Pod pozorem prowadzenia badań ekshumowanych szczątków, białoruskie władze wszelkimi siłami próbują zatuszować istnienie pod Witebskiem zbiorowych mogił. Miejscowym urzędnikom wtóruje cerkiew prawosławna.
Grupa działaczy stowarzyszonych w organizacji „Chajsy” domaga się prawdy o tym, co zdarzyło się przed laty w lesie pod Witebskiem w pobliżu wioski Chajsy. Przekonują, powołując się na wspomnienia miejscowej ludności, że w latach 1937-38 w lesie dokonywano masowych egzekucji.
Jednoznaczne zeznania starszych mieszkańców okolicznych wsi, świadków tamtych zdarzeń, potwierdzają ślady po kulach w części potylicznej i ciemieniowej czaszek odkopanych przypadkiem jesienią 2014 roku przez grupę grzybiarzy.
Tymczasem miejscowe władze lekceważą ich zeznania, twierdząc, że są one nieobiektywne i niespójne tłumaczą niechęć angażowania się w sprawę, która budzi coraz większe emocje.
Jak pisze Radio Swaboda, jakiś czas temu przewodniczący rady gminnej obiecał, że ściągnie na miejsce żołnierzy ze specjalnej jednostki, którzy zajmą się ekshumacją szczątków, ale to było jeszcze do czasu nagłośnienia sprawy przez niezależne media. A w lesie, w dołach – częściowo rozkopanych poniewierają się kości i czaszki ….
Takie świętokradztwo nie martwi władz lokalnych, ale co gorsze, nie martwi duchowieństwa z pobliskiej cerkwi, mówi Jan Dzierżawcew – założyciel inicjatywy „Hajsy”.
„13 maja byliśmy w tym miejscu, był z nami przewodniczącym Mazolewskiej rady wiejskiej Leonid Dubina. Oświadczył, że nic tu nie zamierza robić, nie przejmuje się, że po lesie porozrzucane są kości ludzkie … W drodze powrotnej spotkaliśmy księdza z cerkwi we wsi Łużesno, ojca Michaiła. Ojciec Michaił zaproponował zorganizowanie procesji tutaj pod koniec maja, na święto Trójcy. Ale kilka dni temu zadzwoniłem do niego i usłyszałem odmowę.
Powiedział, że może coś tam zrobić dopiero wtedy gdy wyjaśni się, czyje kości tam leżą. A czy to nie wszystko jedno? Przecież to ludzie! Nie zasługują na chrześcijańską postawę? Czy naprawdę byłoby to wielkim grzechem postawienie krzyża ich pamięci? Tak zresztą początkowo proponowali przedstawiciele Kozactwa, ale później i oni się wycofali… Ataman Walerij Siemaszko, z którym rozmawiałem powiedział: Krzyży stawiać tu nie będziemy, a to okaże się, że tu Żydzi leżą…”.
Działacze zdecydowali, że w sytuacji, gdy nie mogąc liczyć na niczyje wsparcie, sami muszą zadbać, by upamiętnić to miejsce. Bez żadnych procesji, jeszcze jesienią postawili kilka krzyży, składają tam kwiaty i zapalają znicze.
Jan Dzierżawcew zapisał zeznania kilku osób, które pamiętają stalinowskie egzekucje w tym lesie – albo z własnego dzieciństwa, lub słyszeli o tym od rodziców lub starszych mieszkańców. Członkowie inicjatywy zaapelowali do Komitetu Śledczego i innych struktur, aby wyznaczyli ekspertów, którzy zbadają rzetelnie szczątki znalezione w lesie.
Jeszcze jesienią 2014 roku część szczątków przewieziona została na ekspertyzy, ale jej wynik zaskoczył wszystkich. W liście podpisanym przez Aleksieja Lakina, naczelnika witebskiego Komitetu Śledczego napisano, że ekspertyza wykazała tylko jedno: że szczątki mają ponad 50 lat, ale ustalenie przyczyny śmierci rzekomo jest niemożliwe. Dlatego szczątki, które badane były najpierw w Witebsku, a następnie w Mińsku, po prostu zostaną przekazane służbom komunalnym, a te dokonają pochówku.
Dlaczego śledczy zebrali tylko część szczątków, dlaczego nie wysłali do ekspertyzy butów, których mnóstwo jest w dołach śmierci ( na podeszwach butów wyraźnie widoczne są znaki fabryczne, z datą produkcji – nie późniejszą niż rok 1937).
Według działaczy, wątpliwe wyniki ekspertyz będą teraz pretekstem dla miejscowej władzy do tego, by spokojnie zebrać szczątki i pochować je gdzieś daleko. Żeby uniknąć odpowiedzi na pytanie: kto i w jakim czasie zabijał tam ludzi, żeby nie zwracać uwagi opinii publicznej na to miejsce.
Kresy24.pl/svaboda.org
1 komentarz
Aramis
1 czerwca 2015 o 23:22Jaka kultura, takie traktowanie zmarłych, szczątków ludzkich. Im bardziej na wschód od Polski tym z tym gorzej.