26 lutego w litewskim parlamencie powstała Grupa przyjaźni z Górskim Karabachem. Dzień później Azerowie zorganizowali w Wilnie na znak sprzeciwu wobec tej inicjatywy pikietę przed ambasadą Armenii. Z kolei Ormianie pikietowali przed budynkiem ambasady Azerbejdżanu.
Jedynymi zadowolonymi z litewskiego pomysłu parlamentarnego wydają się władze Karabachu (no i pewnie Rosji). Na wystosowaną 26 lutego deklarację, odpowiedziały natychmiast. Z członkami Grupy spotkał się minister spraw zagranicznych Karabachu, Karen Mirzojan, który podkreślił wagę takiego kroku.
Warto przypomnieć, że Republika Górskiego Karabachu ma swój rząd, gospodarkę i parę innych atrybutów samodzielnego państwa, nie jest jednak uznawana za suwerenny kraj przez żadne państwo na świecie. Oficjalnie – nawet przez Armenię, chociaż obowiązuje tu ormiańska waluta, tablice rejestracyjne samochodów są identyczne jak w Armenii, a granica z istnieje tylko formalnie – mieszkańcy Karabachu i Ormianie przekraczają ją bez żadnej kontroli. Jedynymi, którzy do Karabachu wstępu nie mają, są Azerowie.
W kontekście litewskiej Grupy przyjaźni z Górskim Karabachem zapewne godne przypomnienia jest również to, że NATO, UE, Azerbejdżan, Turcja i Gruzja ogłosiły, że wybory prezydenckie z 19 lipca 2012 roku, przeprowadzone w Górskim Karabachu, są nieważne. Nie uznała ich również grupa OBWE, a azerski politolog Rasim Musabekov ocenił, że wybory były kolejną nieskuteczną próbą udowodnienia, że Górski Karabach istnieje jako suwerenne państwo, a jego władze są legalne. „Starają się nadać pozory demokracji wojskowemu reżimowi” – powiedział Musabekov, zaś Mińska Grupa OBWE wydała oświadczenie, w którym podkreśliła, że żaden kraj na świecie nie uznaje Górskiego Karabachu za niepodległe i suwerenne państwo. W nieuznanych za ważne przez społeczność międzynarodową wyborach zwyciężył dotychczasowy prezydent Bako Saakian.
Kresy24.pl
1 komentarz
Michał Pawiński
25 kwietnia 2013 o 22:37Jestem przyjemnie zaskoczony. Nie spodziewałem się tego po Litwie. Sądziłem, że skoro Litwa boi się Polaków na Wileńszczyźnie, to nie będzie popierać żadnych secesjonistów na świecie. Ale cieszę się. Może politycy litewscy zaczynają rozumieć, że polityka wynaradawiania i zakłamywania historii jakiegokolwiek narodu zmusza ten naród do walki o swoje prawa, a ta walka czasem bywa zwycięska?