„Krym – to nie ukraińska ziemia, Ukraina sama ponosi winę za utratę swoich terytoriów z powodu polityki nacjonalistycznej, do Partnerstwa Wschodniego Łukaszence nie śpieszno, Zachodowi nie uda się go „złamać”, reform na Białorusi nie ma się co spodziewać, Rosja jest najważniejszym sojusznikiem politycznym i wojskowym Białorusi, a za 40 procentową dewaluację rubla odpowiadają sami Białorusini, bo pobiegli do kantorów” – oto konkluzje z dorocznej konferencji prasowej białoruskiego dyktatora z 29 stycznia 2015 roku.
Trwające ponad siedem godzin spotkanie Łukaszenki z dziennikarzami, białoruska propaganda okrzyknęła „otwartym dialogiem”, choć konferencja prasowa odbyła się w takiej samej konwencji jak co roku. W drodze wyjątku kilku uczestnikom show, wolno było powiedzieć nieco więcej niż zwykle, ale zamiast konkretnych pytań można było usłyszeć długie przemówienia o wszystkim, ale nie o tym co istotne.
O więźniów politycznych zapytał głowę państwa tylko jeden dziennikarz „Radia Swaboda” Walerij Kalinowski, o porwanych i zabitych politykach nie wspomniano, o fałszowaniu wyborów na Białorusi –ani słowo nie padło, o blokowaniu niezależnych portali, żaden z dziennikarzy nawet się nie zająknął – pisze redaktor naczelna portalu charter97.org Natalia Radzina.
To nie jest zarzut pod adresem kolegów dziennikarzy – pisze naczelna niezależnego portalu. – Konferencja prasowa Aleksandra Łukaszenki pokazała wyraźnie, jak wysoki poziom strachu panuje w społeczeństwie.
Rzekomy „otwart dialog” przypominał rozmowę naczelnika kolonii karnej z więźniem:
– Skargi jakieś są?
– Nie, nie ma obywatelu naczelniku!
– Sama doskonale pamiętam, jak raz w miesiącu do mojej celi w więzieniu KGB przychodził prokurator, i stojąc na progu pytał, czy chcę złożyć jakieś skargi. Kiedy poskarżyłam się, że nie dostaję listów z zewnątrz, cała cela dostała zakaz odpoczywania na pryczach w ciągu dnia. Cały dzień, aż do ciszy nocnej stałyśmy albo siedziałyśmy, cierpiałyśmy z powodu bólu pleców.
Tak samo jest w tej sytuacji. Jaka kolwiek skarga zostałaby uznana za dywersję, za którą przyszłoby zapłacić karę, i to bardzo szybko.
Łukaszenka czuł się bardziej niż komfortowo przez te 7 godzin. Nie zmęczył się, nawet nie zachrypł. Od razu przypomniał mi się artykuł z „Daily Mail”, autor twierdził, ze Hitler, aby utrzymać formę, kilka razy dziennie przyjmował zastrzyki z Pervitinu – leku, który dziś znany jest bliżej jako metamfetamina.
Jak by tam i nie było – show obliczony był publiczność z Zachodu, bardziej niż na rynek wewnętrzny. Tylko Ostapa, jak zawsze, gdy odrywa się od kartki – poniosło. I mogliśmy usłyszeć to:
– Krym – to nie ukraińska ziemia
– Ukraina sama ponosi winę za utratę swoich terytoriów z powodu polityki nacjonalistycznej;
– Do partnerstwa Wschodniego, on się nie wyrywa;
– Zachodowi nie uda się go „złamać”;
– Reform na Białorusi nie będzie;
-Więźniów politycznych nie zamierza uwolnić;
– 40 procentowej dewaluacji winni są sami Białorusini, bo pobiegli do kantorów;
-Rosja – główny sojusznik polityczny i wojskowy;
Ot, takie skromne podsumowanie siedmio godzinnego tokowania. Cała reszto to nonsens, demagogia i słowne plewy. Obywatel zapomniał o jednej rzeczy: eksperci przewidują, że niskie ceny ropy naftowej będą się utrzymywały przez kilka lat. A jak wiadomo, mała dyktatura trwa tak długo, jak długo duża dyktatura zapewni jej dopływ gotówki.
Kresy24.pl za charter97.org
2 komentarzy
Hansgazela2
30 stycznia 2015 o 19:22W XX wieku kresy stały się areną silnych tendencji nacjonalistycznych, na które nałożyły się uprzedzenia, stereotypy, brak wzajemnej wiedzy i wartościowanie się nawzajem przez poszczególne grupy. Na tę różnorodność nałożyło się doświadczenie ideologii komunizmu, na które zareagowano w różny sposób.
Polacy odnieśli się do niej w większości negatywnie, podczas gdy Białorusini w dużym stopniu zaakceptowali ją jako swoją i włączyli w proces kształtowania się ich tożsamości narodowej.
Hansgazela2
30 stycznia 2015 o 19:34krym zawsze był tatarski, jak kto woli to i turecki – dopiero Katarzyna II w XVIII wieku go zagarnęła