Zwolennicy centroprawicowej opozycji rozpoczęli demonstrację pod gmachem parlamentu Gruzji w Tbilisi. Żądają ponownego przeliczenia głosów oddanych w sobotnich wyborach parlamentarnych.
Po przeliczeniu około 98 proc. głosów komisja wyborcza podała, że 48 proc. zdobyła rządząca partia Gruzińskie Marzenie, a to wystarczy dla samodzielnego stworzenia rządu. Drugi, według oficjalnych rezultatów, był opozycyjny blok „Siła w Jedności” (w którym dominuje założona przez wygnanego z Gruzji byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego partia Zjednoczonych Ruch Narodowy) z wynikiem 27 proc.
Resztę zdobyły liczne mniejsze partie (w tych wyborach próg obniżono do 1 proc.). Główna siła opozycyjna liczyła się ze zwycięstwem rządzącego od 2012 roku Gruzińskiego Marzenia, ale liczyła, że nie będzie ono wystarczające do samodzielnego rządzenia, i że większość w związku z tym będzie miała szansę zbudować koalicja partii opozycyjnych.
Liderzy partii opozycyjnych oznajmili, że nie uznają podanych wyników. – To nie były wybory, to była wojna – powiedział polityk Zjednoczonego Ruchu Narodowego Nika Melija. Jego zdaniem wybory były totalnie sfałszowane.
Zwolennicy opozycji, których jest według różnych źródeł od tysiąca do kilku tysięcy, żądają ponownego przeliczenia głosów. Były mer Tbilisi, jeden z liderów partii „Europejska Gruzja” Gigi Uguław zapowiedział wielki protest opozycji na 8 listopada.
Prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili powiedziała, że wybory były sprawiedliwe, spokojne, demokratyczne i bezpieczne. Misja obserwacyjna OBWE stwierdziła m.in., że podstawowe prawa wyborcze zostały zachowane, ale wybory odbyły się w „atmosferze zastraszania”. Duże zastrzeżenia co do przebiegu wyborów miała też Transparency International.
Oprac. MaH, tvrain.ru
fot. Pixabay License
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!