Odzyskanie Smoleńska było jednym z najważniejszych celów polityki moskiewskiej w latach dwudziestych XVII wieku. Głównym orędownikiem rewanżu na Rzeczypospolitej i odbicia tej kluczowej twierdzy był patriarcha Filaret, ojciec cara Michaiła Romanowa, który po powrocie polskiej niewoli stał się współrządcą państwa moskiewskiego.
Wojownicze nastawienie elit moskiewskich wobec Rzeczypospolitej dało o sobie znać już podczas Soborów Ziemskich w latach 1619–1621: Moskwicini zmierzali do wznowienia wojny w sojuszu z Turcją, chanatem krymskim i Szwecją. Oliwy do ognia dolewał polski król i najwyżsi urzędnicy, pomijając w korespondencji ze stroną moskiewską carski tytuł Michaiła Romanowa.
Według dyplomacji Rzeczypospolitej prawomocnym władcą moskiewskim był królewicz Władysław, którego carem moskiewskim wybrali bojarzy i cała ziemia moskiewska. Na marginesie: ponieważ państwo polsko-litewskie nie uznawało carskiego tytułu władców moskiewskich, wobec królewicza, zarówno w korespondencji wewnętrznej, jak i na zewnątrz, prócz tytułu wybrany wielki książę moskiewski wykorzystywano element rozbudowanej tytulatury Dymitra I Samozwańca – władca i posiadacz wszystkich księstw do tej monarchii należących. W Wilnie i Warszawie podkreślano także brak związków rodowych Michaiła Romanowa z wygasłą dynastią Rurykowiczów; dostało się również Iwanowi Groźnemu, który – według argumentacji polsko-litewskiej – urodził się z księżnej Glińskiej [Heleny, żony Wasyla III], a książę Gliński [Michaił, brat Heleny] był zdrajcą króla polskiego, a Glińscy, książęta służą polskiemu królowi i teraz.
W tym czasie państwo moskiewskie zacieśniało stosunki ze Szwecją. Choć pierwsze wysiłki Gustawa Adolfa zmierzające do zawiązania z Moskwą antypolskiego sojuszu zakończyły się niepowodzeniem – propozycja przebywającego w stolicy moskiewskiej w 1626 roku posła szwedzkiego spotkała się z odmową – to z pomocą szwedzkich kupców Michaił Romanow dokonywał zakupów broni zagranicą. W zamian Moskwa na dogodnych warunkach zaopatrywała Szwecję w zboże. Koniunktura i zwyżka cen na zboże na giełdzie w Amsterdamie przynosiła niemałe zyski państwu moskiewskiemu, toteż wydawało się, że jest ono w stanie – mimo zapaści gospodarczej z czasów smuty – przeciwstawić się państwu polsko-litewskiemu.
Przygotowania do wojny z Rzecząpospolitą ruszyły w 1630 roku. Dokonywano przeglądów wojsk, weryfikowano liczebność regionalnych korporacji dworiańskich, które stanowiły podstawę armii moskiewskiej, zaciągano oddziały najemników i oficerów z Europy Zachodniej, m.in. doświadczonego szkockiego płk. Aleksandra Lesleya, weterana wojen z Rzecząpospolitą, który w latach 1609–1611 bronił Smoleńska przed armią Zygmunta III, a w latach 1626–1629 walczył w armii Gustawa Adolfa w wojnie o ujście Wisły. Łącznie Moskwicinom udało się zwerbować 3,5 tys. najemników oraz sformować na wzór zachodnioeuropejski własne jednostki piechoty i jazdy w sile ponad 10 tys. żołnierzy (7 tys. piechoty, 2 tys. rajtarii oraz 1600 dragonii). Siły moskiewskiego pospolitego ruszenia liczyły ok. 60 tys. żołnierzy.
30 kwietnia 1632 roku zmarł Zygmunt III. Rosjanie, chcąc wykorzystać bezkrólewie, zdecydowali się rozpocząć działania wojenne przed upływem rozejmu dywilińskiego. Ich celem był Smoleńsk. Wprawdzie liczebność garnizonu smoleńskiego była wystarczająca – 1,5 tys. żołnierzy oraz 700 ochotników – jednak mimo, że uchwalono pobór 4,5 tys. żołnierzy na Litwie i 6 tys. w Koronie, zabrakło aktów wykonawczych. Hetmanowi polnemu litewskiemu Krzysztofowi Radziwiłłowi pozostały zaciągi na własny koszt i doraźne łatanie dziur w obronie wschodniej granicy Wielkiego Księstwa Litewskiego: udało się mu zebrać 2 tys. żołnierzy oraz wzmocnić garnizony w Dorohobużu, Połocku, Witebsku i Starodubie kontyngentami po 100–200 żołnierzy. Również po stronie moskiewskiej mobilizacja przebiegała nie bez problemów. Dworiaństwo, mimo grożących kar, ociągało się z terminowym przybyciem do Możajska, Rżewa, Białej i Kaługi, gdzie koncentrowały się trzy zgrupowania armii moskiewskiej. Z tego powodu Moskwicini rozpoczęli działania wojenne dopiero we wrześniu 1632 roku.
Na czele głównego zgrupowania wojsk moskiewskich (tzw. pułku wielkiego), które miało odzyskać najpierw Dorohobuż, a następnie Smoleńsk stanęli wojewoda Michaił Szein, bohaterski obrońca Smoleńska w latach 1609–1611, oraz okolniczy Artiem Izmaiłow. Dowódcami pozostałych zgrupowań bojowych zostali książę Siemion Prozorowski i książę Michaił Biełosielski (tzw. pułk przedni) oraz stolnik Bogdan Nagoj (tzw. pułk rozpoznawczy). Ich zadaniem było odzyskanie Białej i połączenie pod Smoleńskiem z wojskami Szeina. Szacuje się, że w sumie było to nieco ponad 30 tys. żołnierzy, strzelców, Kozaków moskiewskich, piechoty rosyjskiej zorganizowanej na wzór zachodnioeuropejski oraz najemników.
Początkowo wszystko szło po myśli Moskwicinów: między wrześniem a grudniem 1632 roku wojska moskiewskie zajęły wiele grodów na pograniczu: Sierpiejsk (12 października), Dorohobuż (18 października), Siebież, Krasny, Newel, Rosławl, Poczep, Starodub, Nowogród Siewierski i Trubczewsk, zaś zagony moskiewskie dotarły m.in. pod Połock i Wieliż.
Główne zgrupowanie pod dowództwem Szeina dotarło pod Smoleńsk na początku grudnia. Dowódca moskiewski przystąpił do oblężenia metodycznie: otoczył twierdzę ścisłym pierścieniem wojsk, który umożliwiał nie tylko prowadzenie działań oblężniczych, ale odcięcie jej od zaopatrzenia i odsieczy. Od wschodu dyslokował oddział płk. Karola Jacobiego, od południowego-wschodu główne siły, w których skład wchodziło pięć pułków piechoty pod komendą Lesleya, od południa pułk Jakuba Charleya, a od zachodu 900 osobowy pułk dworiaństwa i strzelców, usytuowanych w czterech redutach (niebawem wzmocniły go oddziały Prozorowskiego i Nagoja, które strzegły drogi w kierunku Orszy).
Na położonej na północ od twierdzy Górze Pokrowskiej rozmieścił stanowiska obserwacyjne, z których jak na dłoni widać było pozycje obrońców oraz okolicę na zachód od Smoleńska. Nadzieje na szybkie zdobycie twierdzy były duże, bo Szein dysponował przygniatającą przewagą w ludziach i artylerii. Opór obrońców miało skruszyć 158 armat – w tym ważące blisko 7,5 ton armaty „Inrog”, „Pasynok”, „Wołk”, „Krecziet”, „Achilles”, „Granowitaja” i „Gładkaja”.
W porównaniu z potęgą moskiewską dowodzony przez podwojewodziego smoleńskiego Samuela Druckiego Sokolińskiego 2-tys. garnizon smoleński wyglądał nad wyraz skromnie. Na domiar złego stojący pod Orszą z 1 tys. ludzi wojewoda smoleński Aleksander Korwin Gosiewski miał małe szanse na udzielenie wsparcia oblężonym. Próbował więc jak mógł osłabić Moskwicinów, nękając ich podjazdami.
W grudniu 1632 i styczniu następnego roku Moskwicini starali się zmiękczyć obrońców intensywnym ostrzałem artyleryjskim. To było preludium szturmu. Na szczęście Gosiewski i hetman polny litewski Krzysztof Radziwiłł nie zasypiali gruszek w popiele. Dzięki pospiesznej mobilizacji sił udało się im zebrać 4,5 tys. żołnierzy (2,5 tys. jazdy i 2 tys. piechoty) i spod Krasnego zaczęli nękać nieprzyjaciela.
Na początku marca 1633 roku próbę przedarcia się do twierdzy podjął 700-osobowy oddział rotmistrza Jerzego Jurzyca, zaś obóz Prozorowskiego zaatakowały główne siły. W okolicy Góry Pokrowskiej doszło do zaciętego boju, w którym Moskwicini wzięli do niewoli aż 327 Litwinów i Polaków, jednak Jurzyc dopiął swego, wprowadzając do twierdzy ok. 300 piechurów oraz zaprowiantowanie. To niewątpliwie podniosło obrońców na duchu.
Sukcesem zakończyła się brawurowa akcja płk. Jakuba Madalińskiego, który w Wielką Sobotę, 26 marca, za dnia wprowadził do Smoleńska 600-osobowy oddział piechoty z zapasami prochu i amunicji. Szein starał się nie pozostawać dłużnym: na przełomie kwietnia i maja uderzył na bazę wojsk polsko-litewskich pod Krasnym, gdzie udało się mu wziąć do niewoli 47 ludzi.
Do intensyfikacji walk doszło czerwcu: dzięki wytężonym pracom inżynieryjnym i skupieniu artylerii na pozycjach Lesleya Moskwicini mogli podjąć szturm od południowego-wschodu. 20 czerwca potężna eksplozja wysadziła w powietrze basztę przy bramie Małachowskiej i szkocki dowódca poderwał swoją piechotę do ataku. Szturm, mimo ponawianych ataków, nie powiódł się.
W końcu lipca nieudaną próbę przedarcia się do Smoleńska z posiłkami i zaopatrzeniem podjął jeszcze Gosiewski, ale przez resztę lata, poza potyczkami i ostrzałem miasta, nie doszło do większych starć. Tymczasem z odsieczą pod twierdzę zmierzał nowy król Rzeczypospolitej – Władysław IV Waza.
Władysław Waza został wybrany królem na sejmie elekcyjnym 8 listopada 1632 roku. Jednak nie uchwalono podatków na wojnę, więc monarcha z prywatnych środków zaczął organizować wojska, które miały pójść na odsiecz oblężonemu Smoleńskowi. Dopiero obradujący na przełomie stycznia i lutego 1633 roku sejm koronacyjny zgodził się na sformowanie 23-tys. armii, w tym 15 tys. piechoty.
W polskiej sztuce wojowania było to novum – dotychczas w armii Rzeczypospolitej dominowała jazda. Niewątpliwie był to efekt nauk, które Władysław IV Waza wyciągnął z walk prowadzonych przez jego ojca z Gustawem Adolfem. Jakby też na przekór zwyczajom Zygmunta III, Władysław nie tylko zabrał ze sobą brata Jana Kazimierza, ale też powierzył mu dowództwo jednego z pułków. Zresztą w otoczeniu króla znalazła się plejada wybitnych oficerów. Byli to m.in. wojewoda podolski Marcin Kazanowski, który wkrótce zostanie mianowany hetmanem polnym koronnym, wojewoda smoleński Aleksander Gosiewski, pułkownicy Henryk Denhoff, Reinhold Rosen, Jakub Butler i Eliasz Arciszewski, infamis, ściągnięty glejtem królewskim z Holandii.
Król z bratem wyruszył z Warszawy na wschód na początku maja. Przodem pchnął hetmana Krzysztofa Radziwiłła, który z 3 tys. Litwinów i 2,3 tys. kwarcianych miał przygotować pod Smoleńskiem obóz dla armii królewskiej. Monarcha przybył pod miasto na przełomie sierpnia i września. Wojska Rzeczypospolitej rozłożyły się obozem na uroczysku Hłuszczyca, na zachód od zgrupowania najemników Georgeʼa Matissona, które obozowało na Górze Pokrowskiej.
Pospieszna mobilizacja przyniosła częściowe efekty: król Władysław dysponował tylko 14 tys. żołnierzy; armia Szeina liczyła ok. 25 tys. ludzi. Mimo to już w nocy z 6 na 7 września polski władca podjął działania zaczepne: zaatakował obozy Matissona i Prozorowskiego, jednak nie udało się mu przełamać blokady Smoleńska. Wojska polsko-litewskie straciły ok. 300 rannych i zabitych. Udało się jednak przedrzeć do twierdzy 1,2 tys. żołnierzom Denhoffa.
Niekorzystną dla Władysława dysproporcję sił zmieniło przybycie w końcu września spóźnionych oddziałów koronno-litewskich oraz 12 tys. Kozaków zaporoskich pod wodzą Tymosza Orendarenki. Władysław IV, osiągając nieznaczną przewagę liczebną, ponownie przystąpił do działania. 21 września uderzył na obóz Matissona i po zaciętym boju przełamał opór Rosjan, a dzięki opanowaniu mostu na Dnieprze udało się nawiązać kontakt z obrońcami Smoleńska.
Następnej nocy zmuszono do opuszczenia swoich pozycji Mattisona i Prozorowskiego – Smoleńsk został odblokowany. 24 września król wjechał do miasta. Tak szybkie odblokowanie Smoleńska było sukcesem, jednak do zwycięstwa było daleko. Trzeba było bowiem rozbić armię Szeina.
Pierwszą próbę Władysław podjął 28 września 1633 roku: od strony Fortalicji Zygmuntowskiej na oszańcowane obozy płk. Indikta van Damma i Charlesa dʼEberta uderzyło 3 tys. żołnierzy, jednak atak został odparty. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Prozorowski i najemni dowódcy, przerażeni przejęciem inicjatywy strategicznej przez wroga, zwinęli swoje obozy i w popłochu wycofali się do głównego obozu moskiewskiego, w którym stacjonowały jednostki pod bezpośrednią komendą Szeina. W ręce polskiego króla wpadło mnóstwo zaopatrzenia. Do 4 października swój obóz zwinął także Lesley.
Władysław IV działał metodycznie: przed podjęciem szturmu na obóz Szeina postanowił odciąć go od zaplecza. Wysłany 7 października 6-tys. zagon kawaleryjski pod dowództwem Krzysztofa Piaseczyńskiego opanował Dorohobuż – bazę zaopatrzeniową wojsk moskiewskich. 16 października opanował strategiczne, położone na prawym brzegu Dniepru, Żaworonkowe Wzgórza i Bogdanową Okolicę. W ten sposób polskiemu królowi udało się nie tylko zająć pozycje dogodne do ostrzału artyleryjskiego, ale także odciąć wrogowi drogę odwrotu.
19 października Szein próbował wyprzeć wojska polsko-litewskie z zajmowanych pozycji, ale po zaciętym boju, w którym odznaczyli się Jan Kazimierz, młody Janusz Radziwiłł oraz Piaseczyński, musiał ustąpić. Do końca listopada udało się niemal całkowicie otoczyć obóz Szeina. Władysław IV chciał wziąć przeciwnika głodem. W celu dezorganizacji zaplecza wysłał na początku grudnia głęboki zagon kawaleryjski: 6 tys. jazdy i kilka tysięcy Kozaków pod dowództwem Kazanowskiego i Gosiewskiego spustoszyło okolice Wiaźmy i Możajska. Udało się też ustalić, że po śmierci patriarchy Filareta (zmarł 11 października 1633 roku) morale Moskwicinów upadło. Owszem, car Michaił Romanow rozpoczął przygotowania do udzielenia odsieczy osaczonemu Szeinowi – nowe wojska miały się skoncentrować w Możajsku pod komendą bojarów i wojewodów Dymitra Czerkasskiego i księcia Dymitra Pożarskiego – jednak na to potrzeba było czasu. A Szein go nie miał.
Mimo jego niemal błagalnych ponagleń sytuacja przedstawiała się niewesoło: na przełomie 1633 i 1634 roku wojska zbierające się w Możajsku liczyły 3 tys. żołnierzy. Tymczasem sytuacja wojsk moskiewskich pod Smoleńskiem pogarszała się z dnia na dzień. Moskwicinom i ich cudzoziemskim najemnikom głód zajrzał w oczy. Desperackie próby wyrwania się z matni spaliły na panewce – ostrzał artyleryjski i zasadzki, w które wpadali Moskwicini i ich cudzoziemscy towarzysze broni, zbierały krwawe żniwo. Miarą dramatu, rozgrywającego się w obozie moskiewskim, była śmierć płk. Thomasa Sandersona, zwolennika pozostania pod Smoleńskiem – na oczach Szeina zastrzelił go płk Lesley, opowiadający się za przebijaniem się na wschód.
Rozpoczęte 24 stycznia 1634 roku negocjacje o warunkach kapitulacji zakończyły się po miesiącu: Rosjanie mieli opuścić obóz z bronią osobistą i 12 armatkami. Ich przemarsz między wojskami polsko-litewskimi i złożenie sztandarów u stóp polskiego władcy miało podkreślić nie tylko jego triumf, ale i stanowić ich hołd dla niego. Żołnierze cudzoziemscy z armii Szeina mogli wstąpić do armii Władysława IV. W opróżnionym obozie zwycięzcy znaleźli 110 dział, siedem moździerzy i ogromne ilości broni białej i amunicji.
Po kilku ty godniach w Urzędzie Wojskowym w Moskwie ustalono, że wraz z Szeinem obóz opuściło 8056 dworian różnych kategorii, na miejscu pozostało 2004 rannych i chorych. Na służbę u polskiego króla zdecydowało się przejść tylko osiem osób, w tym sześciu Kozaków dońskich.
Kapitulacja armii Szeina nie oznaczała końca wojny. Władysław IV chciał iść za ciosem, ale jego armii nie starczyło sił. Oblężenie Białej, które trwało do połowy maja, zakończyło się fiaskiem. W tej sytuacji obie strony konfliktu zdecydowały się na rozmowy pokojowe. 14 czerwca 1634 roku nad rzeczką Polanówką podpisano wieczysty pokój, w którym zostały potwierdzone zdobycze Rzeczypospolitej z 1618 roku: Smoleńszczyzna i Siewier szyzna. Car zrzekał się pretensji do Inflant i Kurlandii, a Władysław IV, w zamian za 20 tys. rubli, zrezygnował z roszczeń do korony carskiej. Rzeczpospolita odstąpiła wschodniemu sąsiadowi pograniczny okręg z Sierpiejskiem, o powierzchni 12,5 tys. km. kw. Państwo moskiewskie miało ponadto wypłacić kontrybucję wojenną w wysokości 200 tys. rubli.
Za klęskę pod Smoleńskiem odpowiedzieli Michaił Szein i Artiem Izmaiłow. Cara i elity moskiewskie zbulwersował zarówno fakt kapitulacji przed przeważającymi siłami wroga, jak i jej forma, a więc złożenie przed Władysławem IV sztandarów moskiewskich i kilkukrotne uderzenie przed królem czołem do samej ziemi. Inna sprawa, że kiedy zmarł patriarcha Filaret, Szein stracił patrona i protektora, który niewątpliwie obroniłby go przed wrogą mu częścią Dumy Bojarskiej. Szybko też zaczęły wychodzić na jaw inne fakty, które pośrednio kompromitowały Szeina i Izmaiłowa. Okazało się, że synowie tego drugiego – Wasyl i Siemion – w czasie oblężenia podejmowali i byli podejmowani przez polskich dowódców na wystawnych ucztach. Szeina wprost oskarżano o zdradę: jego opieszałość w przygotowaniu i prowadzeniu oblężenia Smoleńska miała być wynikiem przysięgi na wierność Zygmuntowi III, którą jakoby złożył w czasie pobytu w polskiej niewoli w latach 1611–1619.
Formalnie o zdradę oskarżono wszystkich wyższych dowódców, którzy uczestniczyli w oblężeniu Smoleńska: prócz Szeina i Izmaiłowa byli to Wasyl i Siemion Izmaiłowowie (synowie wojewody), Siemion Prozorowski i Michaił Biełosielski. Szein, Izmaiłow i jego syn Wasyl zostali skazani na śmierć, Siemion Izmaiłow na karę chłosty, zaś Prozorowski i Biełosielski na zesłanie na Syberię. Na szafot skazano też syna Szeina Iwana Michajłowicza (ścięto go 28 kwietnia 1634 roku), a jego matkę i żonę na zesłanie w okolice Astrachania, jednak dzięki wstawiennictwu carycy Jewdokii Łukianowej car je ułaskawił.
Opr. TB
1 komentarz
kanciasty stół
15 czerwca 2024 o 12:48Dynastia Wazów kochała się w widowiskowych przedstawieniach: a to tortury i pokazowa śmierć Piekarskiego (nieskutecznego, niestety, zamachowca na Zygmunta III), a to tzw. Hołd Ruski, z którego poza teatrem i połechtaniem pychy krótkiego Zygmusia nic nie wynikło, no i ten „hołd” smoleński równie pełen pychy i równie głupi i bez żadnych skutków.
Wszystkie te hołdy tyle samo warte, co tzw. kolumna Zygmunta w Warszawie. Kiedyś zastanowiłem się, dlaczego podczas zaborów Ruscy nie zniszczyli tej kolumny. Nie przeszkadzała im? – Nie, bo Zygmuś to był pajac, a Ruscy z pajacami nie walczą. Z pajaców się śmieją. Pajacami pogardzają, Donek.
Wkrótce wybierzemy kolejnego pajaca na prezydenta? Może tym razem wybierzmy kogoś normalnego? Nie?
Koneczny powiedział, że w polityce wschodniej nie liczy się teatr, ale skuteczność. Ruscy piją na Kremlu szampanskoje po bitwie, a nie zamiast.
Ale co zrobić, jeśli elity post-PRL to wsiowe głupki, uchachane po pachy, zwykłe ch*je, odpustowe klauny. Po co wymyślono w Warszawie klub studenci „Stodoła”? No, żeby chłopcy z pobliskiego WSI na Wiśniowej mogli chodzić „za stodołę”. No żeby było tak swojsko w obcym wielkim mieście…
Stefan Batory nie urządzał kabaretów, ale zwyciężał w bitwach, założył Uniwersytet Wieleński, ściął zdrajcę Zborowskiego, złamał pychę Gdańska itd. itd.
Dlaczego w Warszawie nie ma kolumny Batorego? A właśnie dlatego.