Nic strasznego się nie stało. Komuś się ręka omsknęła, był niewyspany, albo pomylił dwa języki zapisywane łacinką. W końcu jaka to różnica? Koreańczycy w 2002 roku w czasie mundialu nie zapisywali znaków diakrytycznych w nazwiskach i tragedii nie było. Teraz też nie stało się nic strasznego. Zdarza się… – pisze Albert Iwański, publicysta „Kuriera Galicyjskiego”.
Inicjatywa przecież była zacna. Obchodzimy rok Stanisława Lema, polskiego pisarza, który urodził się we Lwowie… czy też we Lvivie – jaka to różnica? Zatem nie szukajmy dziury w całym. Mamy kolejną tablicę upamiętniającą polskie akcenty we Lwowie. Nie ma tam nigdzie przymiotnika „polski”, ale wszyscy wiemy, że lwowska szkoła matematyczna była polską szkołą matematyki, a Lem nie tylko wielkim, ale i polskim pisarzem był. Nie ma o co kruszyć kopii… Czyżby? Jakiś czas temu jechałem pociągiem z dziewczyną z Zakarpacia, która byłą zdziwiona, że „lwowscy profesorowie” byli Polakami. Przecież to lwowscy profesorowie, a skoro lwowscy, to wiadomo…
(…)
Cały tekst tutaj.
„Kurier Galicyjski”
fot. Aleksander Kuśnierz / Kurier Galicyjski
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!