Książka, której nikt inny napisać nie mógł:
Do niedawna na rynku księgarskim, w dziale literatury faktu na próżno by szukać pozycji o niezwykłych dziejach partyzantów Zgrupowania Stołpecko –Nalibockiego AK, zwanych – od pseudonimu swego ostatniego dowódcy porucznika Adolfa Pilcha „Góra”, „Dolina”- „Doliniakami”. A był to jeden z najbardziej bitnych oddziałów partyzanckich w okupowanej Polsce, który powstał w ostępach Puszczy Nalibockiej, po rozbiciu i zdobyciu silnego niemieckiego garnizonu w Iwieńcu. Oddział ten, zdziesiątkowany podczas wielkiej pacyfikacji puszczy przeprowadzonej przez 5 niemieckich dywizji, w konsekwencji porzucenia stanowisk osłonowych przez sojusznicze wówczas oddziały sowieckie, został odtworzony przez cichociemnego Adolfa Pilcha. Zdradziecko napadnięty i w większości rozbrojony przez wiarołomnego sowieckiego sojusznika w dniu 1 grudnia 1943 roku, oddział nalibocki odrodził się ponownie, jednak znajdując się w stanie wyższej konieczności zmuszony został do okresowego, taktycznego zawieszenia broni z okupantem niemieckim.
To zgrupowanie AK, liczące bez mała tysiąc, świetnie uzbrojonych żołnierzy, kawalerii i piechoty, po zbrojnym zerwaniu zawieszenia broni, jako jedyne staczając w marszu walki z Niemcami, przemieściło się, w czasie akcji „Burza”, przez Niemen i Bug, do Generalnej Guberni. W biały dzień, przemaszerowało przez Nowy Dwór i bez jednego strzału, w pełnym szyku bojowym, przeprawiło się przez obstawiony transporterami pancernymi most na Wiśle, by w kilka dni później wyzwolić, z pod niemieckiej okupacji, na czas powstania, rozległy teren Puszczy Kampinoskiej.
Dzisiaj mało, kto wie o tych wyczynach partyzantów z dalekich Kresów Rzeczpospolitej; o zwycięskich zagonach nalibockiej kawalerii w odległe zakątki Kampinosu; o pomocy udzielanej warszawskim powstańcom, przez Doliniaków, o zrzutach angielskich przenoszonych na plecach piechurów „Doliny” do płonącej stolicy; o całkowitym niemal wybiciu nalibockiego batalionu w dwukrotnych atakach na Dworzec Gdański, o obronie niedobitków tzw. „Poniatówki”, czy też o dalszych walkach ocalałych Doliniaków po klęsce „Grupy Kampinos” pod Jaktorowem, już nie na Mazowszu, a na Ziemi Kieleckiej, tam gdzie „Hubal” rozpoczynał partyzancką walkę z najeźdźcą.
Żołnierze „Doliny” stoczyli, pod jego dowództwem, na swym siedmiuset kilometrowym szlaku bojowym, jak żaden inny oddziała partyzancki, ponad 200 zwycięskich walk z dwoma naszymi wrogami.
Po 58 latach znalazła się jednak, , oficyna wydawnicza, która jako pierwsza w Polsce (i dotychczas jedyna) zdecydowała się zainteresować swych czytelników dziejami Zgrupowania Słołpecko -Nalibockiego AK. Okazała się nią krakowska, niezwykle wydajna Oficyna Wydawniczej Mireki, z niezwykle interesującymi i wartościowymi książkami, o szerokiej gamie tytułów. W ubiegłym roku w witrynach księgarskich ukazały się w edycji tego wydawnictwa dwa nowe tytuły:
– wspomnienia ostatniego, dowódcy Zgrupowania Stołpecko – Nalibockiego Adolfa Pilcha „Góra”, „Dolina” p.t. „Partyzanci Trzech Puszcz” (redakcja Anny Rudnickiej; korekta Urszula Srokosz-Martiuk; projekt okładki Robert Kurzyński), ze wstępem, znakomitego znawcy tematu, dr Kazimierza Krajewskiego, zatytułowanym: „ Adolf Pilch „Góra”, „Dolina” niezwykły dowódca niezwykłego wojska”, oraz
– monografia Zgrupowania Stołpecko Nalibockiego AK p.t. „Doliniacy” (3 tomy w jednym: tom I „Za Niemnem”; tom II „Niepodległa Rzeczpospolita Kampinoska”; tom III Śladami majora Hubala”) autorstwa niżej podpisanego, pod redakcją Krzysztofa Lisowskiego; projekt okładki Roberta Kurzyńskiego, z niezwykle ciekawym wstępem również dr. Kazimierza Krajewskiego p.t. „Zapomniane boje, zapomniani bohaterowie”, którym korzystając z okazji, wyrażam słowa uznania i jeszcze raz serdecznie dziękuję.
W tym roku rynek księgarski już został wzbogacony o nową, pozycję tego wydawnictwa. Jest nią od lat oczekiwana przez środowisko kombatantów z Nowogródczyzny i ich rodziny książka warszawskiego powstańca podporucznika „Ostromira”- Edwarda Bonarowskiego pt. „Burza nad Dworcem Gdańskim – W bój bez broni”, w opracowaniu dr. Przemysława Wywiała; redakcja Urszula Srokosz – Martiuk; wstęp redakcji; projekt okładki Robert Kurzyński.
Nie koniec na tym. W opracowaniu redakcyjnym Oficyny znajdują się dwie dalsze książki odkrywające polskiemu czytelnikowi dramatyczne dzieje partyzantów z oddziału Doliny:
pierwsza – wspomnienia sanitariusza, partyzanta (po wojnie lekarza medycyny), „Tanka”, Józefa Kuźmińskiego pt. „Ze Stołpców do Białegostoku” który w przeciwieństwie do innych Doliniaków miast zabijać nieprzyjaciół, ratował życie rannym, w tym również naszym wrogom. Autor jest jedynym żyjącym „Doliniakiem”, który brał udział w rozbiciu i zdobyciu, niemieckiego garnizonu w Iwieńcu przez nalibockich partyzantów.
druga – pióra Macieja Zapolskiego pod roboczym tytułem „Ułani chorążego Nieczaja” monografia – odtworzonego w warunkach partyzanckich 27 Pułku Ułanów A.K. im. Króla Stefana Batorego” dowodzonego przez chorążego Zdzisława Nurkiewicza ps. „Noc”, „Nieczaj, co było ewenementem w latach II wojny światowej.
Za edycję książki pt „Burza nad Dworcem Gdańskim”, „Ostromira” Edwarda Bonarowskiego, krakowskiej Oficynie Wydawniczej Mireki należą się szczególnie słowa najwyższego uznania. Dotychczas żadne inne wydawnictwo nie odważyło się tej książki wydać. „Ostromir” opisując walki w czasie Powstania Warszawskiego na Żoliborzu obiektywnie ocenia postawę Doliniaków 78 Pułku Piechoty, którzy w walkach na Żoliborzu, w szczególności w owych dwóch tragicznych atakach na Dworzec Gdański, odegrali nie poślednią rolę. Bonarowski bez owijania drażliwych spraw w przysłowiową bawełnę, przekazał czytelnikom swój pogląd, swoje sądy, opinie i przemyślenia w całkowicie innym świetle, niż były opisywane dotychczas, nie szczędząc przy tym słów gorzkiej prawdy swoim przełożonym.
Wręczając mi przed laty kopię maszynopisu swej pracy, która stała się sensem jego życia, Autor, stracił był już nadzieję, że kiedykolwiek, ktokolwiek mu ją wyda. Wydawnictwa, do których się zwracał z propozycja edycji domagały się od niego zbyt daleko idących zmian, na które nie mógł się zgodzić. Jego starania, o publikację owocu jego pracy za życia, okazały się daremne. Dopiero szef Mireki, po zapoznaniu się z maszynopisem tej pracy nie zawahał się jej wydać.
Wydanie „Burzy nad Dworcem Gdańskim”, pióra nieodżałowanego „Ostromira” jedynej – jak dotychczas – o żołnierzach 78 Pułku Piechoty Strzelców Słuckich wchodzących w skład Zgrupowania Stołpecko – Nalibockiego A.K., którzy walczyli i ginęli na Żoliborzu zasługuje na najwyższe uznanie.
Edward Bonarowski był powstańcem warszawskim, który do Kampinosu na krótko przybył z Żoliborza, by niebawem na Żoliborz wrócić, razem z batalionem nalibockim, do którego został wcielony, jako zastępca dowódcy kompanii. Los sprawił, że z chłopcami z Puszczy Nalibockiej mówiącymi śpiewnym akcentem, związał się na zawsze.
Razem z nimi pójdzie 20 sierpnia 1944 roku do ataku na Dworzec Gdański i nazajutrz go powtórzy. Razem z nimi na próżno będzie oczekiwał drugiego rzutu… Wraz z nielicznymi, którzy przeżyli, powróci z nad torów na pozycje wyjściowe.
Razem z ich niedobitkami, jako dowódca skleconego z nich plutonu będzie bronił „Poniatówki” do ostatnich dni powstania…
Któż bardziej niż on był predysponowany do opisania walk żołnierzy zza Niemna, którzy pokonali szlak bojowy pięciuset wiorst, by na czas powstania znaleźć się u boku warszawskich powstańców?
Kilkuset chłopców nalibockich, których ciała zaległy na przedpolu Dworca Gdańskiego po dzień dzisiejszy nie doczekało się od Warszawy jakiegokolwiek po sobie śladu. „Ostromir” upomni się o nich w swej książce, której przez długie lata nikt nie chciał mu wydać. Poczytajmy co napisał:
„Stosunkowo niewielki odcinek Żoliborza, w czworoboku ul.Felińskiego, ul. Wojska Polskiego, ul. Stołowej i torów kolejowych, zasługuje na obszerny rozdział w historii Powstania Warszawskiego.
Było to miejsce, na którym, według planów Komendy Głównej AK, miały się rozstrzygnąć losy całego Powstania.
Do walki wprowadzone zostały oddziały „leśne”. Do Kampinosu przyszli jedni z „Burzą” zachodnią – z powiatu sochaczewskiego, jako 3-ci batalion 13 pp.; inni – ze wschodnią – z dalekiej Puszczy Nalibockiej, jako 3-ci batalin 78 pp., przybyli z odsieczą Warszawie. Nie udało się – nie z ich winy.
Niedobitki tych dwóch batalionów będą broniły Żoliborza.
Wzdłuż dzisiejszej ulicy Rydygiera widziałem setki nie policzonych, nie zidentyfikowanych i nie pogrzebanych, aż do wiosny 1945 r. zwłok powstańców.
Zginęli oni tam w ciągu niespełna 4 godzin, imiona – to przeważnie NN. Oni to domagają się, żeby wyjaśnić, jak do tego doszło. Pytają, dlaczego dotychczas o nich zapomniano? …
Na to pytanie nasuwa się lapidarna odpowiedź: dlatego, że byli to przeważnie ludzie dla Warszawy obcy.
Warszawiacy chlubią się – zresztą słusznie, wielkimi ludźmi z dawnej epoki. z dawnej i nowej przeszłości. Stawiają im pomniki i tworzą epitafia . Dziesiątki tablic upamiętniają bohaterskie czyny własnych oddziałów powstańczych.
Nikt nie pomyślał dotychczas o tym, by gdzieś tam, w okolicach ulicy Rydygiera , czy wiaduktu ul. Stołecznej umieścić tablicę upamiętniającą tamte godziny – z napisem: „Tędy szli na pomoc Starówce i tu zginęli żołnierze kresowi…”
Żaden przewodnik PTTK nie przyprowadzi tu wycieczki szkolnej. Bo po co? Żeby młodzież dowiedziała się, że tu poległo tylu młodych ludzi?
Po wojnie nie doczekali się oni własnej kwatery na Cmentarzu Powązkowskim. Będą zakamuflowani w symbolicznej kwaterze „Żywiciela”.
Na zewnętrznej ścianie kościoła pw. św. Stanisława Kostki na Żoliborzu wmuruje się tablicę ku czci poległych i pomordowanych podczas okupacji wychowanków Liceum im. Ks. Józefa Poniatowskiego.
Brak dotychczas tablicy poświęconej pamięci poległych w obronie tej „Poniatówki….”
Powyższy fragment zaczerpnąłem z pierwszych stron książki „Ostromira”
Uzupełnijmy go:
…Brak o tych żołnierzach spod Iwieńca, walczących z dwoma wrogami jakiegokolwiek wspomnienia, jakiejkolwiek wzmianki, w Muzeum Powstania Warszawskiego…”
Zapomniałaś o nich Warszawo ?
I jeszcze jeden cytat, tym razem z ostatnich stronic książki Edwarda:
…Tę prawdę historyczną trzeba znać!… Ale również i tę, że bez partyzantów ze zgrupowania stołpeckiego (partyzantki nalibockiej) nie „rozkolebałaby się” w Puszczy Kampinoskiej „Burza” do takich rozmiarów, by się stała groźna dla Niemców, bo do czasu ich przyjścia „Koleba” miała w Rejonie VIII tylko słabiutki batalion – 1/13 pp. Bez tych 900 ludzi nie byłoby pułku „Palmiry Młociny”, ani powtórnego ataku na lotnisko; mjr „Kurs” nie odbierałby tak spokojnie zrzutów; nie wiadomo, co by się stało ze zrzuconą bronią; mjr „Okoń” nie miałby tak wspaniałego batalionu szturmowego.
Bez nich nie byłoby całej Zawieruchy na terenie Obwodu II, bo nie byłoby uzbrojonych ludzi, żeby można było planować jakiekolwiek uderzenie na Żoliborzu do końca Powstania.
Bez nich „Żaglowiec” nie mógłby uzupełniać luk w swoim pułku im. „Dzieci Warszawy”, ani mocno obsadzić, południowy odcinek Żoliborza. Może nawet doszłoby do wcześniejszej kapitulacji?
A w końcu nie byłoby całej „Grupy Kampinos”, ani półtora – miesięcznych, walk zwycięskich, bo prowadzone były one głównie przez dywizjon kawalerii 27 p.uł., szwadron ckm 23 p.uł. i kompanię 78 pp pod osobistym dowództwem „Doliny”…
Te wszystkie prawdy o Powstaniu w Kampinosie, na Żoliborzu …trzeba znać i rozumieć je. Kto tego nie rozumie, ten nic nie rozumie, choćby się wychowywał nawet w samym mateczniku Puszczy Kampinoskiej, czy w centrum Żoliborza…”
Dodajmy:
Tej „historycznej prawdy” o naszych nalibockich żołnierzach, walczących w murach Warszawy, na Żoliborzu, nikt by nie poznał, gdybyś Ty Edwardzie jej nie wygarnął w tej, tak ważnej dla nas „Doliniaków”, książce.
Dziękujemy Ci „Ostromirze” !
Marian Podgóreczny
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!