
Fot: Służba Bezpieczeństwa Ukrainy
Podejrzenia skierowały się w zupełnie niespodziewaną stronę. Jeśli to się potwierdzi, Putin zapała żądzą zemsty.
Ukraińskie służby specjalne szykują już kolejne uderzenia w Rosji w stylu niedawnej operacji “Pajęczyna”, kiedy udało im się zniszczyć na 4-ch lotniskach wroga dużą część strategicznego lotnictwa Rosji – zapowiada Washington Post, powołując się na źródła wywiadowcze. Oczywiście nikt w Kijowie nie zdradza jakie, gdzie i kiedy nastąpią te uderzenia.
Dziennik ocenia, że dziś losy Ukrainy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej zależą od jej służb specjalnych – wojskowego Głównego Zarządu Wywiadu i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Dowiodły one, że są w stanie atakować na głębokich tyłach Rosji, ale także uderzać w rosyjskie interesy i siły zbrojne w wielu innych miejscach na świecie, np. w Afryce, czy Syrii.
Pierwszy skutek zmasowanego ukraińskiego uderzenia w rosyjskie bombowce z 1 czerwca już widać. Do piątkowego ataku na Ukrainę Rosjanie zdołali wysłać znacznie mniej maszyn, niż zwykle – tylko 7: pięć Tu-95MS i dwa Tu-160 – zauważają eksperci Defense Express.
Aby zrekompensować brak samolotów, musieli je niemal maksymalnie załadować rakietami – po około 5 na każdy, łącznie 36 pocisków. Jest to znacznie mniej efektywny sposób ataku, niż wcześniej, gdy do każdego samolotu podczepiano najwyżej 1-2 rakiety, w wyjątkowych przypadkach – 3. Ponadto maksymalne obciążenie znacznie skraca techniczną żywotność maszyn.
Również wykorzystanie “deficytowych” bombowców Tu-160, które dotychczas Rosjanie starali się oszczędzać wskazuje, że po prostu nie mieli czego innego wysłać. Nie wszystkie wystrzelone przez nie rakiety dotarły na Ukrainę, część z powodu awarii spadła na terytorium Rosji, co zdarza się dość często.
Tymczasem rosyjskie FSB prawdopodobnie nadal nie zdołało ustalić, jakim kanałem zostały wwiezione do Rosji ukraińskie drony atakujące potem lotniska z zaparkowanych ciężarówek. Wśród niezależnych analityków pojawiły się sugestie, że mogły wjechać z Kazachstanu, gdyż między nim i Rosją nie ma kontroli celnej w ramach Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej – donosi CurrentTime.
Jest to o tyle prawdopodobne, że od kazachskiej granicy do rosyjskiego miasta Miass, gdzie według rosyjskich śledczych mieściło się tajne ukraińskie centrum całej operacji “Pajęczyna” i gdzie ładowano drony na ciężarówki, jest tylko 150 km.
Trwa też pościg za niejakim Artiomem Timofiejewem, 37-letnim obywatelem Rosji pochodzenia ukraińskiego, który ostatnio mieszkał właśnie w Miassie.
Również analityk Rustam Burnaszew jest przekonany, że drony musiały wjechać jeśli nie z Kazachstanu, to z Białorusi lub transportem przez Gruzję. “Obejście zabezpieczeń na granicach z Rosją jest technicznie w pełni możliwe. Są takie kanały” – twierdzi.
W reakcji na doniesienia o “kazachskim śladzie”, władze Kazachstanu – przerażone, że narazi je to na rosyjską zemstę – rozpoczęły w mediach masową medialną kampanię zaprzeczania pod nieformalnym hasłem: “Nie mamy z tym nic wspólnego”, angażując do tego nie tylko polityków, ale także rodzimych ekspertów bezpieczeństwa.
“Kazachskie władze już zawczasu chcą odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia, a ich przedstawiciele zapewniają, że informacje o udziale tego kraju w atakach na rosyjskie lotniska to próba zasiania niezgody między Kazachstanem i Rosją” – ocenia dziennikarz śledczy Siergiej Duwanow.
Zobacz także najważniejsze wydarzenie wojenne ostatniej nocy: Wybucha i płonie! Gdzie? Wszędzie. Ale Saratów oberwał najbardziej (WIDEO).
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!