusi Łukaszenka upominanie się o własną godność i sprawiedliwe traktowanie jest postrzegane, jako bunt i zdrada interesów państwa.
Przekonały się o tym tysiące białoruskich obywateli, którzy gniją obecnie w więzieniach i aresztach za to, że rok temu zażądali uczciwego liczenia głosów w wyborach prezydenckich. Znalazło się wśród nich także wielu wybitnych białoruskich sportowców, represjonowanych bez względu na zasługi i rangę – m.in. klubowa mistrzyni Polski, Rosji i Litwy w koszykówce Jelena Lewczenko (odsiedziała 15 dni aresztu za udział w pokojowym proteście), czy mistrz świata w kickboxingu Aleksiej Kudzin, którego białoruskie służby ściągnęły z Rosji i postawiły przed sądem za udział w ubiegłorocznych protestach i rzekomą napaść na milicjanta.
O tym, że bunt lekkoatletki rozzłościł szefostwo Narodowego Komitetu Olimpijskiego Białorusi, którym jeszcze do niedawna kierował sam Aleksander Łukaszenka, a po nim przejął to stanowisko jego syn Wiktor, mówią jednym głosem wszyscy białoruscy eksperci. Osobiście Łukaszence przypisują oni wydanie rozkazu o przymusowym wywiezieniu Cimanouskiej z Tokio na Białoruś. Zdecydowana większość obserwatorów zgadza się także z tym, że na Białorusi Cimanouska, jeśli nie trafiłaby do więzienia, o co w państwie rządzonym przez Łukaszenkę nietrudno, to zostałaby skierowana na leczenie psychiatryczne.
Ostateczną decyzję o tym, że nie wróci do kraju atletka podjęła po telefonicznej rozmowie ze swoją babcią, która odradzała powrót na Białoruś, gdyż państwowa propaganda białoruska zrobiła z jej wnuczki wroga ludu i osobę chorą psychicznie.
Białoruska propaganda, działająca według najgorszych wzorców propagandy sowieckiej, ogłosiła także, że ucieczka Cimanouskiej z Tokio na Zachód i szukanie przez nią schronienia w Polsce jest realizacją planu zachodnich służb specjalnych, mających na celu dyskredytację Białorusi, a także przygotowanie gruntu do wprowadzenia kolejnych sankcji.
Sama Cimanouska, chyba zdaje już sobie sprawę z tego, że na Białorusi została wrogiem publicznym.
Białoruski działacz opozycyjny Paweł Łatuszka, towarzyszący Krystynie Cimanouskiej podczas jej konferencji prasowej w Warszawie, ujawnił że liczba sportowców, występujących przeciwko Łukaszence rośnie lawinowo. Około 3 tysięcy z nich podpisało się już pod petycją przeciwko sfałszowaniu rok temu wyborów prezydenckich oraz przemocy, stosowanej przez reżim Łukaszenki wobec współobywateli. Przeciwko około 150 sportowcom zostały na Białorusi założone sprawy administracyjne, a nawet karne. Za granicą, m.in. w Wilnie, Warszawie oraz w Kijowie, działają biura zainicjowanego przez opozycyjnych sportowców Białoruskiego Funduszu Sportowej Solidarności. Przewodniczącą tej organizacji jest wybitna białoruska pływaczka, mistrzyni świata i Europy, kilkakrotna medalistka olimpijska Aleksandra Gierasimienia.
Według danych Białoruskiego Funduszu Sportowej Solidarności wśród białoruskich olimpijczyków w Tokio jest siedmiu sportowców, którzy podpisali petycję przeciwko Łukaszence. Oznacza to, że po powrocie białoruskiej delegacij olimpijskiej do domu środowisko sportowców, również olimpijczyków, może zostać poddane brutalnej czystce. Jeśli tak się stanie, to sportowcy, należący do jednej z najbardziej uprzywilejowanych na Białorusi kategorii obywateli, będą co raz częściej zmuszeni do szukania możliwości kontynuowania kariery poza granicami Białorusi.
O takim zamiarze ogłosiła już białoruska pięcioboistka Jana Maksimowa. Przebywająca z mężem Andrejem Krawczenką (srebrnym medalistą Olimpiady 2008 roku w dzisięcioboju) w Niemczech lekkoatletka uzasadniła swoją decyzję tym, że na Białorusi obecnie „można stracić nie tylko wolność, lecz także życie”.
Wszystko wskazuje na to, że na Białorusi wkrótce może zabraknąć sportowców klasy światowej. Taką prognozą podzieliła się w ostatnim wywiadzie dla białoruskiego opozycyjnego portalu Karta’97 przewodnicząca Białoruskiego Funduszu Sportowej Solidarności Aleksandra Gierasimienia. Według niej wskutek upokarzającej sportowców polityki władz Białorusi, w ciągu ostatnich szesnastu lat zdobycz medalowa Białorusi na Igrzyskach Olimpijskich spadła z dwudziestu do zaledwie kilku medali. – O czym to świadczy? O tym, że sport w kraju się nie rozwija – mówi białoruska opozycyjna mistrzyni w pływaniu i zwraca się do swoich kolegów sportowców, którzy wciąż zachowują wierność dyktatorowi: – Ci, którzy jeszcze wspieracie ten reżim i myślicie, że będziecie podtrzymywani w robieniu kariery sportowej – zapomnijcie o tym. Już za rok zabraknie pieniędzy na wasze utrzymanie, nawet na tych z was, którzy zdobywają medale. Was po prostu wyrzucą i nie będziecie nikomu potrzebni. Reżimowi wcale na was nie zależy, jako na ludziach i sportowcach. Reżimowi zależy tylko na utrzymaniu władzy”- podkreśla Aleksandra Gierasimienia.
To między innymi jej portret był pokazywany w reżimowej telewizji białoruskiej obok stryczka, jako zapowiedź rozprawienia się ze zdrajczynią państwa.
Andrzej Pisalnik
fot. Tymon Markowski, MSZ
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!