Ekspozycję o ofiarach represji reżimu stalinowskiego otwarto w kołchozowym ośrodku kultury w Białyniczach na Mohylewszczyźnie. Tylko okoliczna młodzież, pytania o czasy okrutnego terroru traktuje jak prowokację.
Wystawa zorganizowana w wiejskiej szkole, prezentuje 62 nazwiska dawnych mieszkańców Białynicz, którzy na własnej skórze doświadczyli przemocy NKWD. Na wystawie zgromadzono pamiątki, rzeczy osobiste, nawet okładki teczek, w których oprawcy Stalina gromadzili dokumentację do spraw karnych wytoczonych niektórym mieszkańcom Białynicz.
Są na ekspozycji zaświadczenia o rehabilitacji i zdjęcia z Gułagu.
Ekspozycja o ofiarach represji politycznych powstała obok innej wystawy, poświęconej ustanowieniu władzy radzieckiej i kolektywizacji w tych wioskach, które teraz wchodzą w skład Wiszowskiej rady wiejskiej.
Swietłana Atroszczenko, pomysłodawczyni wystawy mówi, że jej zamiarem było pokazanie kolektywizacji jako całego okresu historii, który znany jest przede wszystkim ze sloganów i haseł.
„Wtedy było natychmiastowe wezwanie – wstąp towarzyszu do naszego kołchozu. Wstąpił do kołchozu, coś nie tak, nie właściwe słowo wypowiedział w 1937 roku, opowiedział się przeciwko władzy sowieckiej i już go represjonowali… Popatrzcie: wszystkie sprawy karne – zgromadzony materiał, zwykle dotyczy artykułu 72, a to artykuł o agitacji antysowieckiej. To straszne historie, wtedy wywozili całe rodziny”.
– Zwiedzający zatrzymują się najdłużej obok gabloty o represjach, długo wpatrują się w listę represjonowanych mieszkańców – mówi Swietłana Atroszczenko. Podkreśla, że nie wielu obecnych Białyniczan ma pojęcie o czasach kolektywizacji.
„Ludzie przychodzą i szukają znajomych nazwisk ze wsi, a przychodzą już nie wnuki, ale obcy ludzie. Tu u nas mieszka jeszcze kilkoro starszych ludzi, którzy znają swoją historię, i są w stanie opowiedzieć o losach swoich przodków, a znają je z opowiadań swoich rodziców o czasach kolektywizacji”.
W tej samej sali z gablotami o ustanowieni władzy sowieckiej, w rogu – skromne świadectwa o dawnej Pietropawłowskiej cerkwii, która została zniszczona w czasach, gdy szalały represje stalinowskie. To co pozostało po świątyni, można obejrzeć jeszcze na skraju wsi. W zrujnowanej cerkwi pozostał krzyż i ikony. Do wejścia świątyni wiedzie wydeptana w wysokiej trawie ścieżka. Niektórzy mieszkańcy twierdzą, że nadal chodzą tam na służby …
” Będąc w muzeum, oglądając eksponaty, nie sposób nie skorzystać z okazji, by porozmawiać o tamtych czasach z mieszkańcami wsi. Dorośli o czasach kolektywizacji i represjach słyszeli od swoich rodziców lub dziadków:
„Moja babcia była kułaczką, żeby uniknąć represji, musiała oddać cały swój majątek dla kołchozu. Czasy wtedy takie były – wspomina starszy mężczyzna okres, gdy w ZSRR dominowała przemoc. – Wtedy była dyktatura, a bez niej nie może być porządku”. Na moją dygresję, że reżim Stalina zabrał życie milionom istnień ludzkich, rozmówca odpowiada; „Ale przecież miliony zachował przy życiu i kraj ocalił, imperium ocalało”.
Potomkowie tych, którzy cierpieli prześladowania,dzielą się już nieco innymi refleksjami:
„Jeśli w ten sposób mamy to pojmować, to ja też jestem kułakiem. I w tamtych czasach też byłem kułakiem, pracowali dzień i noc, a potem represjonowali. Moich dziadków rozkułaczyli. Wysłali na Syberię, skąd nigdy nie wrócili. Gdyby wtedy ludzi nie rozkułaczali, to dziś żyłoby się nam wszystkim o wiele lepiej. Tu kiedyś były same chutory, a teraz przejdziesz w dół rzeki – tylko chwasty zarastają. A przecież kiedyś ludzie to wszystko uprawiali, całymi dniami pracowali”.
Tamtych czasów zapominać nie wolno, przekonuje mieszkaniec Wiszowa, którego dom stoi 100 metrów od zniszczonej cerkwii. – To dla nas nauka- mówi.
„Wtedy była u nich potrzeba, żeby ludzie bezpłatnie pracowali. Była lista, że w takiej i takiej wsi trzeba zebrać dwadzieścioro ludzi do pracy, i wszystko. Nikt na to nie zwracał uwagi”.
Młodzież z Białynicz pytania o czasy stalinowskiego terroru postrzega jako prowokację. Niektórzy przyznają, że nie wiedzą o nich prawie nic. Twierdzą, że coś tam może i było w szkolnym programie, ale nawet nie próbują sobie nawet przypomnieć, odmawiają. Na pytanie, czy widzieli już ekspozycję poświęconą stalinowskiemu terrorowi odpowiadaja krótko i niecierpliwie: „pójdziemy, zobaczymy”.
Muzeum zaraz po otwarciu stało się bardzo popularne wśród mieszkańców wsi. Odwiedzają je nie tylko Ci, którzy nadal mieszkają w okolicach, ale członkowie ich rodzin, którzy wyjechali do innych miejscowości.
Organizatorzy wystawy mają nadzieję, że uda im się zgromadzić jeszcze więcej eksponatów, dokumentów, które obiecują im podarować ludzie ze wsi.
„To proces, który już się rozpoczął” – mówi z nadzieją Swietłana Atroszczenko.
Kresy24.pl za svaboda.org
1 komentarz
Karolson
21 lipca 2014 o 15:00Tam jest jeszcze mnostwo bialych plam.Rosja Radziecka zrobila z wielu Bialorusinow ludzi bez tzw. znakow zapytania.Tysiace caly czas jest kompletnie „zniewolona” mentalnie i finansowo.