Trzy z czterech największych zakładów przemysłowych Białorusi bankrutują. Z Mińska nadeszła wiadomość o wstrzymaniu produkcji przez wielką fabrykę ciężarówek MAZ. To początek reakcji łańcuchowej, która pozbawi pracy setki tysięcy ludzi – oceniają eksperci.
Na produkcji MAZ-a trzyma się prawie cały białoruski przemysł metalurgiczny i elektromaszynowy. Na krawędzi bankructwa są też dwa kolejne kluczowe dla kraju zakłady. Mińska Fabryka Traktorów nie ma już gdzie magazynować swojej niesprzedanej produkcji i lada dzień również stanie, a fabryka Gomsielmasz w Homlu jest najbardziej zadłużonym zakładem w państwie – od dawna nie sprzedała już ani jednego kombajnu.
Jedyne działające jeszcze duże zakłady to Mińska Fabryka Ciągników Kołowych, przejęta zresztą w ubiegłym roku przez Rosjan. Produkuje m.in. podwozia do rosyjskich pojazdów wojskowych oraz do rosyjskich wyrzutni rakiet balistycznych Topol, Jars i systemów przeciwlotniczych TOR. Zapotrzebowanie i zbyt na tę produkcję zależy wyłącznie od tego, czy Rosja będzie kontynuowała wojnę na Ukrainie i rozwój swojego potencjału rakietowego.
Jedna fabryka – nawet duża – nie uratuje jednak białoruskiej gospodarki w sytuacji kiedy trzy kolejne kluczowe zakłady bankrutują. Z MAZ-em, Fabryką Traktorów i Gomsielmaszem są powiązane setki mniejszych podwykonawców. Ich bankructwo oznacza brak pracy dla setek tysięcy ludzi – ostrzega inżynier Siergiej Kolesnikow z Mińskiej Fabryki Kół Zębatych.
„Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby uratować produkcję i nie wyrzucić ludzi na ulicę” – mówił na początku tego roku zaniepokojony prezydent Aleksander Łukaszenka. Najwyraźniej jednak nic się zrobić nie udało – robotnicy MAZ-a zostali wysłani na urlopy płatne w wysokości 2/3 dotychczasowej pensji. To niewiele, biorąc pod uwagę, że średnie zarobki w MAZ-ie spadły z 500 USD w roku ubiegłym do 300 USD w bieżącym. A kontrahenci MAZ-a w ogóle pozostali bez zamówień.
„Jeszcze w październiku mówili nam, że wszystkiemu winna Rosja – niczego tam się nie da już sprzedać. Ale pocieszali nas, że w zamian zaczniemy sprzedawać ciężarówki na cały świat. Tyle, że my takie obietnice już piąty rok słyszymy” – mówi jeden ze zwolnionych robotników MAZ-a, 62-letni Wasilij Waszkiewicz z lakierni. Kiedyś w takiej sytuacji można było wyjechać na zarobki do Rosji. Teraz Białorusini masowo stamtąd wracają – w Moskwie i Petersburgu pracy już nie ma.
„I co ja mam teraz robić? Chlać na skwerze jak inni z mojego działu? Gdzie indziej też nie ma roboty – koło nas Zakłady Elektromechaniczne im. Kozlowa też zamykają. Fabryka Kół Zębatych też prawie stoi. Chyba, że za tragarza się najmę” – skarży się zwolniony tokarz Misza.
Informacja o bankructwie MAZ-a była na tyle przykra dla władz, że próbowały ją za wszelką cenę ukryć – rządowa agencja Biełta nie zająknęła się o tym ani słowem, żaden komunikat nie pojawił się też na stronie zakładów. Poinformowały o tym jedynie białoruskie media niezależne.
Milczeniu władz trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, że w listopadzie na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie. A głodni robotnicy mogą nie tylko na Łukaszenkę nie zagłosować, ale gotowi są nawet wyjść na ulice, nie oglądając się na nieudolną opozycję.
Bojąc się takiego scenariusza władze mogą więc zdecydować się na jedyne znane im w takiej sytuacji rozwiązanie – dodrukować pieniędzy, żeby nadal płacić ludziom za deficytową produkcję – pisze portal UDF.by.
Kresy24.pl
12 komentarzy
Jan
2 kwietnia 2015 o 14:57To jest bez sensu. Przecież jeszcze niedawno podawaliście, że Backo chce się zabrać za niepracujących, co im się nie chce pracować. Mają płacić duże kary pieniężne. Ale gdzie ci biedaki mają pracować jak pracy w ogóle nie ma ?
Kowal
2 kwietnia 2015 o 15:35Niech otworzą działalność gospodarczą… zresztą czy to problem władz białoruskich …?
Podpis*
2 kwietnia 2015 o 15:32praca jest tyle ze jak pisza za 100 dolarów za miesiac, a jak nie bedziesz pracował to dostaniesz mandat. niedawno był u mnie znajomy z grodna mowił ze załatwia se karte polaka i ucieka z białorusi bo tam idac do pracy to sie żegnasz i wracasz to sie żegnasz.
jabbaryt
2 kwietnia 2015 o 16:21W Warszawie i okolicach padły:
FSO
Ursus
Fabryka Kabli w Ożarowie
Mebra Błonie
Unitra
Inne to mi nawet ciężko wymienić. No i co była rewolucja?
Jan53
2 kwietnia 2015 o 19:35Mera Blonie – nie padla tylko Ciupial przeniosl po zlosci czesc do Krakowa a czesc do Bydgoszczy.To wlasciciel „Wisly” Krakow.
Wszystko padlo co miało przerost tzw.”administracji”.4 tysiące fizycznych nie dalo rady utrzymać 12tys.”administracji”.Razem w Ursusie k.W-wy pracowalo w 1987-1989 prawie 18tys.ludzi.
Wystarczylo zredukować tzw.”umysłowych” z 12tys.do 2-3tys.i byłoby ok.Dotyczy to wszystkich zakladow w Polsce.
Podobnie jest i będzie na Bialorusi.W 9mln.Bialorusi jest ponad 1mln.milicji i KGB.A ilu działaczy partyjnych?A ilu wojskowych opłacanych z państwowej kasy?Kolchozy i sowchozy?Paranoja.
amur-49
2 kwietnia 2015 o 19:45@ Kowal głupoty piszesz. Żeby otworzyć działalność gospodarczą (jakąkolwiek) potrzebna forsa – spora. Trzeba wydzierżawić jakieś lokum, kupić maszyny, surowce. No i z początku, żyć „na kredyt”, dopóki firma nie zacznie dawać zyski, a to zazwyczaj wymaga czasu. Żeby dalej działalność prowadzić trzeba na swój produkt mieć zbyt. W biedującej Białorusi ani funduszy na rozpoczęcie, ani zbytu dla kontynuacji nie uświadczysz.
Jacek
2 kwietnia 2015 o 21:51Kafelkowanie, malowanie, murarz, szewc, zegarmistrz, i dziesiątki zawodów nie potrzebują wielkich inwestycji, tylko trzeba mieć chęć do pracy bo klient nie płaci za to że siedzisz… Urlopu płatnego nie ma, chorobowego nie ma… W PL tak samo jak na całym świecie.
amur-49
2 kwietnia 2015 o 20:12Polsce tez groził los Białorusi. Komuchy rozwaliły gospodarkę, stan wojenny pogrzebał ją do reszty. Po poprzednim sterowanym z Moskwy reżimie nie gospodarkę odziedziczyliśmy, a masę upadłościową. Aby ratować co się da i to dalej rozwijać potrzebny był kapitał (na modernizację, unowocześnienie technologii), a tego w kraju nie było. A więc – kapitał zagraniczny. Trzeba było część naszej struktury gospodarczej sprzedawać, i to jako tako funkcjonujące jeszcze zakłady, bo kompletnych bankrutów nikt kupić nie chciał. Białoruś ma dwie możliwości: albo pójdzie polską drogą i kosztem wyrzeczeń z czasem się podźwignie, albo drogą ukraińską – Majdan.
Jacek
2 kwietnia 2015 o 22:05To nie tak… W Polsce jakoś to się kręci bo 1,5mln ludzi założyło firmy ! Oni zatrudniają 60% pracowników, bez „prywaciarzy” Polska by już dawno upadła. Duże firmy w PL padały, bo tak rząd i złodzieje z SB, WSI chcieli, po to żeby komuchy mogły zbudować swoje majątki… Teraz trwa wysprzedaż Polski i przejmowanie majątku przez obcy kapitał, ale ci mali przedsiębiorcy nadal walczą o przetrwanie. W UK ZUS jest 50zł/rok w PL 13000zł/rok podatki też do 65tys zł w UK 0zł, a u nas 18%, i dlatego tam zarabia się więcej, ale tu też ludzie walczą z okupująca nas UE i Niemcami , którzy chcą Polskę przejąć. W Białorusi brak tych małych firm, bo niszczą prywatną inicjatywę, dlatego zbankrutują… Majdany nic nie pomogą…
miki
2 kwietnia 2015 o 22:12Jest jeszcze 3-cia droga.Przyłączyć się do Polski-dokoptować kilka województw 🙂
tommi59
8 kwietnia 2015 o 21:27Najlepsza opcja dla nich i dla nas wrocilyby Grodno Brzesc Lida tesc mojej mamy jest z Lidy+ Nowogrodek Pinsk Baranowicze
Gienek z Grodna
10 kwietnia 2015 o 22:01GRODNO zawzse bylo polskim miastem.