Każde wybory na Litwie przynoszą jakieś „niespodzianki”. Te również nie były pod tym względem wyjątkiem. Mam na myśli wyborcze manipulacje i sztucznie tworzone przeszkody, byleby osłabić pozycję polskiej partii. Litewskie wybory parlamentarne komentuje dr Bogusław Rogalski – politolog, doradca Europejskich Konserwatystów i Reformatorów ds. międzynarodowych w Parlamencie Europejskim, europoseł w latach 2004-2009, członek Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej:
Pierwsza tura wyborów parlamentarnych na Litwie za nami. To kolejny wielki sukces wyborczy Polaków na Wileńszczyźnie. To również dowód na docenienie przez wyborców uczciwej polityki opartej na prawdziwych wartościach, którą prowadzi Akcja Wyborcza Polaków na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin. Wybory te były szczególnym wyzwaniem dla polskich organizacji. Pomimo nieustających ataków medialnych i politycznych tak partia, jak i cała polska społeczność pokazały, że jednością, poświęceniem dla sprawy i wytrwałą pracą można osiągnąć bardzo wiele. Obecne wybory doprowadziły Polaków na Litwie do potwierdzenia wysokiej pozycji, jaką Akcja zajmuje na litewskiej scenie politycznej.
Wyborcze manipulacje
Każde wybory na Litwie przynoszą jakieś „niespodzianki”. Te również nie były pod tym względem wyjątkiem. Mam na myśli wyborcze manipulacje i sztucznie tworzone przeszkody, byleby osłabić pozycję polskiej partii. Są to działania różnych instytucji i władz państwowych, którym w sukurs idą litewskie media, zawsze atakujące podczas kampanii polityków AWPL–ZChR. W tym dziele bardzo często do ataków przyłącza się medialna grupa ZW (Znad Wilii – red.), która od dłuższego już czasu uderza w jedność organizacyjną Polaków na Litwie. I tym razem reklamowała partie litewskie, i różne tak zwane sekcje polskie przy nich, chociaż bez żadnego efektu. Polacy na Wileńszczyźnie jeszcze raz udowodnili przy urnach, że nawet perfidna manipulacja w języku polskim nie potrafi ich zdezorientować. Bo Wilniucy umieją odróżnić ziarno od plew. W podobny sposób niektóre media i instytucje litewskie dwoją się i troją w medialnym manipulowaniu oraz rzucaniu kłód pod nogi Polaków. Historia tych poczynań jest długa, a rozpoczyna ją rozwiązanie polskich samorządów na Wileńszczyźnie. Później wprowadzono próg wyborczy dla mniejszości narodowych, pomimo, że łamie to standardy europejskie, dla przykładu w Polsce takiego progu nie ma w ogóle. Niezgodnie z konwencją Rady Europy i zaleceniami Komisji Weneckiej zmieniano wielokrotnie granice okręgów wyborczych na niekorzyść polskiej społeczności. W wyborach prezydenckich utrudniano rejestrację kandydata polskiej partii. Podobne problemy czyniono z rejestracją bloku wyborczego AWPL. Ostatnio zaś zmieniono przepisy w sprawie zawiązywania koalicji wyborczych oraz utrudniono kandydowanie merom i posłom do PE, odbierając im możliwość wyboru mandatu po wyborach. Pomimo tych ewidentnych przeszkód, Polacy na Litwie, dzięki doskonałej organizacji i sprawnemu zarządzaniu, które mogą służyć za wzór innym wspólnotom polonijnym, w każdych wyborach pokonują trudności i uzyskują imponujące wyniki. To te osiągnięcia są solą w oku wszystkich tych, którzy źle życzą polskości na Wileńszczyźnie. Miniona pierwsza tura wyborów parlamentarnych może posłużyć jako przykład i ostrzeżenie, jak nie powinny wyglądać rzetelne wybory. Oto kilka faktów.
Wybory bez exit polls
W systemie demokratycznym przejrzystość aktu wyborczego ma podstawowe znaczenie. Cecha ta, jeśli jest spełniona, buduje zaufanie do wybranych przedstawicieli władzy i samego państwa. Po ostatnich wyborach na Litwie pozostał co najmniej niesmak i podejrzenie o próbę zafałszowania rzeczywistego wyniku wyborczego. Dziwne przypadki, czy wręcz manipulacje, pojawiły się na samym początku wyborów. Natomiast miarą rzetelności wyborów, w jakimś sensie również jej gwarancją, jest uczciwe liczenie głosów, jasny sposób głosowania oraz podawanie wyników badań exit polls. Spełnienie tych warunków minimalizuje możliwość fałszerstw. Jak pokazały wybory, ze wszystkimi z nich mieliśmy na Litwie problemy. Najpierw exit polls, ku zdziwieniu obserwatorów z zagranicy, w minionych wyborach parlamentarnych w ogóle nie skorzystano z tej możliwości badań, choć jest to powszechnie przyjętą praktyką na całym świecie. Nie podano wyników sondażowych po zamknięciu lokali wyborczych, choć są one skuteczną zaporą przed pokusą „kombinowania” przy wynikach wyborów. A to dlatego, że przybliżone słupki poparcia pojawiają się na kilka godzin przed oficjalnymi wynikami podawanymi przez komisje wyborcze. Sondaże takie są zazwyczaj przeprowadzane przez prywatne firmy medialne, co odcina je od wpływu władzy na nie. Dlaczego nie skorzystano z badań exit polls, pozostaje tajemnicą i jednocześnie budzi podejrzenia o złe intencje państwowych instytucji. Bo w ten oto sposób wyeliminowano niezależne, renomowane zachodnie firmy sondażowe z obiektywnego procesu informacji wyborczej.
Noc wyborczych dziwów
Rzecz następna to nieudolne liczenie głosów, fatalny program komputerowy i powyborcza cisza informacyjna, przypadek czy celowe działanie? W trakcie głosowania dochodziło do przerywania połączeń internetowych pomiędzy komisjami, a system zliczania głosów popełniał proste błędy arytmetyczne przy sumowaniu i podawaniu liczby głosów oddanych w komisjach oraz poprzez pocztę. Mimo tych błędów, o dziwo, system informatyczny uznawał wyniki za prawidłowe. Podobno program, z którego skorzystano, był zakupiony za 5 milionów euro tuż przed wyborami i nie został należycie sprawdzony w tak zwanych symulacjach przedwyborczych. Rzecz nie do pomyślenia w innych krajach, przypadek to czy celowe działanie? Skandaliczne okazało się także samo liczenie głosów, szczególnie w części dotyczącej okręgów jednomandatowych. Za przykład posłużyć może przypadek z Justyniszek, gdzie kandydatka AWPL-ZChR Danuta Narbut zdobyła więcej głosów, niż podawano oficjalnie. Prawda wyszła na jaw po ponownym przeliczeniu głosów, które odbyło się w środę. Okazało się, że różnica głosów pomiędzy Narbut a Krivickasem jest jeszcze większa. Głosy mają też być przeliczone ponownie w okręgu jednomandatowym Troki-Jewje, gdzie różnica pomiędzy kandydatem z ramienia AWPL-ZChR Jarosławem Narkiewiczem, który zajął trzecie miejsce, a kandydatką Partii Pracy Danutė Mikutienė, wynosi zaledwie 30 głosów. Istnieje uzasadnione podejrzenie, że liczba głosów wyborców AWPL-ZChR była zaniżana we wszystkich okręgach wyborczych na Litwie. Przypadek to, czy celowe działanie?
Wymowna też była „martwa cisza” ze strony VRK, która zapadła tuż po zamknięciu lokali wyborczych. Trzeba było czekać grubo ponad trzy godziny na jakiekolwiek zdawkowe dane z wynikami głosowania. Komentatorzy i zdziwieni politycy rozmawiali w telewizji przez długi czas o pogodzie, zanim przedstawiciele państwowej komisji wyborczej raczyli wydać pierwszy komunikat. A potem całą długą niedzielną noc i poniedziałkowy długi poranek w ślimaczym tempie pojawiały się kolejne cząstkowe wyniki, które zaskoczyły niejedną osobę. Cedzenie informacji przypominało raczej grę w pokera, niż solidną bazę informacyjną. Nie tak powinny wyglądać uczciwe wybory w kraju unijnym. A może tak miało być, może tak to właśnie zaplanowano, by w stworzonym chaosie wyborczym wyeliminować polską partię. Bo jak odebrać wypowiedź byłego premiera Kubiliusa, który zanim jeszcze przeliczono głosy, bez wyników exit polls, których w tych wyborach nie przeprowadzono, powiedział przed kamerami, że „w seimasie znajdą się tylko cztery partie”. Dlaczego tak powiedział, skąd miał takie wieści? A może jego zadaniem było przygotowanie opinii publicznej na to, co chciano po cichu zrealizować. Jeśli tak, to próba ta się nie udała, a AWPL-ZChR, na przekór wszystkim przeszkodom i przeciwnościom, odniosła kolejny z rzędu sukces wyborczy.
Wysokie poparcie dla AWPL-ZChR
W takich skrajnie nieprzychylnych warunkach przyszło startować AWPL-ZChR. Trzeba przyznać, że partia spisała się na przysłowiowy medal, bo wbrew temu, co wieszczono przed wyborami, wbrew wyborczym manipulacjom i na przekór czarnej propagandzie i skoordynowanej, przedwyborczej medialnej nagonce oraz zamówionych artykułach wymierzonych w tę partię, Akcja osiągnęła imponujący wynik. Podczas gdy większość partii znajdujących się w seimasie straciła realne poparcie wyborców, AWPL-ZChR realnie zwiększyła swoje poparcie. Oto przykłady. Zacząć należy od frekwencji w tych wyborach, wyniosła ona 50 procent, czyli mniej niż cztery lata temu, wówczas była na poziomie 54 procent. Oznacza to, że mniej wyborców poszło do urn, a mimo to AWPL-ZChR zdobyła aż 5,8 procent ważnych głosów, co w liczbach bezwzględnych dało 70 tysięcy głosów. Takiego wysokiego poziomu nie utrzymała większość z sejmowych partii. Ponadto, w tych wyborach zmniejszyła się o sto tysięcy liczba wyborców na Litwie z 2,6 miliona do 2,5 miliona. A mimo to, Akcja jako wyjątek na litewskiej scenie politycznej potrafiła utrzymać swój stan posiadania wyborców, co oznacza, że pomimo odpływu ludzi z Litwy, partia pozyskała nowy elektorat, dzięki czemu zachowa, a być może po drugiej turze nawet powiększy swój stan posiadania w seimasie. Osiągnięty wysoki wynik pokazuje również, że Akcja pozyskała w tych wyborach więcej głosów polskich, ponieważ w tym roku z list AWPL nie startowała Litewska Partia Ludowa, tak jak cztery lata temu, Vaidotasa Prunskusa. Ta partia startowała obecnie samodzielnie i uzyskała około 13 tysięcy głosów, a mimo to nie doszło do spadku poparcia dla Akcji. Co oznacza wprost przypływ nowych wyborców do partii kierowanej przez Waldemara Tomaszewskiego, który dzięki swojej taktyce jednania ludzi, prowadzeniu polityki uczciwej i nakierowanej na każdego obywatela, potrafi pozyskać dla partii nowe rzesze sympatyków. A tak przedstawia się konkretne porównanie poprzednich wyborów z obecnymi i porównanie wyników AWPL na tle innych ugrupowań. W 2012 roku Partia pracy uzyskała 19,8%, a teraz 4,6%, Socjaldemokraci mieli 18,3%, a teraz mają 14,4%, Droga Odwagi uzyskała 7,9%, a teraz 0,2%, Porządek i Sprawiedliwość miał 7,3%, a teraz ma 5,3%, AWPL uzyskała 5,8%, a teraz AWPL-ZChR ma również 5,8% głosów ważnych i 5,5% od ogółu głosujących. Biorąc pod uwagę niższą w tych wyborach frekwencję oraz mniejszą liczbę wyborców, na tle innych partii, Akcja realnie poprawiła swój wynik, pokazując stale wysokie poparcie.
Po pierwszej rundzie zdobyto już siedem mandatów, gdy poprzednio sześć
Po pierwszej rundzie wyborów, Akcja Wyborcza Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin zdobyła siedem mandatów poselskich (poprzednio sześć), pięć z listy krajowej (zdobyto około 70 tysięcy głosów, czyli 5,8 procent głosów ważnych w skali kraju) i dwa w okręgach jednomandatowych już w pierwszej rundzie, Czesław Olszewski i Leonard Talmont. Do zdobycia ósmego mandatu w pierwszej turze zabrakło zaledwie kilku procent w okręgu niemenczyńskim, gdzie Rita Tamasuniene zdobyła 46 procent głosów i na pewno wygra w drugiej rundzie. Partia potwierdziła więc wysoką pozycję na litewskiej scenie politycznej. Po raz drugi z rzędu będzie posiadać silną reprezentację w litewskim sejmie w postaci własnej frakcji parlamentarnej. To olbrzymi sukces.
Za dwa tygodnie odbędzie się druga runda wyborów w okręgach jednomandatowych. W trzech z nich AWPL-ZChR będzie mieć swoich przedstawicieli, którzy mają duże szanse na wygraną. To wielkie osiągnięcie, zważywszy na to, że w wyborach tych mieliśmy do czynienia ze szczególnie nieprzychylną sytuacją i dziwnymi incydentami wyborczymi. Osiągnięty wynik w wyborach parlamentarnych jest kolejnym wielkim sukcesem polskiej wspólnoty na Litwie i mniejszości narodowych ją popierających. Nie ma drugiej tak dobrze zorganizowanej polskiej społeczności polonijnej na świecie, która mogłaby poszczycić się takimi osiągnięciami. Jest to możliwe dzięki wielkiej determinacji, jedności i wierności zasadom, które cechują Polaków z Wileńszczyzny.
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u: https://www.facebook.com/semperkresy/
Kresy24.pl/L24.lt
10 komentarzy
wnuk rezuna
14 października 2016 o 14:13Antypolska , szowinistyczna polityka RZADU LITEWSKIEGO i NAGONKA
medialna skutkuje …..konsolidacją polskiej mniejszośći na Litwie !!!!
To przecież naturalne w tych warunkach …
W każdym NORMALNYM państwie , partie zabiegaja o głosy mniejszosci , obiecując załatwienie problemów tych społeczności .
Litwini cywilizacyjnie są jeszcze wysoko na drzewach , w głębokich lasach Zmudzii ….zarówno demokracja jak i cywilizacja europejska przyszła do nich za wcześnie !!!
Daliśmy im szansę za Jagiełły , ale to ….syzyfowe prace …
tomaszk-poz
14 października 2016 o 16:26Rozumiem, że te manipulację wylądują po ocenę właściwego organu UE?
Andrzej Rozpłochowski
14 października 2016 o 17:32A ja pragnę powiedzieć, że największym skandalem w tym, jak Litwini traktują politycznie Polaków, jest niestety ciągle niezmienna postawa władz Rzeczypospolitej Polskiej, które bez względu na opcję polityczną, nie interweniują w obronie Polaków, ale skupiają sie jedynie na prowadzeniu stosunków międzyrządowych.
Mariusz Grab.
14 października 2016 o 20:06Zygmunt Klonowski (szef Kuriera Wileńskiego) zdobył zaledwie 200 głosów rankingowych na liście litewskich liberałów, a jego stadko jako frakcja wypadło jeszcze gorzej.
Oni byli sztucznie pompowani nie tylko przez KW, ale głównie przez radio i portal ZW niejakiego Czesława Okińczyca – szarej eminencji wszelkich działań wymierzonych w osłabienie pozycji AWPL-ZCHR.
Wychodzi na to, że Klonowski dał się wykorzystać i oszukać przez Okińczyca. Jednak wstyd i hańba są jednakowe dla obu.
Media ZW zwykle promują partie litewskie, tak samo było w zeszłym roku przy okazji wyborów samorządowych. To jest zwykła sprzedajność, a ZW moralnie odpowiada za współudział w niszczeniu polskości.
sabat hipokrytów
15 października 2016 o 14:32Przytułkiem litewskiej propagandy jest radio ZW. Szczególne szczyty hipokryzji bije tam cykliczny sobotni program, nie przez przypadek potocznie nazywany sabatem. Rej wodzi tam litewski urzędnik rządowy Aleksander Radczenko, podszywający się pod rzekomo niezależnego publicystę i blogera. Całość zwykła prowadzić Renata Widtmann, żona litewskiego urzędnika, obecnie pracującego w litewskiej ambasadzie w Warszawie. Całość „upiększają” inni goście, głównie Andrzej Pukszto, który dostał katedrę na uniwersytecie w Kownie oraz Jacek Komar, sam określający siebie z dumą jako zlituanizowany, obecnie doradca liberała mera Wilna, tego co natarczywie niszczy polskie szkoły w tym mieście. Wszyscy oni pilnie wykonują zlecenia litewskiej propagandy.
uwaga na agentów litewskiej bezpieki
15 października 2016 o 14:39Do grona sabatowych ujadaczy dołączył Jarosław Wołkonowski. To były agent KGB, w wileńskim klubie AK gdzie się obracał od lat 90-tych wszyscy o tym wiedzieli. Gdy zmieniły się ustawy po ogłoszeniu przez Litwę niepodległości, to KGB-iści przepisali się do Saugumy czyli litewskiej bezpieki, dlatego ich akta są utajnione. Teraz ci ludzie są wykorzystywani przez Saugumę do krytykowania, oczerniania i kłamstw na temat polskich niezależnych organizacji i działaczy, szczególnie ZPL i AWPL. Co też z gorliwością obecny naukowiec doktor Wołkonowski i mu podobni wykonują.
gegroza
15 października 2016 o 19:12Wielkie brawa dla naszych braci z Litwy
Jan
16 października 2016 o 13:40Wstyd za polityke PiS-u wobec naszych mniejszości na Kresach.MSZ „reprezentowane” przez p.Waszczykowskiego po zapuszczeniu przez niego zarostu niestety nie przyniosło efektu w walce z antypolonizmem na zmudzi i banderolandi a wręcz pogorszylo.
Nawet zatwardzialy elektorat tej partii zaczyna mieć dość ich nieudolności i sprzedawania polskiej racji stanu wobec wydumanych w chorych glowach sojuszy.
PRYK
17 października 2016 o 21:18I znow trzeba zapłacić Rosji aby zrobiła tam porządek, najlepiej wynająć ze dwie dywizje,
Adam Szumlański
28 października 2016 o 19:41„… Polacy na Litwie, dzięki doskonałej organizacji i sprawnemu zarządzaniu, które mogą służyć za wzór innym wspólnotom polonijnym …”? Określenie „wspólnota polonijna” raczej używa się na określenie emigracji polskiej, natomiast Polacy na Litwie środkowej są autochtonami. Są ta kilka tys. lat wcześniej zanim pojawili się tam tzw, Bałtowie, którzy zapewne są pozostałością najazdu Hunów na Europę z V-go wieku. Jak wiadomo powszechnie , zanim tureccy Hunowie uderzyli na Słowiańszczyznę uzależniona od Gotów, najpierw uzależnili od swojej władzy plemiona ugrofińskie koczujące nad Wołga i Donem. Hunowie i Ugro-finowie uderzyli na Gotów od strony północnej wspomagani przez lokalne anty-germańskie powstania słowiańskie. Zajęli z pomocą Słowian całe wybrzeże Bałtyku, dlatego Germanie nie mogąc uciekać do Skandynawii uciekali na południe, demolując po drodze Imperium Rzymskie. Hunowie po zajęciu terenu do Renu i do Dunaju później koczowali głównie nad Dunajem, natomiast część koczowników ugro-fińskich zadomowiła się nad Bałtykiem , mieszając się z tutejszymi Słowianami, co po kilkuset latach zaczęto nazywać w Polsce „plemionami Pruskimi”. Po zorganizowaniu przez Słowian Królestwa Słowiańskiego po wypędzeni Awarów, którzy byli następcami Hunów, koczownicy ugrofińscy nad Bałtykiem podlegali pod Słowian, aż do polowy XI-go wieku, czyli do upadku Królestwa Polskiego pierwszych Piastów. Bałtowie w czasie wojny po śmierci śmierci Chrobrego przyłączyli się do antypolskiej koalicji, składającej się z Niemców, Czechów Normanów, Ugro-finów i Połowców, co dało im nabytki terytorialne w postaci północnego Mazowsza( np. Galindia- Goła Ziemia, Barć, Pomorze, Pogórze, Warmia) i górnego dorzecza Niemna, czyli tzw. Aukszoty., czyli teren dzisiejszej Litwy Środkowej na południowy wschód od rzeki Niewiaża, a także Semigołę -Gołą Ziemię, w późniejszą Łotwę. Do dziś na tym terenie męscy potomkowie genetyczni Słowian (R1a) są w przewadze nad męskimi potomkami koczowników ugro-fiński (NC1). Całą tę teorię o tzw. przedsłowiańskiej wspólnocie „bałto-słowiańskiej” można już dziś spokojnie włożyć między bajki, podobnie jak i teorię języków indo-europejskich (indo-germeńskich), stworzoną przez Niemców w XIX-tym wieku. Równie dobrze można by na podobnym schemacie utworzyć teoretyczna , przedsłowiańską , wspólnotę językową np. kozacko-słowiańską. Nie było czegoś takiego jak pradawna wspólnota bałto-słowiańska. Bałtowie nie są więc pozostałością tej pradawnej wspólnoty bałto-słowiańskiej. Natomiast istnieją do dziś nad Bałtykiem pozostałości inwazji huńsko-ugrofińskiej z V-go wieku i powstały w efekcie tego najazdu kreolski język ugrofińskich Bałtów, którzy się częściowo zesłowiańszczyli starożytną odmianą języka poddanych ich władzy rolników słowiańskich. Dzisiejsza „Litwinizacja” na Wileńszczyźnie (Bałtyzacja!) nie jest więc przywracaniem spolonizowanych Bałtów do pierwotnego , bałtyckiego stanu, ale jest dokładnie odwrotnie, to jest brutalne wynaradawianie Polaków (Słowian) w swojej odwiecznej siedzibie.