– Jestem Polakiem. Mój ojciec pochodzi z polskiej rodziny Święcickich. Urodziłem się w Rosji w Chabarowskim Kraju. Ale to mi absolutnie nie przeszkadza bronić kraju w którym mieszkam. Odwrotnie, apeluję do rdzennych Ukraińców i mieszkańców wschodnich regionów Ukrainy, żeby bronili swojej ojczyzny – mówi Witalij Święcicki. w lipcu 2014 roku został powołany do 80 brygady spadochronowej i przebywa w obwodzie ługańskim.
Kiedy po raz pierwszy pojechałeś na wschód Ukrainy?
W lipcu byłem na szkoleniach na poligonie w Jaworowie, a pod koniec sierpnia zabrano nas do strefy tak zwanej operacji antyterrorystycznej czyli ATO. Przyjechaliśmy do obwodu Ługańskiego. Taki był początek.
Na początku trudno było się przyzwyczaić?
Odwrotnie, było to ciekawe przeżycie. Wcześniej koledzy opowiadali mi, że jest tam strasznie, ludzie żyją w biedzie. Kiedy przyjechałem zobaczyłem normalne domy, przyrodę, klimat…
Jakie wrażenie sprawili miejscowi?
Z miejscowymi różnie bywało. Negatywnie ich odebrałem. Chociaż media deklarują, że jest to operacja antyterrorystyczna, to tak naprawdę toczy się tam prawdziwa wojna i ludzie mogli już dawno zdecydować się czy są po stronie Ukrainy czy przeciwko niej. Myślę, że już dawno powinni opuścić te miejscowości.
Trudno będzie zmienić świadomość tych osób?
Zdarzało się, że mogliśmy pojechać do najbliższego miasteczka, żeby coś zjeść w jakiejś knajpie. Pewnego dnia siedziała tam grupka miejscowej młodzieży, chłopcy pili piwo i opowiadali jakie to straszne uczucie, gdy są obstrzały. Jak z rodzicami ukrywają się w piwnicach. Podeszli do nas i zagadnęli nas po rosyjsku, chcieli z nami porozmawiać. – Czy długo jeszcze będziecie tutaj strzelać? – zaczęli nas pytać. – Wszystko zależy od was – odpowiadamy. – Kiedy dorośniecie i dopijecie swoje piwo. Zapytałem jednego z nich: Ile takich jak ty facetów mieszka w tych dziewięciopiętrowych blokach? Będzie ze sto osób? Odpowiada: więcej… Mówię mu, że tyle to starczy na dwie kompanie. – A kto da nam broń? – pyta. Ja na to: najpierw dwa miesiące z łopatą pospaceruj, a później zobaczymy, że się starasz i damy ci najlepszą broń. Mówi mi, że nie chce strzelać i zabijać swoich kolegów. Wkurzyłem się: „To po co pytasz czy długo jeszcze będziemy strzelać? To przecież oni bombardują was każdego dnia”. Tacy głupcy. A przecież nawet jeśli się boją, nie chcą trzymać broni i zabijać „kolegów”, to mogą przynajmniej rąbać drewno czy kopać rowy. To też zostanie zaliczone jako pomoc. Ale nie chcą nawet tego zrobić, bo nie mają ochoty bronić swego, natomiast mają potrzebę przystosowania się do wszystkiego i wszystkich.
Gdzie to było?
To akurat było w Łysyczańsku. Teraz, po obstrzałach, te dziewięciopiętrowe bloki wyglądają jak szkielety projektów w przekroju. Piętra są, a frontowych ścian nie ma.
A jakieś pozytywne przykłady?
W obwodzie ługańskim pomagali nam miejscowi ludzie. Przyjeżdżaliśmy do jakiejś wioski, to połowa ignorowała nas, a reszta nam pomagała. Ale mówili, że jak odjedziemy, to zniszczą ich za to, że nam pomagają. Jest taka rodzina, która na początku bardzo nam pomagała. Staraliśmy się, żeby ich młodsza córka, która studiowała na uczelni w Ługańsku przeniosła się na uczelnię do Lwowa. Dziewczyna przyjechała teraz na ferie do domu i z zachwytem opowiadała rodzicom, że we Lwowie w komunikacji miejskiej język rosyjski brzmi tak często jak ukraiński. Że słychać angielski, polski, bo Lwów to miasto wielu kultur i narodowości. Ja jestem Polakiem. Mój ojciec pochodzi z dużej polskiej rodziny Święcickich. Urodziłem się w Rosji w Chabarowskim Kraju. Ale to absolutnie mi nie przeszkadza, chcę bronić kraju w którym mieszkam. Apeluję do rdzennych Ukraińców i mieszkańców wschodnich regionów Ukrainy, żeby bronili swojej ojczyzny.
Większość rzeczy, które dostajecie są od państwa czy wolontariuszy?
Państwo ukraińskie dostarczyło nam pewne rzeczy, ale są one marnej jakości i przestarzałe. Po trzecim praniu wszystko jest podarte. Jeśli chodzi o jedzenie, to od państwa mamy tylko żywność – suchy prowiant. Całą resztę dostajemy od wolontariuszy – przetwory, makaron, ryż, kaszę gryczaną, ubrania, śpiwory. Tego nie mieliśmy na początku. Naszej brygadzie bardzo pomaga organizacja „Samoobrona Majdanu” i polska organizacja „Orzeł Biały”. Od 2012 roku jestem członkiem tej organizacji. Tu spotkałem Michała Diducha, który, jak się okazało jest wiceprzewodniczącym „Samoobrony Majdanu” we Lwowie. O wojnie wtedy jeszcze nikt nawet nie myślał. W maju zostałem bierzmowany w lwowskiej katedrze i właśnie Michał był moim świadkiem. Wtedy również zapoznałem się z księdzem Janem, wikariuszem z katedry, który często dzwoni, modli się za mnie, przekazał mi krzyżyki i obrazki. A w listopadzie Michał Diduch, Sergiusz Łukianienko oraz inni zebrali pieniądze, kupili nam busa Volkswagen T4. Nazwaliśmy go Zygmunt. Waleczne auto Zygmunt. Przemalowaliśmy go, zmieniliśmy siedzenia i teraz nam pomaga podczas wyjazdów. Na wiosnę znów go przemalujemy na ciemno-zielony kolor. Również dostaliśmy od „Samoobrony Majdanu” artyleryjskie tablety, radiotelefony czyli rzeczy, które są nam potrzebne. Chcę podziękować w imieniu moim i chłopaków z brygady.
Czy zawieszenie broni jest przestrzegane?
Podczas zawieszenia broni wygrywają tylko separatyści. A tak w ogóle, separatystów zostało tam niewielu, to regularne rosyjskie wojsko walczy z nami. W czasie tak zwanego „zawieszenia broni” uzupełniają swoje zapasy broni.
Skąd takie przekonanie, że to regularne wojska rosyjskie?
Rozmawiałem z „kolegami” separatystów, nazywają siebie milicją (ополченци). To byli milicjanci z Ługańska, którzy zostali po tamtej stronie barykady. Opowiadali, że był tam podział na Osetyjczyków, Kazachów i inne grupy. Coś podobnego do grup przestępczych z lat 90. Do końca ubiegłego roku rozmawialiśmy z nimi.
Jakie są jeszcze dowody, że to wojska rosyjskie. Czy mieliście jakichś jeńców?
Do moich znajomych trafi ły dokumenty. W Ługańsku złapali wywiadowców. Robiliśmy wymiany naszych wywiadowców na ich. Był taki przypadek, że na lotnisko w Ługańsku przyjechała ciężarówka z paliwem, z rosyjskimi wojskowymi. Kierowca był Jakutem. Pomylił punkty kontrolne i wjechał do naszego. Chłopaki pokazywali nagranie wideo – przyjechały tiry z pomocą humanitarną z Rosji, ale nie mieli tam tego, co pokazują w telewizji. Były całe kolumny ze sprzętem i rosyjskim wojskiem. Sfilmował to nasz wywiad. Bardzo trudno jest teraz odróżnić rosyjskich żołnierzy i separatystów czy milicjantów (ополченців), bo wszyscy mają rosyjską broń i mundury z atrybutami republik LNR i DNR (Ługańskiej i Donieckiej Republik Ludowych – red.).
Jak odbywają się wymiany żołnierzy?
Współpracowaliśmy z Ajdarem i zazwyczaj rozmowy o wymianach jeńców prowadził Ajdar. Mieliśmy taki przypadek w Stanicy Ługańskiej. Zatrzymaliśmy ich wywiadowcę. To był około siedemdziesięcioletni mężczyzna, który chodził jako pastuch z iPhonem 5 i linijką artyleryjską. Nie chcieli robić żadnych wymian żołnierzy, dopóki nie oddamy im tego człowieka.
Kim są ci wywiadowcy? To obywatele Ukrainy?
To są najemnicy z Rostowa nad Donem, Biełgorodu i okolicznych miejscowości, którzy uważają te ziemie za swoje.
Jak oceniasz poziom wyszkolenia armii ukraińskiej na dzień dzisiejszy?
Porównując to, co mamy dzisiaj i co mieliśmy pół roku temu – zmiany są. Poziom żołnierzy jest dość wysoki, jeżeli chodzi o realizację konkretnych zadań. Problem jest z dowództwem. Dowódcy powinni być przygotowani o kilka poziomów lepiej. Między jednostkami powinna być łączność, zadania stawiane przed żołnierzem powinny mieć jasno określony cel. To, że mamy problem z uzbrojeniem, to już zupełnie inna kwestia.
Kto jest lepiej uzbrojony?
Trudno jest porównać, ale strona rosyjska dysponuje lepszym i nowocześniejszym uzbrojeniem niż my.
Jeżeli oni mają lepszą broń, to jakim sposobem naszej armii udaje się nadal trzymać?
Dzięki żołnierzom. Oni mają poborowych żołnierzy i najemników. Który z najemników jest gotów pójść na śmierć. My jesteśmy gotowi iść na śmierć za ten kraj, ale oni za tysiąc dolarów nie są gotowi. Dlatego nie lubią bliskich walk, bo wtedy ponoszą ogromne straty.
Czy zginął ktoś z twoich kolegów?
Zginęło dużo żołnierzy, ale nie chcę o tym mówić. Zrozum, to jest wojna i ludzie giną każdego dnia. To jest zawsze zwiększone ryzyko. Czasami przy wykonaniu najprostszego zadania od wybuchu miny obok ginie żołnierz. Nieumiejętne obchodzenie się z amunicją również zwiększa ryzyko śmierci.
Co sądzisz o ludziach, którzy nie chcą brać udziału w wojnie?
Jeśli człowiek czuje, że wojna i wojsko to nie jego powołanie, to przynajmniej w swojej miejscowości może się wykazać i jakoś pomóc. Dostajemy mnóstwo rysunków od dzieci. Mam cały stos i to jest miłe. Myślę sobie, że walczę dla tego małego dziecka, które już sobie coś myśli i pomaga. Myślę o tym, że dorasta nowe pokolenie, może będzie myślało innymi kategoriami i zmieni kraj.
Rozmawiał Eugeniusz Sało
Kurier Galicyjski/17–26 lutego 2015 nr 3 (223)
1 komentarz
Polak
27 lutego 2015 o 14:12Trzymam kciuki za wszystkich walczących z Rosjanami Ukraińców i Polaków. Rosja zawsze była i jest naszym wspólnym wrogiem.