Władimir Putin będzie ubiegał się o kolejną kadencję. Ta decyzja kładzie kres planów Aleksandra Łukaszenki, by „przesiedzieć” rosyjskiego prezydenta. Dalszy los białoruskiego satrapy zależy teraz wyłącznie od życzeń i obietnic kremlowskiego władcy.
Prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił zamiar wzięcia udziału w wyborach prezydenckich w 2024 roku. Po „licznych prośbach” mieszkańców różnych regionów Federacji Rosyjskiej zdecydował się „pozostać z ludźmi” i ubiegać się o kolejną kadencję. Nie było to zaskoczeniem – w ostatnim czasie nie było wątpliwości, że inny scenariusz jest niemożliwy we współczesnej Rosji.
Chociaż rok lub dwa lata temu wciąż istniały nadzieje, że Rosja wolałaby operację „następcy”. Prawdopodobnie pocieszano się taką wizją również w Mińsku. Przynajmniej białoruski kalendarz polityczny okazał się bezpośrednio powiązany z rosyjskim. Dało to podstawy do przypuszczeń, że Aleksander Łukaszenka miał nadzieję „przesiedzieć” Władimira Putina. Zmiana na Kremlu dałaby mu szansę na próbę odzyskania niezależności politycznej, a za obietnice złożone Putinowi musiałby odpowiedzieć przed nowym człowiekiem, co nieco uprościłoby zadanie.
Wydarzenia 2020 roku i chęć utrzymania władzy za wszelką cenę sprawiły, że Łukaszenka znalazł się w silnym rosyjskim uścisku. Wszelkie próby zdystansowania się od Rosji podejmowane przez białoruskie władze od 2014 roku – od czasu okupacji Krymu i utworzenia przez Moskwę separatystycznych LNR i DNR we wschodnich regionach Ukrainy – zostały poświęcone na rzecz utrzymania władzy. To z kolei uzależniło białoruski reżim od Kremla. Dalszy rozwój wydarzeń – od współudziału w rosyjskiej agresji na Ukrainę do głębokiej integracji z Federacją Rosyjską – okazał się jedynie konsekwencją tych dążeń.
Pojawienie się nowej postaci na czele Rosji nieuchronnie doprowadziłoby do pewnych zmian na rosyjskim polu politycznym, związanych z koniecznością uporania się z rozwiązaniem licznych problemów wewnętrznych, pojawiających się przy takich, choćby kosmetycznych, ale jednak zmianach. Dałoby to białoruskiemu władcy pewną swobodę manewru.
Nominacja Władimira Putina na kolejną kadencję prezydencką przekreśla te nadzieje. I jeszcze bardziej osłabia Aleksandra Łukaszenkę.
Można jedynie dyskutować o stopniu obecnej zależności białoruskiego reżimu od Kremla. Ale to, że istnieje, jest faktem niepodważalnym. Podobnie jak fakt, że Moskwa nadal wykorzystuje różne narzędzia, aby wzmocnić swoje wpływy.
W sytuacji z Białorusią Rosja obeszła się bez „zielonych ludzików”. Zamiast tego wybrała scenariusz stopniowego wchłaniania i pozbawiania tego kraju niezależności w sprawach wewnętrznych i międzynarodowych. Z pomocą tak zwanych programów związkowych Moskwa radykalnie implementuje na Białoruś rosyjskie normy prawe i instytucjonalne, i to praktycznie we wszystkich sferach.
Pod koniec listopada na posiedzeniu Rady Ministrów Państwa Związkowego premier Rosji Michaił Miszustin oświadczył, że wdrożono ponad 90% środków integracyjnych uzgodnionych w ramach Państwa Związkowego w 2021 roku.
Według niego „położono podwaliny pod wspólną politykę makroekonomiczną, przemysłową i rolną, utworzenie wspólnego rynku transportowego i zasad konkurencji, przestrzeni prawnej dla biznesu i naszych obywateli, zapewniając równe szanse konsumentom”.
Przygotowano również projekt nowych kierunków realizacji tzw. traktatu unijnego na lata 2024-2026. Według premiera Białorusi Romana Gołowczenki, dokument przewiduje utworzenie połączonych rynków energii i połączonego systemu transportowego.
Nastepuje zakrojone na szeroką skalę przejście Białorusi na rosyjskie normy prawne w niemal wszystkich obszarach mających silne powiązania instytucjonalne z Rosją. W istocie nazywa się to utratą suwerenności, choć jeszcze nie de iure, ale już de facto.
Nie ma też specjalnej potrzeby udowadniania zależności białoruskiego reżimu od Rosji w polityce zagranicznej – aby wyobrazić sobie jej skalę, wystarczy przynajmniej co jakiś czas czytać wiadomości.
A fakt, że Władimir Putin pozostanie władcą na Kremlu, świadczy o tym, że Łukaszenka nie będzie w stanie uniknąć realizacji wszystkich tych programów. Tak więc zależność od Rosji będzie tylko rosła, zaś pzestrzeń do podejmowania niezależnych decyzji będzie się tylko kurczyć.
W zasadzie przyszły los Aleksandra Łukaszenki zależy teraz wyłącznie od życzeń i obietnic Władimira Putina. Dotyczy to również zbliżającej się kampanii wyborczej na prezydenta w 2025 roku. Moskwa nie zdołała docisnąć oficjalnego Mińska z reformą konstytucyjną po 2020 r. – kto więc powstrzyma ją przed ponownym podjęciem tej kwestii? Jak widzi Łukaszenkę Kreml w 2025 roku? Jako władcę kraju związkowego, przewodniczącego Ogólnobiałoruskiego Zgromadzenia Narodowego, piastuna nic nieznaczącego urzędu, czy po prostu honorowego emeryta? Na tym etapie każda odpowiedź jest możliwa, ponieważ nie znamy szczegółów planu rosyjskich przywódców wobec Białorusi. Jasny jest tylko ogólny wektor – wchłonięcie. A przyszłość Łukaszenki w tym układzie zależy tylko od tego, jak szybko i wyraźnie będzie on nadal wypełniał instrukcje Kremla.
Przed białoruską kampanią wyborczą w 2030 roku pojawia się znak zapytania. Przy obecnym tempie integracji takiej kampanii może nie być, bo nie będzie niepodległej Białorusi.
Możliwe są różne warianty, w tym taki, że Łukaszenka będzie rządzić do 2030 roku, ale kwestia jego następcy zostanie rozstrzygnięta nie przez niego, ale w Moskwie. Nie można jednak wykluczyć pojawienia się nowego rosyjskiego protegowanego na krajowej arenie politycznej, wygodniejszego dla Kremla. To są już szczegóły. Najważniejsze jest to, że decyzje te zależą teraz wyłącznie od woli rosyjskiego władcy. Rosja ma jeszcze czas na wzmocnienie w tym kraju swoich licznych agentów wpływu, których nie brakuje, a także na stworzenie puli nowych.
W perspektywie najbliższych lat zależność ta jest o tyle brzemienna w skutki, że Łukaszenka nie będzie w stanie podejmować żadnych samodzielnych decyzji politycznych. W tym normalizacji stosunków z Zachodem, zaprzestania represji, uwolnienia więźniów politycznych. Będzie zmuszony robić tylko to, co każe mu Kreml – niezależnie od własnych aspiracji i pragnień.
Tak więc teraz rywalizacja przenosi się na inną płaszczyznę — nie kto kogo przesiedzi, ale kto kogo przeżyje. Sytuację może zmienić tylko fizyczna śmierć Władimira Putina, zanim pozostaną tylko wspomnienia białoruskiej niepodległości. Ale nadzieje na to są niewielkie — nawet mniejsze niż na rosyjską operację „następca – 2024”.
Takie nieprzyjemne perspektywy stoją przed Białorusią w wyniku polityki prowadzonej przez białoruski reżim i decyzji Putina o kandydowaniu na kolejną kadencję.
Igor Lenkewicz/reform.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!