Gazeta „Zwiezda” wie jak to zrobić: Po pierwsze – jedziesz do kołchozu, otrzymujesz praktycznie bezpłatnie dom i mieszkasz w nim kilka lat, potem prywatyzujesz dom i go sprzedajesz. Kasujesz gotówkę, jedziesz do innego kołchozu, gdzie dostajesz bezpłatnie dom i mieszkasz w nim przez kilka lat….
Białorusini znaleźli okazję, by zarobić na programie zaoferowanym kilka lat temu przez państwo. Chodzi o tzw. „prezydenckie domy”, które teoretycznie miały stać się magnesem, przyciągającym do pracy w kołchozach „młodą krew”, i miały być gwarancją, że na wsi nie zabraknie nigdy rąk do pracy.
Jednak licznie przybywający na wieś agronomowie, mechanizatorzy i dojarki a także przedstawiciele innych ważnych profesji, inaczej zaplanowali sobie ścieżkę zawodową. Nie zamierzali życia spędzić wśród krów, czy na kołchozowych polach.
Problem udało się zidentyfikować niedawno. Niezadowoleni robotnicy kołchozów ustawili się w kolejce do słuckiego regionalnego komitetu wykonawczego z pretensjami, że gospodarstwo rolne nie pozwala im wykupić domu na własność przed czasem.
Mechanizator Aleksandr Lewankow przyszedł na spotkanie z żoną. Przyjechali do kołchozu „Wiesiejskij Pokrow” z sąsiedniego rejonu. „Obiecali nam możliwość wykupienia domu po pięciu latach, a teraz zmienili decyzję, – można po 10 latach” – skarży się małżeństwo.
Według przewodniczącego spółki publicznej Ludmiły Sawanowicz, Lewankowowie przepracowali w gospodarstwie zaledwie 8 lat i nie mają jeszcze prawa do prywatyzacji domu. Jednak małżeństwo powołuje się na fakt, że wiele rodzin z sąsiedztwa sprywatyzowało już dawno swoje domy, które otrzymali od państwa za friko, sprzedali je i zwolnili się z pracy.
Ale domy budowane były nie z powodu czyjegoś widzimisię, miały rozwiązać problem kadrowy na wsi i ściągnąć specjalistów. Nie tylko mechanizatorów, dojarki, zootechników, weterynarzy, agronomów, ale i lekarzy, pracowników kultury, nauczycieli. Otrzymywali oni wygodne mieszkania niemal bezpłatnie. Kredyty zaciągnięte w bankach na ich budowę, gospodarstwa rolne spłacają z własnych środków. Mieszkańcy wnoszą jedynie niewielką kwotę za usługi komunalne, dosłownie kopiejki.
Ale dla ludzi to za mało – chcą stać się właścicielami, niezależnie od tego ile lat przepracowali w kołchozie. „Chcemy być gospodarzami we własnych domach” – tłumaczą z poczuciem wielkiej krzywdy.
Tylko że – jak pokazuje praktyka, wkrótce po sprywatyzowaniu domu zapominają o tym. Sprzedają je trzy razy drożej niż wynosiła cena wykupu i uciekają gdzie pieprz rośnie: do miasta, albo do innego kołchozu, żeby dostać tam kolejny domek, a potem go sprywatyzować, sprzedać, itd.
Tymczasem kołchozy mają do zaoferowania coraz mniej mieszkań dla młodych specjalistów, którzy kierowani są przez państwo po ukończeniu szkół państwowych, a wybudowanie nowego domu, to spory koszt dla państwa, który nie zamyka się kwocie 100 mld rubli. (równowartość ok. 100 tys. zł)
Tak więc państwo powiedziało dość naciągania, czas ukrócić ten proceder. Przewodniczący Komitetu Wykonawczego Mińska Siemion Szapiro zakomunikował wszem:
„Odtąd wykup domu w miejscowościach rolniczych, możliwy będzie jedynie za moją osobistą zgodą, i to tylko za jakieś szczególne zasługi. Będą mogli zrobić to ludzie, którzy przepracowali w kołchozie 40 lat.
Niektórzy wnioskodawcy tłumaczyli, że chcą sprywatyzować swoją przestrzeń życiową, ponieważ boją się, że w przypadku wystąpienia nieprzewidzianych okoliczności życiowych – śmierci najemcy, bądź jego choroby – po prostu zostaną wyrzuceni na ulicę. Ich obawy również rozwiał Szapiro.
„Gwarantuję, że nikt nie zostanie wyrzucony z domu, żyjcie spokojnie i pracujcie” – pocieszył.
Kresy24.pl/udf.by/zviazda.by
1 komentarz
kacper
20 września 2014 o 10:51czyli mieszkania za darmo benzyna i fajki za ponad polowe tego co w Polsce, pensje na poziomie polskich , zakupy w Polsce na tax free refund wszystko o 20% taniej i jeszcze im zle,
w polsce to byscie mieli 20 albo i 30% bezrobocie, szanse na mieszkanie do wykupu za grosze żadne i kilka mln polakow za granica bo z polski musieli wyjechać z braku pracy