Krótki segment wyemitowany przez CNN na początku tygodnia o współpracowniku CIA mającym dostęp do samego prezydenta Putina, który musiał być ewakuowany z Rosji podobno z powodu nietypowych zachowań prezydenta Trumpa, wywołał burzę domysłów w amerykańskich mediach.
Fakty
Z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że przynajmniej częściowo historia opowiedziana przez CNN i rozwinięta przez „New York Times”a oraz NBC News i MSNBC jest prawdziwa. CIA miała swojego człowieka na Kremlu. Oczywiście nie był to nikt z wewnętrznego kręgu Putina, ale raczej doradca któregoś z wyższych urzędników. Tym niemniej miał on dostęp do tajnych dokumentów i sporadycznie także dostęp do samego prezydenta Federacji; „Był w pokoju” -jak mawiają amerykanie. To on dostarczył sprawdzone już informacje, że Putin osobiście wydał rozkaz „ataku na amerykańskie wybory prezydenckie w 2016 roku”. Wiemy również, że został „eksfiltrowany” w 2017 roku i to tyle jeśli chodzi o fakty.
Spekulacje
Najważniejszą i najbardziej kontrowersyjną częścią materiału CNN była supozycja, że tzw. ekstrakcja ważnego przecież „assetu” (jak w USA nazywa się źródła osobowe wywiadu) była podyktowana obawą przed ujawnieniem go przez Trumpa. Dziś zaprzeczyło temu zarówno same CIA (co nie jest dziwne) jak i „New York Times”, który twierdzi, że nie istnieją dowody na bezpośrednie zagrożenie dekonspiracji szpiega przez prezydenta.
Słowo „bezpośrednie” jest tu szczególnie ważne, pośrednie dowody bowiem istnieją i są powszechnie znane. Oprócz jawnej pogardy administracji Trumpa dla protokołów bezpieczeństwa (prezydent USA używa komercyjnego, niezabezpieczonego telefonu, a certyfikaty bezpieczeństwa dające dostęp do tajemnic państwowych były wydawane lekką ręką) najbardziej problematyczne było ugoszczenie w owalnym gabinecie Siergieja Kisliaka , ambasadora Rosji w Waszyngtonie, powszechnie znanego jako „mistrz szpiegów”. I pozwolenie mu na wniesienie do gabinetu prezydenta urządzeń elektronicznych. Miało to miejsce 2017 i rzeczywiście spowodowało prawdziwą panikę w szeregach służb wywiadowczych USA. Zagrożony mógł więc poczuć się również rzeczony szpieg na Kremlu i po prostu poprosić o ewakuację.
Osoba i czas
Fakt, że sprawa wychodzi na jaw teraz, może być wiązany z kilkoma sprawami. Pierwszą jest oczywiście rozkręcająca się kampania wyborcza w USA i specyficzna rola w niej mediów. Choć fakt, że o historii tej doniósł jako pierwszy CNN, wbrew pozorom telewizja słynąca z niechęci do zajmowania aż tak politycznego stanowiska (nawet, gdy wymagałaby tego dziennikarska rzetelność) osłabia nieco ten argument. Drugą sprawą jest rosnąca niechęć tradycyjnie republikańskich służb do prezydenta Trumpa. Trzecią zaś, zupełnie nie zaskakująca, dymisja Johna Boltona mającego wielu sojuszników w tych kręgach. Część komentatorów przewidywała, że będzie ona początkiem republikańskich ataków na prezydenta USA.
Osobną sprawą jest mocno akcentowane przez FOX News rzekome „ujawnienie” osoby agenta przez media. Miał nim być Oleg Smolienkow. Problem w tym, że mieszkał on w USA do dłuższego czasu nie zmieniając nawet nazwiska (co jest niezgodne z protokołem CIA), nie można więc łudzić się, że był poza podejrzeniem rosyjskiego kontrwywiadu. Nie wiemy również czy do mediów nie przedostało się to tylko ze strony … rosyjskiej. Jako jeden z pierwszych (na długo przed NBC), o ile nie pierwszy, podał je do wiadomości publicznej „Kommiersant”, choć też należy pamiętać, że nie jest to tytuł bliski Kremlowi. Sama identyfikacja Smolienkowa jako rzeczonego agenta na Kremlu jest zresztą dość problematyczna.
Z kolej władze rosyjskie zaprzeczają sprawie od początku do końca nazywając ją „Pulp Fiction”. Nie jest jasne czy cała sprawa będzie miała jakąkolwiek kontynuację czy też przycichnie i stanie się medialną wydmuszką – jak na razie prezydent Trump nie „zatłitował” o niej ani razu.
MK
foto wikipedia
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!