Udział rosyjskich treści w białoruskiej przestrzeni medialnej sięga 65 procent! Świadomość zagrożenia wynikającego z propagandy kremlowskiej ewidentnie sieje strach wśród urzędników białoruskiego reżimu, ale Mińsk nie znajduje alternatywy, ta przeraża go jeszcze bardziej.
Fala publikacji, audycji w rosyjskich mediach o rzekomo rosnącej na Białorusi rusofobii (z nieskrywanym przekazem autorów: na Ukrainie nie wyszło po naszej myśli, teraz wszystkie ręce na pokład by nie stracić Białorusi) zmusza Mińsk do pochylenia się nad kwestią gwarancji białoruskich interesów w krajowej przestrzeni informacyjnej.
Białoruś i Rosja są oficjalnie sojusznikami, od kiedy sięgnąć pamięcią. Ale ten sojusz nie przeszkodził Moskwie w 2010 roku (na fali zaostrzenia konfliktu) pokazać na antenie telewizji NTV całej serii „Kriostnyj baćka”. Serial wyraźnie miał na celu zdyskredytowanie Aleksandra Łukaszenki (wspomniano w nim o „szwadronach śmierci”, znikaniu bez wieści przeciwników politycznych prezydenta, były też ataki personalne).
Białoruska telewizja zareagowała na to emisją wywiadu z ówczesnym prezydentem Gruzji Micheiłem Saakaszwili, który drażnił wówczas Kreml niemiłosiernie (po rosyjsko-gruzińskiej wojnie z 2008 roku). Wydawałoby się, że 15 minut wywiadu z Saakaszwilim w odpowiedzi na serię programów – to drobiazg, skutek jednak jakiś odniósł. Chociaż o tym, że zasadniczy wpływ „Kriostnego baćki” ostatecznie okazał się bez większego znaczenia, a wpływ miały zupełnie inne czynniki przekonaliśmy się nieco później, gdy Moskwa i Mińsk znalazły kompromis w kwestii integracji.
Rosja usilnie zabiegała w Mińsku, by Białoruś uznała oderwane od Gruzji Abchazję i Osetię Południową. Łukaszenka złożył solenną obietnicę, że przemyśli sprawę, co zadowoliło Kreml. Tym bardziej, że podpisano porozumienie o unii celnej – EaUG . W rezultacie, Kreml spuścił prezydenta Białorusi z celownika i nie przeszkadzał w reelekcji na kolejną kadencję (wybory odbyły się w grudniu 2010 roku).
Ale któż może przewidzieć, jaki obrót przyjmą sprawy jutro, kto okaże się odwiecznym wrogiem, a kto przyjacielem do grobowej deski…
Z orędzia prezydenta Rosji Władimira Putina, które wygłosił 1 grudnia wynika, że „stworzonych na zamówienie jego wrogów kampanii informacyjnych, kompromitujących go materiałów, mentorskich pouczeń, to ona ma już dosyć, a jeśli zajdzie taka potrzeba, to oni sami mogą innych nauczyć jak się takowe robi. Świadom jednak wielkiej odpowiedzialności jaka na nim spoczywa, szczerze i chętnie wolałby się zająć rozwiązywaniem problemów globalnych. No i regionalnych”.
Ale to „jeśli” w tym kontekście jest raczej niestosowne, choćby z uwagi na propagandowe kanały „Sputnik” i RT, które od dawna niosą służbę ku chwale „wielikoj Rasiji” poza jej granicami.
To nie przypadek, 23 listopada Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie antyrosyjskiej propagandy. Między innymi, stwierdza się w niej, że Rosja prowadzi propagandę wobec krajów Unii Europejskiej i Partnerstwa Wschodniego, a zatem i wobec Białorusi.
W ostatnich latach rząd białoruski podjął wszelkie kroki administracyjne, wymierzone w kontrolowanie krajowej przestrzeni informacyjnej (media niezależne).
Jednak możliwość moderowania, czy choćby wpływania na zawartość białorusko-rosyjskich hybrydowych kanałów telewizyjnych jest bez szans. Nie mówiąc o wyłączeniu stricte rosyjskich kanałów z oferty sieci kablowych.
Według badań „Satio”, 48,17 proc. Białorusinów ogląda kanał „NTV-Białoruś”, a 21 proc, jego rosyjski odpowiednik. Ten kanał w obydwu formatach jest jednym z liderów na rynku białoruskim.
Władze białoruskie nie stosują cenzury wobec rosyjskich kanałów telewizyjnych, o ile programy te nie przybierają ataku bezpośrednio na Łukaszenkę. Zresztą nie mają takiej możliwości.
I tak na przykład, rosyjski 1 Kanał, 24 listopada pokazał na żywo talk show „Sąsiedzi. Czas pokaże”, podczas którego przeprowadzono bezpośrednie paralele między stosunkiem ukraińskiego i białoruskiego społeczeństwa do Rosji, mówiono też o wzroście rusofobii na Białorusi.
25 listopada to samo pokazał białoruski kanał ONT, który wystartował swego czasu jako alternatywa dla rosyjskiego kanału ORT (obecnie 1Kanał), ale wykorzystuje znaczną część kontentu ORT.
Należy zauważyć, że według badania „Satio”, ONT ogląda 65.58 proc. Białorusinów, a udział w rynku rosyjskiego 1 Kanału waha się na granicy błędu statystycznego. Jednak z tego powodu, że ONT emituje kontent rosyjskiego kanału, oglądalność tych zapożyczonych programów przekracza widownię TV „Białoruś -1” (50,63 proc).
Jednak i BiełTeleRadioKampania aktywnie korzysta z treści rosyjskich – masowo nabywając filmy i programy rosyjskich producentów. To nie przypadek, wiceszef Administracji Prezydenta Igor Buzowskij, w maju br. wyraził publiczne zaniepokojenie, że procent rosyjskich treści w białoruskich mediach wynosi 65 proc. – „to również nie może nie budzić naszych obaw z punktu widzenia kultury narodowej, w tym bezpieczeństwa informacji”, – mówił.
Czy białoruskie kanały mają szansę zamienić rosyjskie?
Teoretycznie rzecz biorąc – mają. Jednak w praktyce, odpowiedź brzmi „nie”.
Na Białorusi, podejmowane są próby wyprodukowania własnych materiałów, takich z wyższej półki, ale krótko mówiąc, środków wystarcza jedynie na noworoczne show, no i może na cotygodniowy program publicystyczno-polityczny. Nawet gadające głowy w studiu z organizacyjnego punktu widzenia są drogie, nie mówiąc już o nowoczesnych muzycznych projektach, dlatego menedżerowie białoruskiej TV nie widzą alternatywy dla zakupu rosyjskich.
Ale zrównoważenie rosyjskiego przekazu w białoruskiej TV, w pewnym stopniu możliwe byłoby dzięki ukraińskim programom. W 2014 roku prezydenci Białorusi i Ukrainy porozumieli się nawet w tej sprawie. Strona ukraińska gotowa jest zaoferować współpracę z kanałem telewizji publicznej «UA|TV – Іnomovlennya Ukraina”, który nie jest szczególnie mocny w rozrywce – jego rolą jest systematycznie odbijanie rosyjskich ataków w wojnie informacyjnej z Rosją. Jednakże i na kanale „Białoruś 24” treści rozrywkowe i filmy zajmują mniej niż 50 proc.
Rzecz w tym, że na poziomie wykonawczym decyzje nie zapadły do dziś.
Można snuć przypuszczenia, że strona białoruska chciałaby otrzymywać tanie ukraińskie programy rozrywkowe, przy jednoczesnym zachowaniu kontroli po swojej stronie (na przykład w postaci hybrydowego białorusko-ukraińskiego kanału telewizyjnego).
Ale nie ma się co łudzić, władzom białoruskim nie potrzebne są jakieś niekontrolowane, zagraniczne programy informacyjne. Białoruski rząd toleruje rosyjski przekaz informacyjny, bo oko wielkiego brata z Kremla zazdrośnie łypie, a i białoruskie audytorium przywykło.
Na mocną alternatywę potrzebne są przede wszystkim finanse, których białoruska telewizja dziś nie posiada. Białoruskie kanały telewizyjne są w dziedzinie technologii produkcji telewizyjnej 100 lat za …… Nie kręcone są żadne seriale telewizyjne, jedyne w czym są skuteczni, to w codziennych wiadomościach, choć i te robione są raczej prymitywnie.
Żeby jednak wykorzystywać jako przeciwwagę dla rosyjskiej propagandy inne – zagraniczne, ukraińskie, polskie, brytyjskie czy niemieckie programy, potrzeba woli politycznej. Tak długo jak w głowie białoruskiego prezydenta nie nastąpi zmiana wizji świata, nie będzie to możliwe.
Pawluk Bykowski
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u:https://www.facebook.com/semperkresy/
Kresy24.pl/naviny.by
1 komentarz
SyøTroll
8 grudnia 2016 o 08:35Zarówno na Białorusi jak i w Armenii rosyjska propaganda jest traktowana jako bardziej wiarygodna od europejskiej. Po wsparciu przez UE antyrządowej rewolty na Majdanie, w celu podpisania przez Ukrainę umowy stowarzyszeniowej, UE musi zmienić Politykę Wschodnią na mniej agresywną, by przywrócić wiarę w standardy i wartości, zarówno w krajach którymi jest zainteresowana, jak i w krajach członkowskich. Rezolucja z 23 listopada, jedynie tego dowodzi.
Trzeba się zastanowić dlaczego. Może UE dla tych krajów stanowi bardziej zagrożenie niż szanse, z powodu słabej gospodarki, która prawdopodobnie nie wytrzyma konkurencji z gospodarkami europejskimi.