Możemy na razie odetchnąć z ulgą: Rosja nie zaatakuje Polski ani krajów bałtyckich, nie zdecyduje się też na okupację Białorusi, przynajmniej na razie. Amerykańska agencja analityczno – wywiadowcza Stratfor, specjalizująca się w prognozach geopolitycznych opublikowała kolejny raport, w którym prognozuje, że rozpoczynające się za 3 tygodnie manewry „Zapad-2017” są dopiero preludium większego konfliktu z NATO.
Wspólne manewry wojskowe Rosji i Białorusi „Zapad-2017”, zaplanowane na 14-20 września, mogą być większe i odegrać ważniejsze znaczenie niż poprzednie. To za pośrednictwem takich manewrów Rosja regularnie wysyła jeden ze swoich komunikatów strategicznych w stronę Zachodu – wieszczą analitycy Stratfor.
Według ich wiedzy, nie należy się raczej spodziewać, że w trakcie ćwiczeń Rosja przypuści atak, i nastąpi inwazja wojsk rosyjskich na Ukrainę czy okupacja Białorusi. Są one jednak pewnego rodzaju „zasygnalizowaniem kierunku, w jakim Władimir Putin może wzniecić działania militarne w przyszłości”, – czytamy w raporcie.
Autorzy publikacji przypominają, że w czasach radzieckich „Zapad” wymyślono jako sposób na przetestowanie przez Moskwę nowych systemów uzbrojenia, nawiązanie współpracy między państwami Układu Warszawskiego i demonstrację jej siły militarnej. Według danych NATO ćwiczenia osiągnęły apogeum w 1981 roku, kiedy to 100 do 150 tysięcy sowieckich żołnierzy symulowało inwazję na Niemcy i ataki nuklearne na kraje zachodnie. Po upadku ZSRR skala i intensywność ćwiczeń nieco się obniżyła, organizowano je nieregularnie. Ale we wrześniu 2009 roku, zaledwie rok po tym jak rosyjsko-gruzińska wojna stała się punktem zwrotnym i symbolem ożywienia Moskwy jako mocarstwa regionalnego, „Zapad” stały się regularnymi manewrami prowadzonymi wspólnie z Białorusią.
W 2009 roku wzięło w nich udział 12,5 tys. żołnierzy (7-8 tysięcy z Białorusi i 5-6 tysięcy z Rosji). Ćwiczono wówczas nie tylko inwazję na Polskę, ale także uderzenia jądrowe w Warszawę.
Kolejne manewry odbyły się w 2013 roku. Zostały rozszerzone o wszystkie rodzaje wojsk rosyjskich i jednostki szybkiego reagowania Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ). Według oficjalnych danych rosyjskiego i białoruskiego resortu obrony, uczestniczyło w nich 12 tysięcy żołnierzy, ale zachodni obserwatorzy wojskowi przekonują, że w rzeczywistości było co najmniej dwa razy więcej. Podczas ćwiczeń symulowano atak „bałtyckich terrorystów” na Białoruś, która zareagowała militarnie w powietrzu, na morzu i lądzie. Bomba jądrowa spadła tym razem na Szwecję. Ale według amerykańskich analityków, należy zwrócić uwagę na istotny ich zdaniem fakt, że taktyka walki przećwiczona na białoruskich poligonach podczas „Zapada”, została później wykorzystana przez Moskwę w wojnie na Ukrainie i w Syrii (min wykorzystanie samolotów bezzałogowych).
Im bliżej zaplanowanych na 14-20 września manewrów, napięcie między Rosją a Zachodem wciąż eskaluje. Zachodni obserwatorzy spodziewają się zresztą, że nadchodzące manewry będą największe od czasu utworzenia z Białorusią wspólnego formatu. Stany Zjednoczone i NATO zwiększyły swoją obecność w krajach bałtyckich, w Polsce i na Morzu Czarnym. Rosja również wzmocniła granice i zwiększyła wsparcie dla regionalnych sojuszników. Po rozszerzeniu przez Waszyngton sankcji wobec Rosji, na co Kreml obiecał odpowiedzieć „asymetrycznie”, Rosja wykorzystać te manewry, by wysłać sygnał na Zachód – uważają analitycy.
Ale kraje bałtyckie obawiają się, że Rosja użyje manewrów w celu ustanowienia stałej obecności wojskowej na Białorusi w odpowiedzi na umocnienie pozycji NATO. Również ukraińscy urzędnicy wyrazili obawy dotyczące planowanego wykorzystania przez Moskwę systemów obrony powietrznej na granicy Białorusi z Ukrainą, a były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili ostrzegł nawet, że w trakcie ćwiczeń Rosja dokona aneksji Białorusi.
„Prawdopodobnie, Rosja nie wykorzysta manewrów „Zapad -2017″ do zamaskowania działań ofensywnych przeciwko Ukrainie lub krajom bałtyckim” – pisze Straffor –
„Inwazja na państwa bałtyckie doprowadziłaby do aktywowania artykułu 5 NATO – o kolektywnej obronie państw sojuszu, a to oznaczałoby dla Moskwy trudną do przewidzenia reakcję Zachodu”.
Analitycy mają nadzieję, że obecność licznych obserwatorów zaproszonych na Białoruś to publika, przed którą Rosja nie odważy się na jakiekolwiek działania.
Mimo to, podkreślając skalę, znaczenie i potencjalne zagrożenia, kraje bałtyckie zdołały uzyskać dodatkowe wsparcie ze strony Zachodu na czas trwania ćwiczeń. NATO zobowiązało się do poszerzenia patrolowania przestrzeni powietrznej, Waszyngton ogłosił rozmieszczenie w Estonii roty spadochroniarzy, a wiceprezydent USA Mike Pence zapowiedział, że Stany Zjednoczone rozważają możliwość rozmieszczenia rakiet.
Jednocześnie, jak zauważają autorzy raportu, nawet jeśli Rosja powstrzyma się od agresywnych kroków podczas ćwiczeń, może wykorzystać je dla działań wojennych w przyszłości, na przykład, pozostawiając swój sprzęt wojskowy i uzbrojenie na Białorusi, albo utrzymanie szerokiej obecności wojskowej w obwodzie kaliningradzkim lub w zachodnich regionach Rosji. Korzystając z faktu, że Zachód koncentruje się na ćwiczeniach Zapad-2017, Kreml może też przygotować siły do wojskowej eskalacji istniejących konfliktów, na przykład na wschodzie Ukrainy.
Stratfor podkreśla, że zbliżające się manewry nie przekształcą się pewnie w aneksję lub ofensywę wojskową, której boją się Ukraina, Polska i kraje bałtyckie. Odegrają natomiast symboliczną i praktyczną funkcję komunikowania się z Zachodem i są zapowiedzią planowanych przez Rosję kroków następnych.
Kresy24.pl/AB
8 komentarzy
tagore
24 sierpnia 2017 o 13:44Jako osłona działań przeciwko Ukrainie te wojska na Białorusi są całkiem sensowne.
karabast66
24 sierpnia 2017 o 17:30A w obawie przed atakiem wojsk rosyjskich, 1-go września wojska niemieckie prewencyjnie zaatakują Polskę. ???. Alleluja i do przodu.
observer48
24 sierpnia 2017 o 23:23@karabast66
Z obecnym morale Bundeswehra nie ma szans, szczególnie wzięta w dwa ognie przez Amerykanów, którzy do dnia dzisiejszego kontrolują jej dowództwo i będą to robić do roku 2099. Rozmieszczenie wojsk USA w Polsce ma m.in. na celu trzymanie w szachu Niemiec i Francji, które od upadku Sowietów chcą się pozbyć wpływów USA w Europie. Tak Niemcy, jak Francja wydają się jednak zapominać, że wyjątkowo patriotycznie nastawieni Amerykanie pamiętają o swoich chłopcach poległych w Europie podczas dwóch wojen światowych i nigdy nie dopuszczą Niemiec do władzy na tym kontynencie.
Mazowszanin
25 sierpnia 2017 o 09:55Nie śmiej się, już nie tak dawno, pod koniec marca 2014 roku, Tusk sam osobiście mówił iż nie wiadomo czy 1 IX dzieci pójdą do szkoły. To było w momencie gdy Rosja weszła na terytorium Krymu za pomocą zielonych ludzików. Nigdy nie wiadomo, którego dnia skorzystać by chcieli możnowładcy z UE (np. Juncker, Schultz, Merkel, Macron i inni) z użyciem, tak pożądanej przez nich, euro-armii zaprowadzać „ład, praworządność i demokrację” i rządy opcji pruskiej w PL… Na szczęście mammy na terytorium kraju wojska USA, co już studzi zamiary obu odwiecznych partnerów, dziś jawnie współpracujących na polu politycznym i gospodarczym.
Red
25 sierpnia 2017 o 08:34Logicznie myślący Polacy nie obawiają się ataku ze strony rosyjskiej.Bardziej obawiają się do czego może doprowadzić zjadliwa propaganda i zwiększająca się liczba wojsk usmańskich na terenie Polski.
Aleks
26 sierpnia 2017 o 08:21Ty jestes logicznie myslacym ale z Moskwy, kacapie!
Aleks
26 sierpnia 2017 o 08:23Polska powinna przećwiczyć atak chemiczny na Moskwę i może dobrać sobie inne miasta Rosji!
Podlaszuk
5 września 2017 o 02:43Nic dziwnego, że Rosja „prowokuje”. Ćwiczenia NATO w Polsce i krajach bałtyckich to nie prowokacja?