Z jakim przesłaniem udaje się do Nowego Jorku Aleksander Łukaszenka. Czy znów winą za wszystkie nieszczęścia współczesnego świata obarczy zgniły Zachód? Białoruski dyktator weźmie udział w forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, które odbędzie się 25 – 27 września. Łukaszenka wystąpi ostatniego dnia forum, jako 15 z rzędu.
O swoim zaproszeniu do udziału w forum ONZ, które będzie dotyczyło globalnego rozwoju po 2015 roku, Łukaszenka pochwalił się 4 sierpnia, kiedy udzielał wywiadu (pierwszego po 20 latach) niezależnym mediom.
„Trzeba będzie pojechać, byłoby źle, gdyby zabrakło tam głowy państwa” – oświadczył Łukaszenka.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będzie to czwarty udział białoruskiego przywódcy w dyskusji na temat aktualnych problemów międzynarodowych na poziomie prezydentów i najwyższych urzędników reprezentujących międzynarodowe organizacje.
Uczestnictwa w poprzednich szczytów nie można nazwać sukcesem.
Po raz pierwszy pojechał Łukaszenka na forum jesienią 1995 roku, kiedy przypadało 50-lecie Organizacji Narodów Zjednoczonych. Na jubileuszową sesję Zgromadzenia Ogólnego przybyło wielu światowych przywódców. Był to okres konfrontacji oficjalnego Mińska z „potworem, który skrada się do granic niebieskookiej” – Sojuszem Północnoatlantyckim. Dlatego też, najbardziej znaczącą część swojego wystąpienia poświęcił konieczności zahamowania ekspansji NATO na wschód oświadczając, że proces ten obarczony jest „nieprzewidywalnymi konsekwencjami dla przyszłości Europy”.
Późniejsze wydarzenia pokazały, że ostrzeżenie baćki nie zostało wzięte w ogóle pod uwagę.
Kolejnych dwóch wizyt Łukaszenki za szczycie ONZ również nie można nazwać owocnymi. Prezydent przyleciał po raz drugi na Szczyt Milenijny we wrześniu 2000 roku, i zatrzymał się w Nowym Jorku, tylko jeden dzień, choć planowano pobyt trzydniowy. Przeprowadził rozmowy z szefami delegacji Algierii, Bangladeszu, Turcji i Iranu, uczestniczył w obiedzie wydanym przez Sekretarza Generalnego ONZ, zwołał konferencję prasową i przemówi z trybuny.
W swoim przemówieniu Łukaszenko potępił sytuację, w której według niego, „prawa człowieka i demokracja są coraz częściej wykorzystywane przez niektóre państwa, jako powód izolowania i karania niewygodnych krajów i narodów”, jako próby tworzenia „jakichś elitarnych klubów”, które zamykają się na inne kraje świata”.
Później, ówczesny sekretarz prasowy białoruskiego MSZ Paweł Łatuszko musiał wyjaśniać doniesienia rosyjskiej agencji prasowej ITAR-TASS o nieoczekiwanym wylocie Łukaszenki z Nowego Jorku na znak protestu, że prezydent USA Bill Clinton nie zaprosił go na oficjalne przyjęcie dla głów państw. Łatuszko tłumaczył, że program wizyty prezydenta został całkowicie wyczerpany, a jego wcześniejszy wyjazd był spowodowany wcześniej spotkaniem z Przewodniczącym Chińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych.
Zupełnie przypadkiem, podobna historia powtórzyła się pięć lat później na Światowym Szczycie w ramach jubileuszowej sesji Zgromadzenia Ogólnego, z okazji 60-lecia Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Wówczas, w przeddzień wyjazdu Łukaszenki do Nowego Jorku rzecznik MSZ powiedział, że „udział w szczycie będzie okazją do dwustronnych spotkań na najwyższym szczeblu, w celu aktywizacji dwustronnych stosunków politycznych, handlowych i gospodarczych, między Białorusią i państwami członkowskimi ONZ”.
Jednak Łukaszenka spotkał się wtedy tylko z kolegami z Iranu i Iraku. Niczego nowego nie usłyszał świat w tekście przemówienia białoruskiego przywódcy. Istota wystąpienia została zredukowana do zwykłej krytyki jednobiegunowego porządku świata (czytaj – dominacji USA) jako jedynej przyczyny wszystkich nieszczęść i współczesnych katastrof. Jako sposób rozwiązania problemu, Łukaszenka zaproponował wdrożenie zasad wielobiegunowości, różnorodności i wolności wyboru.
Za to uwagę publiczności przykuła niezwykle ostra forma ekspresji. Nawet rosyjski kanał NTV wystąpienie Łukaszenki nazwał „skandalicznym z punktu widzenia dyplomacji”.
Trudno powiedzieć, czy jego zachowania wpłynęło na fakt, że podróż za ocean trwała krócej niż zapowiadano, niecałą dobę.
Gdy w 2006 roku Stany Zjednoczone nałożyły sankcje wobec białoruskiego prezydenta i kilku wysoko postawionych urzędników białoruskiego reżimu, Łukaszenka zaproszenia na spotkanie ze światowymi przywódcami nie otrzymał.
Tak więc doświadczenie współpracy oficjalnego Mińska z globalną strukturą na najwyższym poziomie trudno nazwać pozytywnym. Powstaje więc pytanie: w jakim celu udaje się Aleksander Łukaszenka do Nowego Jorku za niespełna miesiąc?
O ile czas jego rządów, szczególnie ostatnie dziesięciolecie było pasmem negatywnych zderzeń Zachodu z białoruskim reżimem, wydaje się, że raczej nie powinien liczyć Łukaszenka na ciepłe powitanie w Nowym Jorku. Jednocześnie jesteśmy świadkami energicznych zabiegów, jakie próbuje stosować Mińsk w celu poprawienia tej sytuacji – nawet jeśli nie wykazuje chęci zaspokojenia żądań oponentów.
Prawdopodobnie oficjalne wypowiedzi białoruskiego przywódcy pod adresem Zachodu nie będzie tak kategoryczne jak wcześniej. Jednak całkowita rezygnacja z krytyki, to nie wstylu Łukaszenki. Musi wszak zademonstrować zagranicznym sojusznikom i własnemu elektoratowi, że on – baćka, karku przed nikim nie chyli.
O ile żadnych spektakularnych rezultatów obecności Łukaszenki w ONZ nikt raczej się nie spodziewa, to nikt nie ma wątpliwości, że ta wizyta, w świetle nadchodzących wyborów prezydenckich w październiku, jest dla niego najlepszą akcją PR .
Kresy24.pl/belta.by
3 komentarzy
Demon
28 sierpnia 2015 o 15:53Łukaszenka – cwana ,przebiegła marionetka Putlera, robiąca UE w bambuko.
Józef
28 sierpnia 2015 o 21:30dobrze jest, z Białorusią trzeba się liczyć i współpracować
mich
28 sierpnia 2015 o 23:53a temu co? jaka ekspansje? to ze sie sasziedzi mordoru boją o własne zycie to nie jest ekspansja a zabezpieczenie