Poeta, dziennikarz miesięcznika „Magazyn Wileński” Henryk Mażul wygrał Konkurs „Polskie Dyktando dla Dorosłych”, zorganizowany przez Związek Polaków na Litwie. Obok niego na podium zwycięzców stanęli: fizyk oraz historyczka i nauczycielka języka polskiego.
Do pisania dyktanda zasiadło w niedzielę, 17 listopada, około 70 osób.
Tekst „Nie najuczciwszy dziennikarz”, przygotował prodziekan Wydziału Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, dr Tomasz Korpysz.
Henryk Mażul, zdobywca tytułu Mistrza Ortografii Polskiej na Litwie popełnił w dyktandzie tylko jeden błąd ortograficzny.
A jak napisaliby ten sprawdzian znajomości polskiego nasi Czytelnicy? Warto spróbować, ale nie popadać w kompleksy, jeśli błędów będzie kilka, bo dyktando jest naprawdę bardzo trudne. Oto jego treść:
Nie najuczciwszy dziennikarz
Piotr był trochę nieswój, gdy niósł do redakcji miesięcznika „Lećmy Wyżej” nie swój minireportaż o maksiproblemach pseudowilnian zajmujących się paralotniarstwem. A wszystko zaczęło się od tego, że nie chcąc po raz kolejny wyjść na niedowarzonego dziennikarza, poprosił o pomoc kogoś, kogo mu polecił zaprzyjaźniony lekarz pediatra. Wbrew swoim zamiarom nie zwrócił się jednak do najlepszego informatora w okolicy, ale do zwykłego modelarza amatora znad meandrującej rzeczułki o wdzięcznej nazwie „Czarna Woda”. Ów pseudofachowiec, który chwalił się tytułem wicemistrza gminy w lataniu precyzyjnym, w gruncie rzeczy był quasi-znawcą zagadnień lotnictwa. Ograniczał się jedynie do tego, że półleżąc na swojej nie najwygodniejszej wersalce, sklejał modele statków i samolotów i wycinał zdjęcia balonów, spadochronów oraz lotni ze wszystkich gazet, jakie mu wpadły w ręce. Nic dziwnego, że jego pokój wprost usłany był pożółkłymi, a nawet rudobrązowymi od słońca lub też zszarzałymi od kurzu ścinkami, które szczelnie pokrywały przepiękną podłogę z hebanowego drewna ułożonego w arcymisterne esy-floresy. Kiedy Piotr już drugą godzinę wysłuchiwał, co ten hochsztapler ma do powiedzenia o lataniu, pluł sobie w brodę, że nie znalazł innego interlokutora. Wreszcie przerwał mu w pół słowa i czmychnął z tej ponurej rupieciarni. Nieubłaganie zbliżał się termin oddania tekstu do redakcji, więc chyżo pobiegł do mieszkającego nieopodal dobrego druha Pawła. Ten otworzył mu drzwi swojego nowo zakupionego mieszkania, obejmując wpół ukochaną Helusię: niedawno poślubioną żonę, która była pół Polką, a pół Litwinką. Po ponaddwuipółgodzinnej dyskusji żonkoś dał się przekonać do ekspresowego napisania artykułu. Gdyby tego nie zrobił, toby całkowicie pogrążył Piotra, który miał ostatnią szansę na zrehabilitowanie się za niedawną wpadkę, czyli pomylenie Związku Polaków na Litwie ze Związkiem Litwinów w Polsce. Na szczęście przyjaciel nie zawiódł i po kwadransie miał gotowy tekst. Wręczył go Piotrowi ze słowami: „Wyjątkowo przymykam oczy na łamanie przepisów o prawach autorskich i pozwalam ci to drukować pod twoim nazwiskiem”. To dlatego niedoszły autor był taki nieswój, kiedy odnosił do redakcji gotowy reportaż.
Kresy24.pl/zw;.t, Wilnoteka.lt
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!