Liczba abonentów internetowych przekroczyła na Białorusi już 6,3 milionów. Dostęp do globalnej sieci mają niemal wszystkie organizacje komercyjne i prawie 40% indywidualnych Białorusinów. Większość z nich odwiedza strony internetowe codziennie.
Na początku 2012 roku liczba abonentów Internetu osiągnęła wynik 661 na 1000 mieszkańców i zwiększyła się o 28,1% w skali roku. Badania statystyczne wykazały, że od 1 stycznia tego roku dostęp do Internetu miało 94,6% organizacji komercyjnych, z czego 84% korzystało dzięki szerokopasmowemu dostępowi. Z sieci bezprzewodowej korzysta- 17,6%, a 29,5 % łączy się za pomocą modemu. Z usług poczty elektronicznej w 2011 korzystało 93,1% organizacji. Badania pokazują, że począwszy od 2012 r., prawie 40% populacji w wieku 16 i więcej lat korzysta z usług sieci Internetu, z czego 61% – codziennie.
Tyle mówią statystyki. A rzeczywistość jest taka, że od roku na Białorusi obowiązują przepisy dotyczące Internetu. Zgodnie z dekretem Łukaszenki wszystkie usługi internetowe dla obywateli Białorusi muszą być świadczone przez białoruskie podmioty zlokalizowane na terenie Białorusi.
Dostawcy Internetu pod groźbą sankcji blokują dostęp do zakazanych stron instytucjom państwowym, instytucjom edukacyjnym, kafejkom i klubom internetowym.
Właściciele kawiarenek i klubów internetowych mają obowiązek prowadzenia rejestrów swoich klientów oraz stron, które przeglądają. Jeśli klient wchodzi na strony z pornografią lub takie, które zawierają „ treści ekstremistyczne”, właściciel ma obowiązek o nim donieść białoruskiej bezpiece.
Właściciele, którzy odmówią donosicielstwa oraz internauci, na których zostanie złożony donos, dostaną kary od 60 dol. do 180 USD.
Białoruska władza deklaruje wprawdzie, że dostęp do Internetu jest wolny i nie podlega cenzurze, mimo to podkreśla, że szeroko rozumiana wolność słowa i wszystkie środki masowego przekazu powinny wspierać i wypełniać narodowe zadania.
W praktyce oznacza to, że białoruskie służby próbują za wszelką cenę ujarzmić potęgę Internetu. Nasilenie tego zjawiska obserwowaliśmy choćby przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi, gdy funkcjonariusze urządzili obławę na admnistratorów stron opozycyjnych, szczególnie tych wzywających do bojkotu. Wielu z nich trafiło za kratki, a ich komputery zostały skonfiskowane.
Pamiętamy lato 2011 i tzw. „milczące protesty”, gdy ulice białoruskich miast zalewała fala ludzi, którzy spontanicznie wychodzili z domów by wyrazic swój sprzeciw wobec władzy. Zostali „skrzyknięci” przez Internet w akcji „Rewolucja przez sieci społecznościowe”. Wielokrotnie próbowano blokować dostęp do tych stron. Nękani przez służby moderatorzy, aby uniknąć represji zmuszeni zostali do wyjazdu z kraju.
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!