Publikujemy esej Barbary Nałęcz-Nieniewskiej opublikowany na stronie internetowej Klubu Jagiellońskiego, w którym pokazuje, dlaczego powinniśmy zainwestować w relacje z naszym wschodnim sąsiadem.
Europa zazwyczaj nie słyszy krzyku Białorusinów. Zachód odwraca wzrok i uparcie zatyka uszy. Nic się nie zmieniło ani po masowych protestach przeciwko reżimowi Łukaszenki w 2020 r., ani po wybuchu wojny na Ukrainie. Białoruś to kluczowe państwo na geopolitycznej szachownicy naszych czasów, ale wyobrażenie o nim i wiedza o Białorusinach w Polsce jest uproszczona i płytka. Czas to zmienić, tym bardziej, że tak wiele mamy ze sobą wspólnego.
Aby zrealizować ambitne cele, musimy sformułować wizję rozwoju Polski, która będzie rozpisana na pokolenia, nie na kadencje. Jesteśmy świadkami wyczerpania dotychczasowej formuły III RP. Potrzebujemy nowej energii modernizacyjnej, aby sprostać wyzwaniom pojawiającym się na horyzoncie. Tą wizją jest nieimperialne mocarstwo. Dołącz do nas!
Rzeczpospolita Obojga Narodów była wieleotniczna. To nie było tylko państwo polskie.
Polacy zarzucający Białorusinom zawłaszczanie naszej historii wykazują się ignorancją.
Nasz wschodni sąsiad na początku istnienia odwoływał się do dziedzictwa Wielkiego Księstwa Litewskiego. Zmienił to Łukaszenka.
Gdyby państwa zachodnie wsparły mocniej protesty na Białorusi w 2020 roku, być może Putin nie zaatakowałby Ukrainy.
Nie możemy utożsamiać Białorusinów z reżimem Łukaszenki. Dobre relacje z nimi są warunkiem naszego bezpieczeństwa.
Wspomnienia z Rosji
Jako nastolatka fascynowałam się Rosją. Był to czas, kiedy Putin dochodził do władzy. Rosjanie wiązali z nim wielkie nadzieje. Codziennie oglądałam rosyjską telewizję ORT. Pomagało mi to w nauce języka rosyjskiego, a Internet nie był jeszcze rozpowszechniony w domach. Obserwowałam, w jaki sposób promuje się następcę Jelcyna i jak podkreśla wagę wyborów prezydenckich w 2000 r.
Zafascynował mnie rosyjski rock, oglądałam w telewizji teledyski i koncerty. Bardzo lubiłam popularny program rozrywkowy KWN – pojedynki kabaretów wywodzących się głównie ze środowisk studenckich ze wszystkich krajów byłego ZSRS. Każdy zespół z danego kraju miał jakąś gwiazdę w swoich szeregach.
Zapadł mi w pamięć uroczy, energiczny frontman z matowym głosem z grupy 95 kwartał – Wowan, czyli Wołodymyr Zełeński. Przez myśl by mi wtedy nie przeszło, w jakim świecie znajdę się za niecałe ćwierć wieku.
Miałam okazję być kilka razy w Rosji. Jako reżyserka jeździłam na festiwale filmowe, odwiedzałam też rodzinę. Stąd zresztą wziął się mój sentyment do Wschodu. Moja babcia urodziła się na Polesiu, we wsi, która przed II wojną światową leżała w granicach Polski, dziś należy do Białorusi. Losy wojny rzuciły babcię do Polski Centralnej, gdzie do dziś żyją jej potomkowie. Jej siostry natomiast zostały na Białorusi i ich rodziny mieszkają właśnie w tym kraju. Tu Polacy, tam Białorusini, choć jesteśmy bliską rodziną.
Najpiękniejsze jest to, że udało nam się utrzymać kontakt przez te wszystkie lata i pokolenia mimo pilnie strzeżonej granicy. Minęło już ok. 80 lat od rozstania sióstr. W domu często wspominało się wyjazdy na Białoruś i do Kazachstanu, w którym także osiadła część rodziny, dlatego tak zależało mi, by uczyć się w liceum języka rosyjskiego. Na Białorusi rozmawia się po rosyjsku, a ja chciałam utrzymywać kontakt z rodziną. Specjalnie wybrałam liceum z tym językiem, choć w 1998 r. nie był zbyt popularny.
Pierwszy raz wyjechałam na Wschód, do Białorusi i Rosji, w 2000 r. Wtedy bardziej fascynowała mnie Rosja, a Białoruś wydawała mi się nudna, za mało rosyjska.
Dziś cieszę się, że Białoruś, mimo że była częścią ZSRS i znajduje się w kręgu kultury i języka rosyjskiego, to jednak nie należy całkiem do ruskiego miru. Posiada swoją odrębną, europejską tożsamość wywodzącą się z dziedzictwa Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Ale o tym dowiedziałam się później.
Wróćmy do moich doświadczeń z pobytów w Rosji. Odbywały się w różnych latach (2000, 2006 i 2011). Podczas dyskusji z Rosjanami, szczególnie po alkoholu, po jakimś czasie przestawało być miło. Zawsze przychodził moment, gdy pytali: „Dlaczego wy, Polacy, jesteście takimi niewdzięcznikami? Dlaczego nas tak nienawidzicie, skoro was wyzwoliliśmy?”.
Jak miałam im to wyjaśnić? Czy opowiadać, co wyprawiała Armia Czerwona w 1939 r.? Czy tłumaczyć, że następstwo wojny, czyli PRL, to narzucona władza, której nie chcieliśmy, i system, który nie pozwolił nam się rozwinąć?
Nie zapomnę nocnej rozmowy przy wódce podczas festiwalu filmowego, gdy pewien rosyjski reżyser zaproponował, byśmy wypili za żołnierzy Armii Czerwonej. Zmroziło mnie i odmówiłam. Wtedy on się wściekł. Jak śmiem odmawiać, skoro jego dziadek całe życie pił przez słomkę, bo został ciężko ranny podczas wyzwalania Polski?!
Co można na coś takiego odpowiedzieć? Żadne tłumaczenie nie przekona osoby z takim doświadczeniem. Ostatecznie reżyser wyszedł z imprezy obrażony. Mijały lata i moja fascynacja Rosją bledła, a ciężar zainteresowania przesuwał się coraz bardziej na zachód od Moskwy, w stronę Bugu, na Białoruś.
„Odpolszczyć” I RP
W 2003 r., podczas mojego drugiego pobytu na Białorusi, poprosiłam kuzyna, by wskazał mi najlepszy białoruski zespół. Kupiłam płytę grupy NRM, tamtejszej legendy rocka, która tworzyła piosenki w języku białoruskim, śpiewała o tęsknocie za normalnością, o życiu w kraju bez autorytarnego reżimu.
Podczas tego pobytu dowiedziałam się, że językiem urzędowym w kraju jest białoruski, nazwy ulic pisano w tym języku, istniał jeden kanał telewizyjny po białorusku, dzieci uczyły się białoruskiego w szkole, ale wszyscy i tak mówili po rosyjsku. Jedynie zaangażowani opozycjoniści przeszli na język białoruski.
Podczas tego wyjazdu wybrałam się też na zamek w Nieświeżu – dawną siedzibę Radziwiłłów, wówczas przed rekonstrukcją. Widziałam tablice pamiątkowe w języku polskim. Uderzyło mnie, że można w tym kraju znaleźć tyle śladów polskości. Po powrocie do Polski opowiedziałam to koledze ze studiów pochodzącemu z Białorusi, nota bene synowi zeszłorocznego laureata Nagrody Nobla, Alesia Bialackiego.
Odpowiedź znajomego mnie oświeciła. Powiedział, że Białoruś jest dziedzictwem Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Wszystkie wielkie rody, takie jak Radziwiłłowie czy Sapiehowie, to rody litewskie, które posiadały swoje włości głównie na terenie dzisiejszej Białorusi; że Pogoń, herb Litwy, to także herb wolnej Białorusi – oficjalny w latach 1991-1995, a dziś symbol białoruskiej opozycji. Wspomniał też, że statuty litewskie, czyli zbiór praw Wielkiego Księstwa, zostały napisane w języku białoruskim.
Zaczęłam interesować się punktem widzenia Białorusinów i szybko go zrozumiałam. Oni po prostu o wiele lepiej niż my rozumieją wielokulturowość Rzeczypospolitej. I RP zdecydowanie nie była tylko etnicznie polska. Dziś moją misją jest rozpowszechniać tę wiedzę wśród Polaków, bo zazwyczaj spotykam się ze zdaniem, że Białorusini „bezczelnie kradną naszą historię, bo nie mają własnej!”.
Problem polega na tym, że niestety jesteśmy polskocentryczni. Mówimy, że kilkaset lat temu Polska sięgała aż po Smoleńsk, a przecież to nie była po prostu Polska, tylko Rzeczpospolita Obojga Narodów stworzona z dwóch państw – Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. W tych krajach żyło znacznie więcej narodów niż tylko dwa.
Po raz ostatni Białoruś odwiedziłam w 2019 r. i wówczas ponownie pojechałam do Nieświeża, od kilku lat wspaniale odrestaurowanego, a nawet w dużej mierze zrekonstruowanego. Był już wtedy najsłynniejszym punktem na turystycznej mapie Białorusi.
Stworzenie tak efektownego muzeum pokazującego potęgę Wielkiego Księstwa Litewskiego poprzez historię rodu Radziwiłłów sfinansowało państwo białoruskie, co oznacza, że nie tylko opozycja antyłukaszenkowska propagowała narrację o dziedzictwie Wielkiego Księstwa Litewskiego. Robił to także sam Łukaszenka, by pokazać Rosji, że nie jest tak całkiem od niej zależny. Zrozumiał, że nigdy nie zostanie prezydentem Związku Białorusi i Rosji, o czym marzył, zanim Putin doszedł do władzy.
Bywały też okresy, gdy czuł się zagrożony. Wtedy sprytnie grał kartą białoruską, pokazywał, że Białorusini mają swoją tożsamość i swoją historię, które są odmienne od rosyjskiej. W księgarniach w Mińsku można było znaleźć książki o rzeczpospolitańskiej historii Białorusi, a w sieci delikatesów Radziwiłłowski można było kupić czekoladki z nadrukowanymi na opakowaniu pasami kontuszowymi.
W hipsterskiej dzielnicy Oktyabrskaya, pełnej knajpek zaaranżowanych w opuszczonych fabrykach, widziałam mural przedstawiający Tadeusza Rejtana wraz ze Stanisławem Bohuszewiczem i Samuelem Korsakiem, którzy na sejmie rozbiorowym przeciwstawili się zawiązaniu konfederacji mającej zatwierdzić I rozbiór Polski (a właściwie Rzeczpospolitej).
Renowacja dworu Rejtana znajdującego się na Białorusi powinna zakończyć się w tym roku. Kilka lat temu zrekonstruowano dwór w Mereczowszczyźnie, gdzie urodził się Tadeusz Kościuszko, także uważany za bohatera narodowego Białorusi. W 2015 r., w dwustupięćdziesiątą rocznicę urodzin kompozytora i dyplomaty Michała Kleofasa Ogińskiego, otwarto jego muzeum w posiadłości, w której niegdyś mieszkał, w Zalesiu, koło Mołodeczna.
W roku otwarcia muzeum w Zalesiu wydano także bogato ilustrowany album o Michale Kleofasie Ogińskim w języku białoruskim pt. Litwin, patriota, artysta. Pierwsze słowo tego tytułu świadczy o tym, że Białorusini utożsamiają się z historyczną Litwą. My już zapomnieliśmy o wielonarodowości Rzeczypospolitej i nie umiemy zrozumieć mieszanki tożsamościowej, jaka charakteryzowała ludzi tamtych czasów i tamtych ziem. Można było nazywać się Litwinem lub Litwę swoją ojczyzną, ale mówić i pisać po polsku.
Doskonałym przykładem rzeczpospolitańskiej tożsamości Białorusinów jest dziś pułk im. Kastiusia Kalinowskiego, czyli ochotników walczących na Ukrainie przeciwko Rosji. Nazwali swoje zgrupowanie imieniem dowódcy powstania styczniowego na Litwie, który walczył o prawa chłopów białoruskich i krzewił w nich poczucie tożsamości. Na emblemacie przyszytym do ich mundurów widnieją lata 1863-2022 oraz herb Pogoni.
Odrzucenie dziedzictwa
Politykę historyczną opartą na dziedzictwie Wielkiego Księstwa Litewskiego zaczęto uprawiać w wolnej Białorusi w 1991 r. Ówcześni historycy i politycy chcieli pokazać społeczeństwu, że historia Białorusi to nie tylko historia Sowietów. Po raz pierwszy zaczęto wtedy także głośno mówić o zbrodniach stalinowskich i bolszewickich. W pierwszej połowie lat 90. nawet symbole narodowe nawiązywały do historii wielkiej Litwy.
Oficjalnym godłem państwowym stała się Pogoń, a flaga miała barwy biało-czerwono-białe. Historycy utrzymują, że pochodzi ona od krzyża św. Jerzego (czerwony krzyż na białym tle) – chorągwi, którą wykorzystywała litewska kawaleria w bitwie pod Orszą (1514 r.).
Niestety w pierwszej połowie lat 90. na Białorusi gospodarka znajdowała się w kryzysie, panowało bezrobocie, rozkwitała mafia. Rozczarowane społeczeństwo upatrywało poprawy bytu w objęciu rządów przez byłego dyrektora kołchozu – Aleksandra Łukaszenkę. Wygrał wybory w 1994 r. większością głosów.
I rzeczywiście wprowadził w życie obietnice z kampanii wyborczej, takie jak ukrócenie korupcji, walkę z przestępczością i zatrzymanie w rękach państwa dużych przedsiębiorstw. Białorusini poczuli ulgę, bo sytuacja powoli się stabilizowała, jednak bardzo szybko pojawiły się oznaki reżimu.
Znaczące było ogłoszenie referendum dotyczące zmian w konstytucji, w ramach których planowano zmienić symbolikę państwową – powrócić do godła i flagi z czasów sowieckich, ale z wyłączeniem sierpa i młota. W planach było także wprowadzenie języka rosyjskiego jako urzędowego oraz zbliżenie z Rosją.
Przeciwko temu referendum postanowiło protestować kilku posłów, którzy rozpoczęli strajk głodowy w parlamencie. Już pierwszej nocy do parlamentu wdarł się OMON (wewnętrzne siły specjalne) i siłą wyciągnął deputowanych.
Był to symboliczny moment końca demokracji na Białorusi. Z budynku rządowego na głównym placu Mińska – placu Niezależności – zdjęto symbol Pogoni. Ciekawe, że pod nim wciąż wisiało godło z czasów radzieckich. Nawet nie zostało zdemontowane, w 1991 r. zakryto je herbem Pogoni, jakby spodziewano się, że będzie to tymczasowe.
Łukaszenka obracał się jak chorągiewka, czasem na Wschód, czasem na Zachód. Bywało, że narracja o odrębnej tożsamości Białorusinów opartej na dziedzictwie Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów była również oficjalną narracją. Wyraźnie skończyło się to w pamiętnym 2020 r.
Białoruska rewolucja
Łukaszenka fałszował wyniki kolejnych wyborów prezydenckich, ale trzy lata temu kropla przelała czarę goryczy Białorusinów. Pierwszym symptomem było to, że ludzie zauważyli, że ich prezydent kłamie w kwestii pandemii. Uważał on, że wirus nie istnieje, takie tezy wygłaszał oficjalnie. Ludzie widzieli, co się dzieje – ich bliscy chorowali, dusili się i umierali. Wszystkie przypadki były tuszowane. Brakowało oficjalnej polityki państwa do walki z pandemią.
Gdy zbliżały się wybory, pojawiła się niespodziewana kontrkandydatka – Swiatłana Cichanouska – żona popularnego videoblogera, niedoszłego kandydata na prezydenta, który został zaaresztowany, zanim zdążył złożyć dokumenty do komisji wyborczej. Sztaby pozostałych dwóch kandydatów (z których jeden także został uwięziony, a drugi spodziewając się, co go czeka, wyjechał z Białorusi) zaproponowały jej połączenie sił. Dzięki temu przeprowadzono profesjonalną i nowoczesną kampanię.
Cichanouska wystąpiła w imieniu wszystkich, którzy pragnęli zmian. Chciała zostać prezydentem tylko po to, by doprowadzić do kolejnych uczciwych wyborów, w których będą mogli wziąć udział odsunięci kandydaci. Białorusini masowo ruszyli do składania podpisów pod kandydaturą Cichanouskiej, a potem licznie gromadzili się na jej wiecach wyborczych.
Trudno opisać euforię tamtych dni. Obserwowałam to za pośrednictwem filmów znalezionych w internecie. Pokazywały niezwykłe wiece wyborcze, na których publiczność machała biało-czerwono-białymi flagami i śpiewała piosenkę Mury Jacka Kaczmarskiego w tłumaczeniu białoruskim i rosyjskim, która stała się hymnem przebudzonego narodu.
9 sierpnia 2020 r. wyborcy fotografowali swoje karty wyborcze i po wrzuceniu ich do urny wysyłali zdjęcia do systemu, który sztab Cichanouskiej stworzył po to, by móc policzyć prawdziwe głosy. Ich wyliczenia pokazały, że wygrała ona w 56%, a na Łukaszenkę głosowało 31% społeczeństwa, jednakże urzędujący prezydent ogłosił swoje wyniki, w których wygrał przewagą 80% głosów! Było to oczywiste kłamstwo.
Tego wieczoru na ulice wyszły dziesiątki tysięcy Białorusinów. Manifestacjom nie było końca, odbywały się prawie codziennie przez kolejne tygodnie w liczbach sięgających setek tysięcy. Białorusini wierzyli, że tym razem będzie inaczej, a masowy protest zmusi dyktatora do odejścia. Pomylili się. Samozwańczy prezydent nie miał zamiaru ustępować, więc dokręcił mocno śrubę reżimu. Zaczęły się masowe aresztowania, tortury, potem wieloletnie wyroki i ostatecznie polityczna emigracja.
Łukaszenka całkiem oddał się Rosji, bo Europa Zachodnia nie chciała z nim rozmawiać. Dzięki zbliżeniu tych dwóch krajów wprowadzono na teren Białorusi wojska rosyjskie, które 24 lutego 2022 r. zaatakowały Kijów, do którego jest znacznie bliżej od granicy białoruskiej niż rosyjskiej. W innym wypadku wojna nie byłaby możliwa na tak wielką skalę.
Niestety białoruski naród nie otrzymał dostatecznego wsparcia od świata zachodniego w swoich demokratycznych wysiłkach i w odważnym oporze wobec reżimu. Kto wie, czy Putin zdecydowałby się na wojnę z Ukrainą, gdyby był świadkiem solidarnej postawy USA i Europy z Białorusinami.
Co się zmieniło?
Opisuję to wszystko, bo uważam, że wyjaśnienie tej kwestii jest kluczowe, by zrozumieć, co się zmieniło. Łukaszenka dmie w trąbę antypolską, powtarza, że Kresy Wschodnie były polską kolonią, którą Polacy wspominają z rozrzewnieniem i o której podboju marzą, czego dowodem jest to, że Polska się zbroi.
Łukaszenka próbuje odkręcać to, co sam wspierał jeszcze kilka lat temu. Podczas orędzia wygłoszonego w 2023 r. powiedział, że „niegdyś romantyzowaliśmy okres Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczpospolitą. Przez krótki okres rządzenia niektórych działaczy połknęliśmy tę przynętę, że niby wszyscy jesteśmy potomkami Radziwiłłów czy Sapiehów. Ale czy ci magnaci byli patriotami swojej ojczyzny? Nie. I jeszcze raz nie. Z łatwością zmienili i wiarę, i język na polskie szlacheckie wolności, tytuły i stanowiska”.
Mówił też, że „Wielkie Księstwo Litewskie było ruskie, czyli wschodniosłowiańskie, czyli nasze. […] Ruskie to nie znaczy tylko rosyjskie, to też znaczy nasze”. W ten pokrętny sposób wyjaśniał, czym była Ruś i co oznacza przymiotnik ruski. Powinniśmy raczej powiedzieć „rusiński”, by odróżnić tereny Rusi (dzisiejszej Ukrainy, a niegdyś południowych ziem I RP) od terenów Moskwy (dzisiejszej Rosji).
Trudno mi dziś stwierdzić, jak reagują na tę nachalną propagandę Białorusini, którzy zostali w kraju, bo utrzymuję kontakt głównie z białoruską imigracją polityczną znajdującą się w Polsce. Trzeba przyznać, że to bardzo prężne środowisko i stara się integrować Białorusinów, którzy zostali zmuszeni do wyjazdu. W Polsce odbywa się wiele spotkań, wystaw, spektakli, koncertów, wykładów i szkoleń, podczas których kształtuje się białoruskie społeczeństwo obywatelskie.
Białoruska imigracja ma swoją specyfikę. To ludzie zazwyczaj wykształceni, świadomi swojej tożsamości narodowej i odrębności, a także tego, że naród może być polityczny i sam decydować o swoim losie. Polska jest dla nich póki co niedoścignionym ideałem rozwoju gospodarczego i obywatelskiego. Białorusini są tutaj, między nami, obserwują, zbierają doświadczenie. Wszyscy mówią, że wierzą w powrót do ojczyzny wolnej, bez reżimu, demokratycznej. Zdobytą wiedzę wykorzystają w kraju, by budować nową Białoruś.
Polska musi się obudzić
Uważam, że brakuje większej integracji Polaków z Białorusinami. Ze względu na ich rzeczpospolitańską tożsamość mamy z nimi wiele wspólnego. Raczej nie dzielą nas zaszłości historyczne i żale, jak do niedawna z Litwinami czy Ukraińcami. Obecność Białorusinów w Polsce to bezprecedensowa okazja, by się poznać i zacieśnić więzi.
Upadek reżimu, przemiany demokratyczne i zwrócenie się Białorusi w stronę Europy jest konieczne. To element naszego bezpieczeństwa i budowania silnego regionu. Zacieśnienie więzi z Białorusią oddaliłoby od nas Rosję. W naszym żywotnym interesie jest wspieranie Białorusinów w ich walce o wolny kraj, w którym będą mogli samostanowić.
Dzisiejsza dynamiczna sytuacja geopolityczna może to przyspieszyć. Jeśli Rosja przegra wojnę, być może będzie to także koniec Łukaszenki. Białorusini są narodem, z którym łatwo byłoby nam się porozumieć. Musimy ich najpierw zauważyć, a przede wszystkim przestać utożsamiać naród z reżimem.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!