Za zgodą p. Piotra Karweckiego publikujemy fragment rozdziału jego książki, w której zabiera nas w podróż na Grodzieńszczyznę, do miejscowości Soły. Odwiedzamy z nim kościół pw. Matki Bożej Różańcowej ze słynnymi freskami (grozi im usunięcie) „Cud nad Wisłą”, którego fundatorką była cioteczna babka autora.
Ale oddajmy głos autorowi, który opowie nam o kościele i przodkach i miejscach niezwykłych na ich drodze…
Los słynnych fresków w Kościele pw. Matki Bożej Różańcowej, do którego powstania przyczyniła się również Olimpia Karwecka, siostra mojego dziadka, mniszka wileńska, jest nie pierwszy już raz zagrożony. W państwowej telewizji białoruskiej rozpoczęła się nagonka na proboszcza solskiego, ks. Leonarda Stankowskiego, na kościół i na freski.
Pod wpływem tych informacji i wiedząc, jaki los spotkał kilka polskich cmentarzy wojennych z mogiłami żołnierzy Armii Krajowej na terenie Białorusi w ostatnim okresie, wiedząc jaki los może spotkać freski, pamiątkowe tablice i być może sam kościół w Sołach, udostępniam tutaj niepublikowany do tej pory fragment rozdziału o Sołach, tym kościele i freskach z tej nie mogącej zakończyć się książki…
Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
„Oby nie zginęła…. czyli subiektywna opowieść o losach i krainie niezwykłych”
SOŁY
„Soły odwiedziliśmy pierwszy raz w 2006 roku. Wszystko wtedy wydawało się nam takie niezwykłe… Małe drewniane domy stojące po południowej stronie zadrzewionego rynku, remontowane, murowane domy po wschodniej i północnej stronie, w których w większości znajdowały się państwowe wtedy jeszcze sklepy. Prywatny biznes dopiero raczkował w Sołach, a raczej na jego „obrzeżach”. Jakby wstydliwie małe prywatne sklepiki nieśmiało zapraszały skromnymi reklamami, napisy pradukty, caffe na wjeździe od strony stacji kolejowej. Mały prywatny sklepik z płyty warstwowej stał też dalej, po prawej stronie przy drodze do Raczun i Wołejkowicz. Centrum wtedy jeszcze było zarezerwowane dla pozostałości kołchozowo kolektywnej odmiany biznesu. Strasznie rozkopane ulice, rozprute chodniki wokół rynku, rusztowanie koło ślicznej i dziwnej zarazem architektury kościoła stojącego w zachodniej jego części i obdrapana buda sielsowietu koło niego tworzyły trochę przygnębiające wrażenie. Ale ja wtedy nie poddawałem się temu nastrojowi, bo byliśmy w miasteczku, tak ważnym dla mnie, jak dla Polaków ważny jest mickiewiczowski Nowogródek. Tutaj, do solskiego kościoła chodzili przez kilkaset lat moi przodkowie, do niego przywozili końmi swoje dzieci do chrztów, i zmarłych, aby ich potem pogrzebać na solskich cmentarzach. A do szkoły w Sołach chodził mój ojciec Franek, stryjkowie i wielu innych krewnych. Sam kościół w swojej historii miał też nasz rodzinny przyczynek, bowiem jak chodziły słuchy siostra dziadka, Olimpia – wileńska mniszka, sporo ze swojego skromnego majątku przeznaczyła na cel jego budowy. Wtedy, za pierwszym pobytem mieliśmy pecha, bo kościół był zamknięty i na plebani też nikogo nie było. Zmaterializowały się za to „słuchy” o tym, że dziadkowa siostra miała swój znaczny udział w budowie kościoła… Na lewej ścianie świątyni patrząc w stronę wejścia, pod murowanymi podcieniami na zdobnych kolumnach znaleźliśmy tabliczkę pamiątkową z nazwiskami osób szczególnie wyróżniających się ofiarnością na rzecz budowy nowej świątyni. Wśród nazwisk na kwadratowej, mosiężnej tabliczce przymocowanej na rogach czterema rzeźbionymi rozetami ujrzeliśmy napis:
„Upamiętnili swe imiona ofiarnością i gorliwością przy budowie tego kościoła
dr Stanisław Hałko
Jan i Helena Skorkowie – Andrzej Mackojć
Józef Zacharzewski{ organista } – Franciszek i Aniela Leszczewscy
Stanisław Hauryłkiewicz – Józef Korzon
Zenon Sturlis – Ignacy Staszkiewicz
Julian Hryńczuk – Weronika Szemisowa
Julian Bołzan – Karol Nowicki
Tomasz Staszkiewicz – Karol Szumkowski
Olimpja Karwecka”
To ostatnie nazwisko wprawiło mnie w straszną dumę. Poczułem powiew historii i prawie tak jakbym to ja sam ten kościół wybudował własnymi rękami. Pierś do przodu, głowa do góry …Widzę siebie kopiącego przy kamiennym ogrodzeniu, widzę jak noszę cegły, widzę jak usadawiam krzyż na szczycie dachu i nawet widzę jak maluję freski wewnątrz… Wow. Halo, halo, ziemia, ziemia… Ewa potrząsała mnie za ramię i coś mówi do mnie ale ja jestem gdzieś daleko. Wiatr owiewał moja głowę i sprowadzał do rzeczywistości.
To i inne, późniejsze odkrycia, każde dotknięcie nieznanej wcześniej dla mnie przeszłości świata zaginionego było szokiem. Przyjemnym i oczyszczającym. Bardzo ważnym dla każdego człowieka jest albo powinno być poczucie tożsamości. Wcześniej nie do końca wiedziałem kim jestem i skąd jestem. Bardzo brakowało mi tego poczucia zakorzenienia, czegoś co daje siłę. Siłę nie fizyczną ale wewnętrzną. To było jedne z pierwszych odkryć. Potem było ich więcej…
Spoglądałem później jeszcze wiele razy na tą tablicę i za każdym razem wiedziałem więcej o kościele, jego historii i poprzednikach – stojących od wieków zawsze w tym samym miejscu. Wiedziałem więcej o ofiarodawcach, budowniczych, księżach, a także o zwykłych mieszkańcach Sół i okolic przychodzących codziennie, albo co niedziela z troskami do Matki Bożej Różańcowej.
Wymienieni na tablicy ofiarodawcy nie byli jedynymi i nawet nie najważniejszymi. Ci wymienieni może oprócz ofiary pieniężnej zasłużyli się też własną pracą przy budowie, która trwała od 1926 do 1934 roku. Natomiast przez te kilka lat składki na budowę płacili prawie wszyscy parafianie. Komitet Budowy uchwalił specjalny podatek parafialny na ten cel. W myśl jego treści każdy kawaler musiał do parafialnej kasy wpłacić 20 zł, panienki 10 zł, mężatki po 5zł i każda rodzina po 1zł od posiadanego dziecka. Sami zaś członkowie komitetu złożyli weksle na 11.000 zł. Jednymi z większych fundatorów budowy byli właściciele niedalekiego Sołom majątku Dokurniszki – urodzony w 1880 roku Aleksander Mordas Żyliński h. Janina z żoną Jadwigą. Tych hojnych fundatorów spotkał po najeździe bolszewickim tułaczy los. 16 czerwca 1941 roku oboje zostali aresztowani i zesłani do łagrów. Aleksander zmarł 23 grudnia 1941 r. na zesłaniu w łagrze Pialma pod Archangielskiem zaś jego żona została zwolniona i ewakuowała się do Iranu z armią Andersa. W sierpniu 1942 roku znalazła się Armii Polskiej w Pahlawi jako ochotniczka. Potem zaś razem z tą armią znalazła się pod Monte Cassino. W styczniu 1944 roku została Inspektorką Służby Zdrowia PSK.
{ ………………………}
Z płaceniem składek było różnie. Nawet jak niektórzy parafianie nie chcieli dawać ofiary na ten cel bo nie mieli, albo po prostu chytrzyli, to inicjujący budowę proboszcz solski Kurpis – Garbowski znajdował na to sposób. Jak choćby w przypadku pewnej rodziny z niedalekich Osipan { o czym będzie później, w kolejnym rozdziale o Osipanach}. I tak, grosz po groszu, cegiełka po cegiełce, dzień po dniu i fundusz budowy rósł pozwalając na to aby mury szły do góry.
„Do 1932 ściany zostały wyprowadzone do prawie pełnej wysokości” – mówi inwentarz parafialny z 1934 roku.
Potem nastąpiła roczna przerwa w budowie związana z brakiem funduszy. Proboszcz perswazją, błaganiem, fortelami, a także pożyczkami u zacnych wiernych solskich, przy wsparciu Komitetu Budowy zgromadził brakujące fundusze, po czym ruszono dalej…
Takimi najbardziej zasłużonymi dla budowy kościoła parafianami byli małżonkowie Bonifacy Trachniewicz z żoną Heleną, mieszkańcy Sół. Bonifacy Trachniewicz, prezes komitetu, jako budowlaniec faktycznie kierował całą budową. Niezwykle skromny człowiek, wcale jakoś specjalnie nie zamożny, ale całym sobą i swoim majątkiem oddany sprawie wzniesienia świątyni.
Przy okazji jednej z moich późniejszych wizyt w Sołach proboszcz solski ks. Leonard Stankowski pokazał mi oryginalny dokument świadczący o Bonifacym Trachniewiczu oraz o uznaniu jakim darzyli go parafianie i członkowie Komitetu – o treści następującej:
{List Komitetu Budowy Kościoła w Sołach z roku 1931 { Brak w dokumencie daty}
Na podstawie Oryginału – Kwerenda osobista Archiwum Parafialnego w Sołach – 2011 – Piotr Karwecki}
„Do Jego Ekscelencji Arcybiskupa Metropolity Wileńskiego
Przez ręce Przewielebnego Ks. Proboszcza w Sołach
Walne Zgromadzenie delegatów parafjan i członków Komitetu Budowy Kościoła w Sołach w dniu 21 kwietnia 1931 r. upoważniło Komitet Budowy Kościoła wystąpić z wnioskiem przed Władzami Duchownymi o odznaczenie tych osób, którzy swoja pracą i ofiarnością najwięcej przyczynili się do wzniesienia naszej Świątyni.
Osobą godną tego odznaczenia, jest nasz współparafjanin p. Bonifacy Trachniewicz, syn Karola i Izabeli, lat 50 z zawodu budowniczy, który w przeciągu kilku lat budowy kościoła dał o sobie dowód dobrego katolika i miłośnika Kościoła przez kierownictwo bezinteresownie, budowa kościoła, ogólne kierownictwo sprawami Komitetu, finansowanie samej budowy z własnych funduszów, dostawę różnych niezbędnych materjałów dla budowy, zawarcie umów z robotnikami i dozór nad nimi, składanie różnych ofiar dla Kościoła itd. Oprócz tego p. Trachniewicz brał czynny udział w różnego rodzaju kwestach, loterjach fantowych, wkładając do tego ogrom swej pracy i wydatków pieniężnych, jak na kupno fantów tak i zaofiarowanie swoich własnych rzeczy/ zegar złoty/. Także p.Trachniewicz dołożył wielkich trudów przy zamówieniu, sprowadzeniu i ustawieniu dzwonów i organów dla naszego Kościoła, jak również jego staraniem został wykonany bezpłatnie szkic Wielkiego Ołtarza i malowanie dla Kościoła.
Dla uznania p. Trachniewicza za dobrego katolika może służyć i fakt nawrócenia przez niego ze schyzmy na łono Kościoła Katolickiego swojej żony Heleny.
Na szczególniejsze odróżnienie zasług p. Trachniewicza względem kościoła może służyć i to, że p. Trachniewicz sam będąc człowiekiem niezamożnym pochodzącym z biednej rodziny, zdobyty swoją pracę grosz nie wydawał na zaspokojenie swoich potrzeb osobistych, a takowy oddawał Kościołowi na jego potrzeby, zawdzięczając jedynie czemu Komitet miał możność doprowadzić budowę Świątyni do końca.
Dla bliższego zapoznania się z pracą i ofiarnością p. Trachniewicza komitet podaje poniżej wyszczególnienie niektórych ofiar złożonych przez p. Trachniewicza dla naszego Kościoła, a mianowicie:
Pożyczka gotówką – 32.000
Ofiar:
- gotówką – 5.200
- dzwon wagi 300 klg – szt.1
- krzyż metalowy dla procesji – 1
- tarcza z dwoma obrazami – 1
- welon jedwabny- 1
- kapa biała – 1
- kapa zielona – 1
- kapa żałobna – 1
- ornat biały – 1
- ornat zielony – 1
- ornat fioletow y- 1
- komża biała – 5
- pelerynek – 8
- kielich – 1
- mszał żałobny – 1
- Ewangelja na dzień MBR – 1
- Ewangelię Niedzielną-1
- Patena dla Przenajśw. Sakramentu- 1
- Męka Pana Jezusa składająca się z 12 przedmiotów i 23 tog – kompl
- Pochodnie do procesji – szt 2
- Ołtarzyk do procesji – 1
- ubranie dla szwajcara oraz buławę dla niego- 2
- dzwonków ołtarzowych – 2
- Serce Pana Jezusa na poduszce – 1
- Serce N.M.P. na poduszce-1
- Monogram N.M.P – 1
- Tacek dla zbierania ofiar – 2
- Szafa dla przechowywania ubrania kościelnego – 1
Ogólna wartość wyżej wymienionych rzeczy zaofiarowanych przez p. Trachniewicza wynosi przeszło 20.000zł
Wobec czego Komitet Budowy Kościoła poczuwając się w obowiązku odróżnić tak wielki czyn, poświęcenie się i pracy p. Trachniewicza względem Kościoła, który swoja pracą i ofiarnością daje piękny przykład miłości Kościoła i Wiary dla ogółu parafjan, ma zaszczyt zwrócić się z prośbą do Waszej ekscelencji o przyjęcie do wiadomości powyższych zasług p. Trachniewicza i o łaskawe odznaczenie go za takowe według własnego uznania.
Członkowie Komitetu Budowy Kościoła w Sołach
Julian Hryńczuk
Zenon Sturlis
Józef Zacharzewski
….. Marcinkiewicz”
Na darowanym dzwonie wymienionym w spisie umieszczony zostały wizerunki św. Bonifacego i św. Heleny oraz napisy:
„Mam wypraszać błogosławieństwa dla ludzi żyjących, łaskawy sąd dla umierających i wieczny odpoczynek dla umarłych . Św. Bonifacy i św. Heleno módlcie się za nami.
Ufundowali mię w 1930 roku ku czci swych patronów Bonifacy i Helena Trachniewiczowie. Bogu najwyższemu na chwałę, pokoleniom przyszłym na pamiątkę, kościołowi w Sołach w ofierze.”
Dla zobrazowania wartości całej darowizny powiem tylko, że przeciętne wynagrodzenie w latach 30- tych ubiegłego wieku wynosiło ok. 150- 200 złotych. Robotnik najmujący się na dniówki do prac polowych u zamożniejszych gospodarzy otrzymywał 2 złote za dzień pracy, a cena ziemi w okolicach Sół w zależności od jakości i położenia wahała się od 200 do 500 złotych za hektar. To tak jakby dzisiaj pensję z piętnastu lat przeznaczyć na potrzeby własnej parafii. Albo oddać na nią pół miliona złotych. Iście magnacka darowizna…. Pewnie Pan Trachniewicz miał swoje powody. Może w jego życiu i jego żony Heleny wydarzyło się coś co spowodowało, że postanowił zostawić po sobie taką pamięć? Albo za coś się odwdzięczyć Bogu ? Zwłaszcza, że fundator był przeciętnym jak na warunki lokalne obywatelem. Niestety, nie wiem ile przeznaczyła na zbożny cel „moja” Olimpia Karwecka. Podobno, w którymś z wydań Kuriera Wileńskiego z 1934 roku podana była szczegółowa informacja na ten temat. Podobno na potrzeby tej budowy sprzedała kilka hektarów posiadanej ziemi spośród kilkunastu. Ale egzemplarza do poczytania jak na razie nikt nie pokazał a ja nie miałem czasu aby dokonać kwerendy. Może kiedyś ?
Po rocznej przerwie, w 1933 ruszono z budową. W tym roku zbudowano sklepienia, chór, kruchtę oraz podcienia a w następnym wykonano wszystkie malowidła i wyposażono kościół.
Pamiętam swoje zdumienie kiedy po raz pierwszy ujrzałem malowidła w jego wnętrzu.
Zwłaszcza jedno, w prezbiterium po prawej stronie. Te malowidło to był cud… Dosłownie, bo przedstawiało scenę Bitwy Warszawskiej 1920 roku nazywanej „Cudem nad Wisłą”. Widać na nim ks. Skorupkę z krzyżem wysoko uniesionym w ręku, porywającego polskich żołnierzy na bolszewików. Widać jak polski legionista atakuje bagnetem padającego bolszewika i wyrywa wraży czerwony sztandar z jego rąk. Scena nieprawdopodobna zważywszy na kontekst miejsca i jego historii. Soły leżą przecież na terytorium byłego ZSRR, gdzie podobny symbol zwycięstwa nad komunizmem nie miał prawa przetrwać.
Po drugiej stronie prezbiterium scena Obrony Jasnej Góry. Oba freski symboliczne. Oba wydarzenia, dwa cudy, ten częstochowski i ten nad Wisłą dzieliło 250 lat ale oba symbolizowały wiarę w siłę i wolę przetrwania, również wolę trwania w wierze. Tam, w Częstochowie katolicy bronili świętego miejsca przed kalwinami chcącymi zrabować i zbeszcześcić klasztor, a nad Wisłą Polacy bronili świętości jaką była Ojczyzna, przed bezbożnymi bolszewikami, prącymi na podbój Europy. Dwa cudy na ścianach kościoła w Sołach. Potem byłem świadkiem kolejnego…
17 lipca 2011 roku przyjechaliśmy z Ewą na uroczystą mszę odprawianą z okazji kolejnej rocznicy wymarszu partyzantów IX Brygady Oszmiańskiej AK pod dowództwem Jana Kolendy „Małego” na wyzwalanie Wilna. Wśród żołnierzy wyruszających do walki był mój ojciec Franciszek oraz jego bratanek Stefan Karwecki „Dżes”.
Siedzieliśmy w tylnych ławkach kościoła, bo kilka ławek z przodu było wyraźnie oznakowana jako zarezerwowane dla jakichś gości. Koncelebrowana msza się zaczęła i kiedy już trwała, nagle otworzyły się szeroko drzwi kościoła i w szyku wmaszerowali kombatanci w polskich mundurach. Patrzyłem zdumiony na tą scenę… Wchodzili staruszkowie, ostatni żołnierze II Rzeczpospolitej – synowie tej ziemi, spadkobiercy rycerskiej historii Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wśród nich malutka kobieta. To byli białoruscy dzisiaj obywatele, wtedy, 70 lat lat wstecz idący w polskich mundurach, walczyć jak nieraz ich przodkowie, o Wilno, o Litwę, o Rzeczpospolitą. Wówczas, po wspólnej walce z sowieckimi żołnierzami przeciw Niemcom, po wyzwoleniu Wilna wzięci do niewoli przez Armię Czerwoną i zesłani na Sybir do łagrów. Wielu nie wróciło już do domów, zwłaszcza oficerowie. Dzisiaj ocaleni z sowieckiej zagłady rycerze Rzeczpospolitej dumnie wchodzili do kościoła mając na ramionach opaski z napisami Łagiernik, Zesłaniec Sybiru, Armia Krajowa. To był wstrząsający i niezwykle wzruszający widok. Płakaliśmy wszyscy…
Ci ostatni rycerze „Rzeczpospolitej Kresowej” przybyli do świątyni tego dnia nie przypadkiem. Tuż koło mnie, na prawej ścianie świątyni wisiała pamiątkowa tablica poświęcona poległym partyzantom z IX Brygady. Zawieszona w okresie przełomu na Białorusi w latach 90-tych przez ocalałych partyzantów była teraz świadkiem tej niezwykłej sceny.
Na tablicy widniały symbole Polski Walczącej, orzeł w koronie i napis:
„Poległym na polu chwały żołnierzom Ośrodka Soły i 9 Oszmiańskiej Brygady AK „Małego”,
pomordowanym w obozach i więzieniach na wieczną pamięć i chwałę Akowcy”
Oraz nazwiska poległych żołnierzy, przeważnie miejscowych, z okolicznych miasteczek i wsi:
ppor. „Mieczysław” E. Franczak, chor. „Mały” J. Kolendo, ppor. „Dan” D. Downarowicz, pchor. „Czarny” H. Łokuciewski, plut. „Chrobry NN, kpr. „Śmiały” St. Bućko, kpr. „Drągal” NN, kpr. NN- NN, szer. „Bocian” J. Kasprzyk, szer. „Hans” E. Szulżycki, szer. „Wąż” K. Staszkiewicz, szer. „Lew” F. Czurłowski, szer. „Long” J. Kłujszo.
Niezwykle poruszony, po mszy chwilkę porozmawiałem z tymi niezwykłymi kombatantami. Postanowiłem zanotować ich nazwiska. Poprosiłem do zdjęcia i nagrałem krótki film. Uczestnikami tej niezwykłej sceny byli:
por. Weronika Sebastianowicz ze Skidla, ppor.Marian Dajlidko z Lidy, Onichowski Stanisław z Oszmiany, por. Rodziewicz Edmund z Lidy, ppor. Franciszek Szamrej z Lidy, ppor. Edward Akuszewicz z Lidy, ppor. Józef Nowik z Lidy , Jan Szećko z Wesławinięt, Jan Kiszkiel z Rudziszek.
Pewnie większość Polaków oglądała film „Hubal”…
Tam była podobna scena. Do kościoła na na noworoczną mszę 1 stycznia 1940 roku wszedł w rynsztunku i mundurach regularny oddział wojska polskiego „Hubalczyków”. Państwo praktycznie już nie istniało, a Oni trwali dalej. Szlachetni rycerze, trochę straceńcy, trochę szaleńcy… Ciarki przechodziły mi po ciele bo czułem paralelę. Tutaj też już nie było państwa polskiego, a Ci żołnierze trwali i nie bacząc na konsekwencje podtrzymywali pamięć Czy chcieli nam i zgromadzonym w kościele mówić : Jeszcze Polska – tutaj – nie zginęła póki my żyjemy?
Jeden z tych bohaterów – Jan Szećko odszedł na wieczną wartę w listopadzie 2013 roku i został pochowany na cmentarzu w Wesławiniętach.
Do tych dwóch cudów dodałbym jeszcze jeden. Jest nią okres posługi kapłańskiej i probostwa w Sołach ks. Leonarda Stankowskiego. Dlaczego?
Zastanawiałem się jak malowidła mogły przetrwać w Sołach okres ZSRR i dalej istnieć… Zresztą wszyscy, którzy przybywają do Sół i odwiedzają kościół zadają sobie to pytanie. Również na białoruskich internetowych forach padają pytania o to. Sława tych malowideł rozeszła się bowiem ię po całej Białorusi i Litwie, a od jakiegoś czasu dociera również do Polski.
Goszcząc kiedyś u ks. Proboszcza na kawie usłyszałem wyjaśnienie tego ewenementu…
Po wejściu drugiego bolszewika { czyli w 1944, tzw. pierwszy bolszewik był we wrześniu 1939} , a może nawet jeszcze przed, freski zamalowano w obawie przed furią Sowietów. W okresie przełomu, pod koniec lat 90-tych, już za probostwa ks. Leonarda Stankowskiego odkryto stare freski poddając je renowacji.
{ ……………………………………….}
Po kilku latach, dzięki jego staraniom, cały kościół z wszystkimi malowidłami, wyposażeniem, również z zawieszoną wcześniej przez miejscowych i przybyłych z Polski kombatantów pamiątkową tablicą poświęconą poległym żołnierzom Armii Krajowej, został wpisany do rejestru zabytków Republiki Białoruś – stał się w całości obiektem chronionym prawem.
{ …………………..}”
Cdn…..
Piotr Karwecki – 2014
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Poniżej zdjęcia kościoła, fresków, zdjęcie historyczne sali muzealnej w Muzeum Franciszka Bohuszewicza w bliskich Sołom Kuszlanach – bo zniknęła z ekspozycji w 2021 roku biało czerwono biała flaga, sztandar powstańczy z czasu Powstania Styczniowego i skany przedstawiające wyposażenie kościoła solskiego.
Warto je zachować i kolportować na wypadek gdyby kościół czy jego wnętrze i wyposażenie zostały zniszczone „przez nieznanych sprawców”. Mam ich oczywiście więcej ale na potrzeby tego tekstu chyba wystarczy.
Do jakich absurdów w walce z historią i symbolami mogą się posunąć łukaszenkowscy urzędnicy świadczy też sprawa sztandaru powstańczego z Muzeum w Kuszlanach.
W zeszłym roku z Muzeum Franciszka Bohuszewicza znajdującego się w niedalekich od Sół Kuszlanach usunięto ten historyczny sztandar Powstańców Styczniowych, walczących pod tymi samymi barwami pod jakimi walczyły wojska rusko litewskie w bitwie pod Grunwaldem – więc wszystkiego można się spodziewać.
{Stąd też przesyłam historyczne już zdjęcie sprzed kilku lat Sali muzealnej z Kuszlan z tym sztandarem na ścianie – dzisiaj go już nie ma – warto aby się zachowało w przestrzeni publiczne}
Autor: Piotr Karwecki
oprac.ba
5 komentarzy
Agnieszka
12 stycznia 2023 o 21:21Bardzo dziękuję za ten artykuł. Na tablicy fundatorów kościoła jest nazwisko moich przodków.
Piotr
28 lutego 2023 o 18:36To może poda Pani nazwisko przodków z tablicy ?
Agnieszka
3 lipca 2023 o 09:26Dzień dobry. Aniela i Franciszek Leszczewscy to moi prapradziadkowie.
Renata
10 grudnia 2023 o 13:00Bardzo proszę o kontakt. Mój Tata urodził się w Pociewiczach w 1933r. Nosimy to samo nazwisko.
Elżbieta
31 marca 2024 o 23:24Świetny artykuł o miejscu bliskim naszej rodzinie . Mój dziadek Leonard ur. 1899 r pochodził z Sół, a nazwisko mojego pradziadka Karola Nowickiego umieszczone jest na tablicy ofiarodawców budowy Kościoła .