Była prokurator Krymu, a obecnie deputowana do Dumy, miłośniczka cara Mikołaja II i jedna z liderów protestów przeciwko filmowi „Matylda”, została zgłoszona przez niszową partię monarchistów jako kandydat na prezydenta Rosji. Ta od razu odmówiła, podkreślając że jest tylko jeden przywódca Rosji – Władimir Putin. Niemniej jednak, faktem jest, że w Rosji w niezwykle szybkim tempie rośnie popularność jej samej, jak i zwulgaryzowanych poglądów monarchistycznych.
W całej Rosji nie ustają protesty przeciwko filmowi „Matylda” Aleksieja Uczitiela. Kilka dni temu w Petersburgu tradycyjna procesja z relikwiami Aleksandra Newskiego zamieniła się w demonstrację przeciwko filmowi ukazującemu młodzieńczy romans ostatniego cara Rosji z artystką polskiego pochodzenia. Uczestnicy nieśli transparenty wychwalające Mikołaja II i jego rodzinę i wyrażające protest przeciwko filmowi „Matylda”. Przed tłumami wystąpił przewodniczący rady miejskiej Wiaczesław Makarow, który w dramatycznym tonie mówił: – Rosja to ostatnia nadzieja Boga. Dlatego Pan chroni Rosję. Musimy tylko zrozumieć, że gdzie wiara prawosławna, tam zwycięstwo!
Pod wpływem wspieranych przez rosyjską Cerkiew prawosławną protestów (którym towarzyszą pogróżki) największa sieć kin w Rosji wycofała się z dystrybucji filmu, którego premiera przewidziana jest na październik. Nieznani sprawcy podpalili samochód prawnika reprezentującego reżysera „Matyldy”. Pozostawiono koło wraku kartkę „spłonąć za Matyldę”. W protestach od miesięcy prym wiedzie także oczywiście deputowana Natalia Pokłońska, która skierowała sprawę filmu do prokuratury powołując się na ekspertyzę kilkudziesięciu rosyjskich uczonych, którzy twierdzą, że film jest niezgodny z prawdą historyczną i pornograficzny. Co ciekawe, „Matyldę” skrytykował także Ramzan Kadyrow, prezydent autonomicznej Czeczenii, który po cichu wprowadza w swojej republice szariat. Tematu unika natomiast sam Władimir Putin. Premier Dmitrij Miedwiediew z kolei spytany o „Matyldę” powiedział, że jest przeciwko cenzurze. Mimo to, faktem jest, że artyści mają w Rosji ostatnio ciężej niż zwykle. Jak pisaliśmy, do aresztu domowego trafił znany i ceniony nie tylko w Rosji reżyser Kirył Sieriebriennikow. Wiele wskazuje na to, że rozpracowywało go FSB. W miarę niezależne środowiska artystyczne w Rosji kojarzone są z raczej liberalną, antysystemową opozycją. Dlatego w ten trend można wpisać również dalsze „dokręcanie śruby” resztkom wolnych mediów, czego przykładem jest prawdopodobna próba zabójstwa dziennikarki Julii Łatyniny. Zdecydowała się ona ostatecznie opuścić kraj.
Jeśli wczytać się w ton tekstów i innych materiałów o Rosji w dominujących liberalno-lewicowych mediów na Zachodzie, wyłania się obraz jakiejś ofensywy faszystowskiej w Rosji i dalszego wzmacniania się dyktatury w tym kierunku. Sytuacja jest jednak dużo bardziej skomplikowana.
Antysystemowa opozycja jest pod coraz większą presją, to prawda, a jednocześnie w niedzielnych wyborach samorządowych w Moskwie zjednoczona demokratyczna opozycja wygrała w 14 dzielnicach Moskwy, gdzieniegdzie miażdżąc proputinowską Jedną Rosję. Oczywiście, w większości dzielnic i w mieście Jedna Rosja i tak wygrała, i ma w sumie 75 proc. mandatów, ale znaczenie symboliczne też ma swoją dużą wagę.
Zaś w obozie władzy coraz śmielej zdumienie i zniecierpliwienie rosnącymi wpływami „prawosławnych” wyrażają bardziej „świeccy” zwolennicy Kremla. „Matyldy” i „wolności twórczej” bronią nawet artyści i ludzie kultury dotąd we wszystkim entuzjastycznie popierający reżim.
Rośnie liczba jej fanów, ale też i liczba wrogów zaniepokojonych rozgłosem wokół niej. To najprawdopodobniej oni stali za przeciekiem do mediów zrobionego z ukrycia zdjęcia, na którym widać spotkanie Uczitielia i Pokłońskiej. W domyśle – jest zakłamana. Pokłońska stwierdziła, że zdjęcie jest stare, a spotkanie z reżyserem było przypadkowe, przy okazji uroczystości Dnia Rosji, na które przybyło wielu gości. Chyba po to, aby pokazac swoje nieprzejednanie, w tym tygodniu Pokłońska jeszcze oznajmiła, że według jej wiedzy pieniądze na „Matyldę” pochodzą z nielegalnych źródeł.
Zdaniem ukraińskiego dziennikarza Radia Swoboda Witalija Portnikowa, zajmującego się także polityką rosyjską, krymska nomenklatura uważa się nie za nomenklaturę, ale spadkobierców rosyjskiej arystokracji. I w coraz większym stopniu rozpycha się na salonach władzy w Rosji. Ale też napotyka opór.
„Była prokurator Krymu, (…) do czasu okupacji Krymu była dosłownie nikim, a po aneksji zyskała popularność, gabinet i stanowisko” – pisze Portnikow na rosyjskiej, niezależnej stronie Grani.ru szydząc nie tylko z Pokłońskiej, ale też z jej oponentów, związanych z Kremlem zasiedziałych publicystów, polityków, artystów i urzędników od kultury.
Portnikow odnosi się do stenogramów z posiedzenia komisji kultury w Dumie, do których dotarł. Na posiedzeniu dyskutowano właśnie palącą kwestię filmu „Matylda”. Większość prokremlowskich elit nie ukrywa, że jest zdumionych skalą „antymatyldowych” protestów, jak i postawą i postacią samej Pokłońskiej. Argumenty przeciwko filmowi i w ogóle rosnące w siłę w Rosji środowiska odwołujące się do prawosławia i carskiej Rosji nazywają ciemnymi, antysemickimi oraz ostrzegają przed cenzurą. Jeden z deputowanych do Dumy na posiedzeniu komisji kultury w tym kontekście ostrzegał nawet przed… „ukrainizacją” rosyjskiej polityki.
„Putin ciągnie Rosję z powrotem do Związku Sowieckiego – małymi kroczkami, ale tak, by się nie wyrwała. Stąd przywrócenie sowieckiego hymnu, i cytaty ze Stalina w metrze, i powrót czerwonej symboliki, i styl propagandy. I wszyscy jego bracia – od Miedinskiego do Goworuchina z Draczenko – wystroili się na okazję restauracji sowieckiego mitu. A na Krymie – w tych kręgach, gdzie wzrastała Pokłońska i do których powróciła – był inny mit, imperialny. Putin przecież oddał Krym nie starej sowieckiej nomenklaturze, nie „klanowi donieckiemu”, a drużynie szowinistów pod wodzą Aksjonowa. Ci ludzie zawsze przeciwstawiali Ukrainie konkretnie Imperium Rosyjskie, a nie ZSRS. Tak im było łatwiej czuć się hrabiami, a wszystkich Ukraińców uważać za niegramotnych mużyków. Pomnik Mikołaja II w Nowym Świecie na Krymie pojawił się przecież przed aneksją Krymu, a pomnik Stalina w Liwadii – dopiero po. Ale w Moskwie woleli tego nie zauważać. Kogo interesują lokalne resentymenty i uprzedzenia? A Pokłońska to właśnie dziecko tych uprzedzeń. To jasne, że tak jak zwykła koniunkturalistka, ona gra i czasami przegrywa, ale może być szczerze przekonana, że to i tak partia, której ostatecznie nie można przegrać. Dlatego, że wcześniej przez cały czas ten świadomy obskurantyzm pomagał jej w karierze i, jakkolwiek by to było dziwne, poprawiał jej samoocenę. Pokłońska – to przecież wielka pani prokurator z Guberni Taurydzkiej (nieużywana od XIX wieku, carska nazwa guberni na Półwyspie Krymskim ze stolicą w Symferopolu – red.), a Goworuchin i Bortko to wielcy sowieccy reżyserzy. Jakże ci ludzie mogliby się porozumieć?” – pisze Portnikow.
„A ona przecież tam nie jest wyjątkiem. Jedyna na komisji kultury koleżanka, która ją wprost poparła i wychwalała jej „prawosławność”, także była z Krymu. Tak, na takim właśnie Krymie oparł się Putin. Innego Krymu nie ma. I Goworuchin i Bortko też nie mają. Normalni ludzie, którzy oglądali i oglądają ich filmy z czasów, gdy Goworuchin i Bortko jeszcze byli reżyserami, nie popierają awantur. A Krym, który Rosja sobie wzięła – to Krym z jednej strony gangsterów, z drugiej strony prawosławnych „Szarikowów” (Szarikow to bohater „Psiego serca” Michaiła Bułhakowa, czyli pies któremu przeszczepiono część mózgu pochodzącą od prymitywnego i grubiańskiego człowieka. Witalij Portnikow ma pewnie na myśli, że na podobniej zasadzie „ludziom radzieckim” z Krymu przeszczepiono powierzchowną duchowość prawosławną i „wielkopańską” mentalność – red.). I jedna taka (ściślej rzecz biorąc – nie jedyna) „Szarikowa” stała się deputowaną Dumy Państwowej. (…) To nie „ukrainizacja” rosyjskiej polityki” – twierdzi Portnikow, zaznacza jednak, że inicjatywa i swego rodzaju bezczelność Pokłońskiej rzeczywiście przypomina, że żyła na Ukrainie. Odróżnia się od rosyjskich polityków, którzy, jak pisze, na ogół zachowują się ze szczerą bądź udawaną pokorą i biernością wobec władzy czy zastanych reguł
„To „krymizacja” rosyjskiej polityki. Krym wasz. W tym nic nowego. Wcześniej była „czeczenizacja”, teraz „krymizacja”. W swoim dążeniu do zdobycia i ujarzmienia prowincji metropolia często przejmuje ich reguły gry” – stawia diagnozę Portnikow.
MaH
Na zdjęciu od prawej: Natalia Pokłońska i Siergiej Aksionow, „premier” Krymu, kfo.gov.ru
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!