Rok 2013 pokazał, że obywatele Ukrainy mają aspiracje europejskie, chcą reform i pragną żyć godnie w swoim państwie. Stąd Majdan, Rewolucja Godności oraz wojna na wschodzie Ukrainy, w której do dnia dzisiejszego giną ludzie. Polska jako państwo oraz zwykli Polacy, działający w organizacjach pozarządowych, i polscy dziennikarze odegrali ważną rolę we wsparciu Ukrainy, która w pewnym momencie była osamotniona w swoim dążeniu w kierunku wartości europejskich.
Rozmowy pomiędzy UE i Ukrainą rozpoczęły się w 2007 roku. 28 listopada 2013 roku w Wilnie ówczesny prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz miał podpisać Umowę Stowarzyszeniową o partnerstwie z Unią Europejską. Umowa liczy 235 stron (z dodatkami ponad 900). Umowa miała na celu pobudzić ukraińską gospodarkę poprzez eksport towarów i usług do krajów UE, ułatwić prowadzenie firm na Ukrainie (wzorowane na reformach w Gruzji), zdecydowaną walkę z korupcją.
W tym samym czasie Rosja zaproponowała Ukrainie wejście do Unii Celnej, która powstała w 2009 roku poprzez powstanie jednej przestrzeni celnej Rosji, Białorusi i Kazachstanu. Jesienią 2013 roku największy portal „Ukraińska Prawda” wraz z portalem texty.org.ua i organizacją obywatelską Centr-UA przygotowali cykl artykułów i serię infografik, co tak naprawdę daje umowa z Unią Europejską i jakie są jej plusy i minusy względem Unii Celnej z Rosją.
Przykładowo, w przypadku podpisania umowy o partnerstwie Ukraina nie wchodzi w żaden sojusz ani nie przewiduje akcesu do UE, umowa ma jedynie charakter handlowo-gospodarczy.
W przypadku Unii Celnej jest mowa o wejściu w sojusz. Umowa z UE przewiduje też dalsze renegocjacje w zależności od potrzeb i sytuacji rynkowej. Jednak decyzje o znaczeniu strategicznym dla ukraińskiej gospodarki (np. stawki cła na eksport do krajów spoza UE) będą podejmowane w Kijowie. Unia Celna z Rosją przewiduje np. odgórne narzucanie stawek cła na eksport poza Unią Celną przez Moskwę dla poszczególnych krajów UC, co w praktyce oznacza całkowitą zależność eksportu ukraińskiego oraz wszystkich krajów należących do Unii Celnej) od Rosji.
Jeżeli chodzi o korupcję, to umowa z UE przewiduje reformy najważniejszych organów państwowych sprawujących kontrolę oraz wprowadzenie odpowiednich norm prawnych w walce z korupcją. Unia Celna z Rosją nie przewidywała walki z korupcją.
Ale czy tak naprawdę chodziło tylko o umowę z Unią Europejską? Wbrew pozorom – nie. „Odmowa podpisania umowy o partnerstwie była tylko kroplą, która przelała czarę goryczy. By to zrozumieć, trzeba spojrzeć na problem szerzej, mianowicie na całą kadencję rządów Janukowicza” – czytamy w artykule Pauliny Woźniaczki „O co tak naprawdę chodzi z tym Majdanem?”.
W 2006 roku w wyborach parlamentarnych na Ukrainie większość zdobyła Partia Regionów, a jej lider Wiktor Janukowycz został premierem. Prezydentem był nadal Wiktor Juszczenko. Natomiast w 2010 roku, po wygranej w drugiej turze wyborów z Julią Tymoszenko, Janukowycz został prezydentem. To właśnie za jego rządów przez Ukrainę przeszła fala dużej inflacji (w 2006 – 11,6%, w 2007 – 16,6%, w 2008 – 22,3%, w 2009 – 12,3%, w 2010 – 9,1%, w 2011 – 4,6%, w 2012 – 0,2%). Dla porównania inflacja w Polsce w tych latach wyglądała następująco: 2006 – 1%, 2007 – 2,5%, 2008 – 4,2%, 2009 – 3,5%, 2010 – 2,6%, 2011 – 4,3%, 2012 – 3,7%.
Oznaczało to pogorszenie się warunków życia dla przeciętnego Ukraińca oraz bardzo odczuwalny wzrost cen. Do tego dochodzą liczne opłaty i podatki oraz przede wszystkim wysoki podatek VAT.
„Za rządów Janukowicza podupadł również ukraiński przemysł, jednak przede wszystkim kadencja Janukowicza upłynęła pod znakiem rosnącej korupcji i raiderstwa, nepotyzmu, obsadzania stanowisk członkami Partii Regionów i całkowitej bezkarności (nawet w sprawach karnych jak morderstwa czy gwałty) wspierających go oligarchów” – pisze autorka artykułu „O co tak naprawdę chodzi z tym Majdanem?”.
Do tego doszło niezadowolenie z przedłużenia stacjonowania rosyjskiej floty czarnomorskiej na koszt ukraińskiego podatnika do 2042 roku oraz pasywność w negocjacjach cen gazu z Rosją.
Z tego wynika, że mieszkańcy Ukrainy chcieli tylko żyć godnie w swoim państwie. Natomiast niepodpisanie umowy o partnerstwie z Unią Europejską było „odmową zrealizowania reform mających na celu podniesienie standardów życia Ukraińców oraz pobudzenie ukraińskiej gospodarki”. Wywołało to jeszcze większą wściekłość Ukraińców, bo prezydent Janukowycz deklarował, że podpisze tę umowę.
Wieczorem 21 listopada 2013 roku na kijowskim Majdanie zaczęli się zbierać ludzie protestujący przeciwko prezydentowi Janukowyczowi i jego decyzji o wycofaniu się Ukrainy z podpisania Stowarzyszenia z Unią Europejską. Według ekspertów, Ukraina zamyka możliwość integracji z Unią Europejską na wiele lat.
„Lajki się nie liczą” – tymi słowami kończył się wpis Mustafy Najema, popularnego dziennikarza portalu „Ukraińska Prawda”, a obecnie deputowanego Werchownej Rady, umieszczony na Facebooku 21 listopada 2013 roku. Najemowi chodziło o zebranie na Majdanie jak największej liczby osób, a nie jedynie o rozgłos w sieci. Na jego apel odpowiedziało około 1,5 tysiąca osób, które jeszcze 21 listopada zebrały się Majdanie. To one rozpoczęły rewolucję.
Początkowo na ulicach było niewiele osób (głównie studenci), którzy przynieśli ze sobą flagi Ukrainy i Unii Europejskiej. W kolejnych dniach ilość osób zaczęła się zwiększać. Oprócz Kijowa protesty zaczęły się we Lwowie, w Iwano-Frankiwsku, Łucku, Użhorodzie, Odessie, Charkowie, Doniecku oraz innych miastach.
Przełomowym dniem stał się 30 listopada 2013 roku, kiedy to specjalne oddziały milicji Berkut przy użyciu gazu łzawiącego i pałek brutalnie pobiły studentów pokojowej manifestacji na Majdanie w Kijowie. Zatrzymano wówczas 35 osób, a kilkadziesiąt osób zostało rannych. 1 grudnia na Majdan wyszło 1 mln 200 tys. ludzi, a w kolejnych dniach ok. 1,5 mln protestujących.
„Kiedy doszło do brutalnego spacyfikowania o 4 nad ranem pokojowej manifestacji studentów na Majdanie Niepodległości w Kijowie, protesty nabrały nie tylko o wiele większej skali, ale przede wszystkim innego charakteru – w opinii publicznej Janukowicz chciał powtórzyć „rosyjski scenariusz” i to jeszcze bardziej rozjuszyło już i tak rozwścieczony tłum” – pisze Paulina Woźniaczka.
„Było to pierwsze użycie siły wobec manifestujących i tym samym rozpoczęcie nowego rozdziału w historii Ukrainy pod nazwą „Ukraińska Eurorewolucja” – czytamy na portalu „Obserwatora Politycznego”.
Przez kolejne tygodnie Majdan zapełniał się namiotami, do Kijowa napływali ludzie z całej Ukrainy, głównie z zachodnich regionów. „Z czasem Euromajdan stał się miastem w mieście. Powstała prawdziwa fabryka kanapek, pojawiło się jedzenie i ciepłe ubrania, dużym zainteresowaniem cieszył się majdanowy „uniwersytet uliczny”. Euromajdan miał nawet własne biuro prasowe. Gdy prawdziwe państwo zawiodło, Ukraińcy stworzyli na Majdanie jego zastępczą formę” – pisze dziennikarz Maciej Wapiński.
W tym samym czasie władze zorganizowały „antymajdan”. Do parku nieopodal siedziby Werchownej Rady ściągnięto kilka tysięcy osób, które deklarowały poparcie dla polityki władz. „W porównaniu z barwnym, wielotysięcznym tłumem, śpiewającym ukraiński hymn, grupa smutnych zwolenników Janukowycza wyglądała jak prawdziwa antyreklama jego działań” – komentuje polski dziennikarz TVP.
Kolejna fala niezadowolenia protestujących na Majdanie miała miejsce 16 stycznia 2014 roku, kiedy to Werchowna Rada na czele z Janukowyczem uchwaliła ustawę, która ograniczała swobodę mediów i wolność zgromadzeń oraz wprowadziła odpowiedzialność karną dla demonstrantów.
Wtedy na Majdanie zaczęli ginąć ludzie. Cały czas dochodziło do starć z milicją, były pierwsze ofiary śmiertelne. 22 stycznia podczas zamieszek w Kijowie zastrzelono pięć osób. Pierwszą ofiarą protestów został 20-letni Serhij Nigojan, Ormianin z Dnipropetrowska (obecnie Dnipro), który zginął od kuli snajpera na ulicy Hruszewskiego.
Od 18 lutego walki zamieniły się w prawdziwą bitwę. Milicjanci strzelali do tłumu z broni gładkolufowej. Natomiast snajperzy strzelali w majdanowców z okien hotelu Ukraina przy Placu Niepodległości oraz z ulicy Instytuckiej.
22 lutego Euromajdan odsunął od władzy prezydenta Wiktora Janukowycza, który uciekł z kraju. Dwa dni później nowa tymczasowa władza, pod przewodnictwem Ołeksandra Turczynowa, wysłała za nim list gończy. Sześć dni później Janukowycz wystąpił publicznie podczas konferencji prasowej w Rostowie nad Donem w Rosji. Stwierdził, że nie został obalony, a władzę na Ukrainie przejęli nacjonaliści.
Do tej pory nie wiadomo ile osób zginęło. Oficjalne dane mówią o 106 osobach, którzy zostali nazwani Niebiańską Sotnią Majdanu.
Data wybuchu rewolucji stała się świętem narodowym: od 2014 roku 21 listopada jest obchodzony na Ukrainie jako Dzień Wolności i Godności.
W czasie Rewolucji Godności z Polski na kijowski Majdan przyjechali liczni wolontariusze oraz dziennikarze, politycy, artyści. Byli to m.in: Jarosław Kaczyński, Grzegorz Schetyna, Paweł Kukiz, Małgorzata Gosiewska, Jacek Saryusz-Wolski, Jan Malicki, Wojciech Mucha, Paweł Bobołowicz, Wojciech Jankowski, Paweł Pieniążek, Piotr Andrusieczko, Piotr Pogorzelski, Andrzej Brzeziecki oraz wielu innych.
Polska jako państwo polityczne odegrała bardzo istotną rolę, stając się jednym z głównych podmiotów uczestniczących w rozmowach i konsultacjach dotyczących ówczesnej sytuacji na Ukrainie. Premier Donald Tusk 20 lutego rozmawiał telefonicznie z wiceprezydentem USA, Joe Bidenem, omawiając wspólnie kroki, które mogłyby być podjęte przez Stany Zjednoczone, Unię Europejską oraz Polskę dla zakończenia Majdanu na ulicach Kijowa. Pokazem znaczenia Polski w procesie rozwiązania tego konfliktu była również aktywna obecność ministra spraw zagranicznych RP Radosława Sikorskiego w negocjacjach pomiędzy prezydentem Wiktorem Janukowyczem, opozycją i uczestnikami „Euromajdanu”, ministrami spraw zagranicznych Niemiec i Francji oraz specjalnym przedstawicielem Federacji Rosyjskiej.
„Podobnie jak w 2004 roku podczas „pomarańczowej rewolucji”, Polska „zagrała” powyżej swoich możliwości w zakresie kreowania pożądanych rozwiązań politycznych poza granicami swojego kraju. Udział w negocjacjach dyplomatycznych na Ukrainie, wziąwszy pod uwagę nasz potencjał polityczny i ekonomiczny, powinno rozpatrywać się w kategorii sukcesu – pisał Adam Kowalczyk na portalu geopolityka.org.
Aneksja Krymu i początek operacji antyterrorystycznej (ATO)
Państwo ukraińskie, oprócz problemów o charakterze gospodarczym szybko stanęło przed zagrożeniem o zupełnie nowym charakterze. Na przełomie lutego i marca rozpoczął się „kryzys krymski”, będący aneksją terytorium obcego państwa przy wykorzystaniu rosyjskich żołnierzy.
Pod koniec lutego żołnierze rosyjscy w mundurach bez oznaczeń wywiesili flagi Rosji na budynkach parlamentu i rządu w Sewastopolu. 1 marca 2014 roku premier Republiki Autonomicznej Krymu, Siergiej Aksjonow zwrócił się z oficjalną prośbą do Władimira Putina o zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom Krymu. Kreml zapowiedział, że nie zignoruje prośby premiera Aksjonowa.
16 marca 2014 roku zorganizowano referendum, na którym 96,77 proc. (według oficjalnych wyników) opowiedziało się za przyłączeniem Autonomicznej Republiki Krymu do Federacji Rosyjskiej. Ukraina i społeczność międzynarodowa nie uznała wyników referendum. Dwa dni później prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin podpisał traktat o przyłączeniu Krymu i Sewastopola do Rosji.
7 kwietnia 2014 roku z masztu nad siedzibą władz obwodu donieckiego zdjęto flagę Ukrainy i zamiast niej powieszono czarno-niebiesko-czerwoną flagę Donieckiej Republiki Ludowej. Rebelianci, którzy okupowali gmach rady obwodowej i administracji obwodowej w Doniecku, ogłosili powstanie samozwańczej republiki i przyłączenie jej do Federacji Rosyjskiej.
– Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy rozpoczęła operację antyterrorystyczną (ATO) z udziałem Sił Zbrojnych – ogłosił 13 kwietnia 2014 roku p.o. prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow.
15 dni później prorosyjscy separatyści, którzy opanowali budynek Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) w Ługańsku, ogłosili w nocy powstanie „Ługańskiej Republiki Ludowej”. Podczas wiecu z udziałem kilkuset osób odczytano „Akt o proklamacji samostanowienia państwowego” i „Deklarację suwerenności ŁRL”.
Wobec całej sytuacji z aneksją Krymu i początkiem ATO, Polska przyjęła jasne stanowisko, potępiając działania Rosji.
Początkiem marca, na wniosek władz RP, zostało zwołane posiedzenie Rady Północnoatlantyckiej, będącej najwyższym organem decyzyjnym Sojuszu. Co ważne, nie chodziło tylko o bezpieczeństwo państw Europy Środkowej, ale także o zachowanie integralności terytorialnej Ukrainy.
Polska jako pierwsza przekonywała państwa UE, że wobec rosyjskiej agresji na Krym nieodzowne są sankcje wobec Rosji. Finalnie, 17 marca, także dzięki zabiegom Polski, po spotkaniu szefów dyplomacji państw UE nałożone zostały pierwsze sankcje na Rosję.
Władze polskie od samego początku konsekwentnie obarczały Federację Rosyjską odpowiedzialnością za destabilizację południowej i wschodniej Ukrainy, czemu dawały wyraz także w mediach europejskich i światowych.
Za ważny, symboliczny gest należy potraktować przyznanie Nagrody Solidarności im. Lecha Wałęsy legendarnemu przywódcy Tatarów Krymskich, Mustafie Dżemilewowi. Laureat odebrał przyznaną mu nagrodę w trakcie specjalnej gali, na której – oprócz przedstawicieli polskich władz – obecni byli także m.in. Petro Poroszenko, Dalia Grybauskaite, John Kerry czy Carl Bildt.
Konflikt na wschodzie Ukrainy (wojna rosyjsko-ukraińska)
Formalnie nikt nie zakończył Euromajdanu. Część stojących na placu Niepodległości wstąpiła do armii albo ochotniczych batalionów i pojechała walczyć do Donbasu.
Konflikt zbrojny na wschodniej Ukrainie trwa od kwietnia 2014 roku. Dziś rebelianci i rosyjskie wojsko kontrolują blisko trzecią część obwodów donieckiego i ługańskiego. To oznacza, że Ukraińcy nie kontrolują już 493 kilometrów granicy z Rosją.
Najważniejsze punkty strategiczne na froncie to: Mariupol – port i droga na Krym; Lotnisko w Doniecku – węzeł komunikacyjny; Debalcewe – „klin” między dwoma republikami: DRL i ŁRL, węzeł kolejowy; Stanica Ługańska – droga łącząca Ługańsk z granicą rosyjską.
Pierwsza linia frontu jest datowana na lipiec 2014 roku. To wtedy front się ustabilizował. Przez pierwsze trzy miesiące konfliktu – od kwietnia do czerwca – rebelianci wspomagani przez nieoznakowanych żołnierzy rosyjskich i rosyjski specnaz skupili się na przejmowaniu miast, które chcieli włączyć do nowo powstałych samozwańczych republik. Były to m.in. Ługańsk, Słowiańsk, Kramatrorsk, Donieck, Horłiwka, Donieck i Mariupol. Najcięższe walki toczyły się o Słowiańsk, Kramatorsk i Mariupol.
W lipcu siły separatystów kontrolowały już około 100 km ukraińsko-rosyjskiej granicy (od wsi Juganiwka koło Ługańska do wsi Biriukowe). Ten pas o szerokości stu kilometrów sięgał około 150 kilometrów na Zachód do Artemiwska koło Doniecka. Z kolei Ukraińcom udało się odbić Słowiańsk i Kramatorsk i trzy inne miasta.
W sierpniu teren zajęty przez siły rebeliantów i Rosjan to wciąż jedna trzecia powierzchni obwodu donieckiego i bardzo mała część na południu obwodu ługańskiego. Jednak udało im się przejąć kontrolę już na 300-kilometrowym odcinku granicy z Rosją. Najcięższe walki toczyły się pod Ługańskiem i Donieckiem.
We wrześniu, tuż przed zawarciem pierwszego pokoju mińskiego, mapa frontu zmieniła się diametralnie. Rebeliantom udało się przebić korytarz aż do Morza Azowskiego. Od początku miesiąca rozpoczęły się też dwie wielkie batalie, które trwały przez następne miesiące: o lotnisko w Doniecku i „kocioł debalcewski”.
Od października do grudnia linia frontu nieznacznie przesunęła się na zachód w miejscach najważniejszych strategicznie dla obu stron: wokół Mariupola, „kotła debalcewskiego” oraz wokół Trasy Bachmuckiej. Wciąż trwała też bitwa o donieckie lotnisko.
W styczniu 2015 roku, przed kolejnym mińskim szczytem (Mińsk-2) mapa frontu znów zmieniła się na niekorzyść Ukraińców. Rosyjskie wojska i sprzęt napływały regularnie do Donbasu. Ostrzeliwany był aktywnie Mariupol i Debalcewe. Ukraińcy po 242 dniach walk utracili lotnisko w Doniecku.
W lutym mapa frontu po porozumieniu Mińsk-2 zmieniła się na niekorzyść Ukraińców. Zawieszenie broni nie było respektowane, Ukraińskie wojska nie wycofały się z „debalcewskiego kotła”. Po tygodniu walk, miasto się poddało i przeszło w ręce przywódców samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. Tym samym „kocioł debalcewski” się zamknął, a klin między DRL i ŁRL przestał istnieć.
W marcu, po domknięciu „kotła” przez rebeliantów, zapanował stan względnego spokoju. Oczy analityków i ukraińskich wojskowych zwrócone były na Mariupol. Podejrzewano, że właśnie w kwietniu 2015 roku (niektórzy mówili, że przed rosyjskim Dniem Zwycięstwa, 9 maja) rozpocznie się ofensywa, by wydrzeć Ukraińcom lądowy korytarz na Krym. Na szczęście do tego nie doszło, ale walki toczą się po dzień dzisiejszy.
W wojnie na Donbasie przeciwko Ukraińcom walczą rebelianci, którzy są nieoficjalnie wspomagani przez Rosję.
Pojawiło się już wiele dowodów na to, że żołnierze z całej Rosji przyjeżdżają na wschodnią Ukrainę. Prezydent Władimir Putin i szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow stale jednak temu zaprzeczają, od czasu do czasu mówiąc, że wojskowi rosyjscy przebywają tam na urlopie, lub wybrali, by właśnie tak spędzać czas na emeryturze.
Nawet jeśli nazwać ich „rosyjskimi ochotnikami”, wciąż wiadomo, że w wojnie na Donbasie działa rosyjski wywiad wojskowy GRU, Służba Wywiadu Zagranicznego FR, Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) FR i Wojska Wewnętrzne Ministerstwa Spraw Wewnętrznych FR. Oprócz tego, walczą też aktywiści czeczeńscy, naddniestrzańscy i Kozacy dońscy.
Rebelianci, czyli obywatele Ukrainy mieszkający na Donbasie, podzielili swoje zdobyczne terytorium na dwie samozwańcze republiki: doniecką (DRL) i ługańską (ŁRL). Na czele pierwszej stoi Aleksandr Zacharczenko. Nieoficjalnie dowodzi DRL od sierpnia 2014 roku. 2 listopada został wybrany na szefa władzy wykonawczej w wyborach nieuznanych przez nikogo oprócz Rosji i samych zainteresowanych.
Od tamtej pory Zacharczenko dowodzi też siłami zbrojnymi DRL, w których skład wchodzą m.in. Ludowa Milicja Donbasu, Ochotnicza Armia Donbasu, Rosyjska Armia Prawosławna i bataliony ochotnicze. Te najbardziej znane to: batalion „Wostok”, którym dowodzi były dowódca ukraińskiego specnazu, batalion „Opłot” – znany, jako osobista ochrona oligarchy Rinata Achmetowa, batalion „Somali”, z Giwim na czele, który „zasłynął” torturowaniem ukraińskich „cyborgów” po przejęciu donieckiego lotniska.
Po stronie Ługańskiej Republiki Ludowej, której dowodzi Igor Płotnicki, mamy do czynienia z trzema najważniejszymi grupami. Są to: Armia Północ-Południe, Armia Południowo-Wschodnia i batalion „Zaria”.
Najwięcej danych jest o siłach, którymi dowodzi Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy prezydent Petro Poroszenko. Na wojnie walczą wojska lądowe, dowodzone przez szefa Sztabu Generalnego, Wiktora Mużenko, milicje zakładowe i Gwardia Narodowa Ukrainy.
Ta ostatnia została powołana przez Poroszenkę po zajęciu Krymu przez Rosję. Powstała na bazie Wojsk Wewnętrznych MSW, które rozwiązano po tym jak uczestniczyły w rozpędzeniu protestujących na Majdanie Niepodległości w Kijowie. Część gwardzistów domagała się demobilizacji w październiku 2014 roku.
Po stronie ukraińskiej walczy też Ukraiński Korpus Ochotniczy Prawego Sektora, dowodzonego przez Dmytro Jarosza. Oprócz tego działają Specjalne Pododdziały Ochrony Porządku Publicznego na Ukrainie, czyli różnej maści bataliony.
Najbardziej znane to „Donbas”, który walczył m.in. o Debalcewe, „Azow” – kojarzony z odchyłami nacjonalistycznymi, powiązany z Prawym Sektorem, „Krywbas” – obrońcy „kotła debalcewskiego”, pozostawieni przez Sztab Generalny bez pomocy i „Ajdar”, którego członkowie zostali oskarżeni przez Amnesty International o popełnienie zbrodni wojennych.
Bardzo ciężko ustalić, ilu żołnierzy faktycznie walczy w Donbasie po obu stronach barykady. Możemy jedynie wysnuwać wnioski na podstawie oficjalnych wypowiedzi.
Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) Ukrainy Ołeksandr Turczynow twierdzi, że po stronie rebeliantów walczy 36 tysięcy żołnierzy. Z kolei według Ambasadora Ukrainy przy ONZ Jurija Siergiejewa, około 12 tysięcy z nich to żołnierze rosyjscy.
Jednocześnie, jak informuje analityk ukraiński Dmytro Tymczuk, w pobliżu granicy ukraińsko-rosyjskiej (stan na 27 lutego 2015) czekają w pełnej gotowości 33,5 tysiąca Rosjan, którzy posiadają około 429 czołgów, 1901 wozów bojowych, 288 systemów artyleryjskich, 223 systemów rakietowych, 88 helikopterów bojowych i dodatkowo 259 samolotów bojowych, czyli mniej więcej dwa razy tyle, ile obecnie jest w użyciu na wojnie w Donbasie.
Z kolei po stronie ukraińskiej walczy 50 tysięcy żołnierzy i ochotników – jak podaje ukraińskie MSW. Nie ma danych o tym, ile ukraińskich czołgów i artylerii jest obecnie w użyciu.
Należy pamiętać, że te liczby to jedynie szacunki, które stale się zmieniają. Ostatnio, zastępca szefa operacji antyterrorystycznej Wałentyn Fediczew wspominał o 43 tysiącach bojowników po stronie separatystów.
Można za to spojrzeć na ogólny potencjał militarny Ukrainy, w zestawieniu z rosyjskim. Według rocznego raportu IISS, Kijów dysponuje 129 tysiącami żołnierzy i dodatkowo milionem żołnierzy w rezerwie. Dla porównania, Rosjanie posiadają 845 tys. żołnierzy i dwa miliony w rezerwie.
Ogromna dysproporcja militarna między dwoma krajami dotyczy również sprzętu i techniki wojskowej. Przypomnijmy, że według raportu Global Fire Power, armia ukraińska zajmuje 25 miejsce na świecie. Armia rosyjska – drugie.
Według nieoficjalnych doniesień niemieckiego wywiadu, w wojnie na Donbasie zginęło około 50 tys. osób. Według ukraińskich służb, do 23 lutego 2015 roku wśród nich jest 7421 żołnierzy rosyjskich. 3338 przepadło bez wieści.
Z kolei rosyjskie źródła donoszą, że zginęło już 30 tys. ukraińskich wojskowych. Nie ma, niestety, żadnych danych o ofiarach wśród separatystów. Jeśli jednak zestawić te dane z doniesieniami ONZ o poległych cywilach, z danymi niemieckiego wywiadu, można przypuszczać, że owe 33 tys. ofiar mogą stanowić ukraińscy wojskowi i separatyści.
Raporty ONZ (które rozpoczynają się od lipca 2014 roku) są dość dokładne. Podają, że do 1 czerwca 2015 roku zginęło 6417 osób, zostały ranne 15 962 osoby. W raporcie podkreślono, że przytoczone dane dotyczą przypadków udokumentowanych, a rzeczywiste liczby mogą być wyższe.
Jeżeli popatrzymy na proces polityczny regulujący ówczesną sytuację we wschodniej Ukrainie, to od końca lata 2014 roku toczył się już w zasadzie bez bezpośredniego udziału Polski. 17 sierpnia w Berlinie miało miejsce spotkanie ministrów spraw zagranicznych Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji, dotyczące rozwoju sytuacji we wschodniej Ukrainie, bez udziału Polski.
Natomiast 5 września 2014 roku zainaugurowany został kolejny tzw. „miński format” rozmów rozwiązania konfliktu na wschodniej Ukrainie. W rozmowach w Mińsku uczestniczyli przedstawiciele OBWE, Ukrainy, Rosji oraz (pro)rosyjskich separatystów, którzy po raz pierwszy od kwietnia zostali oficjalnie dopuszczeni do rozmów. Doszło też do bezpośredniego spotkania Petra Poroszenki z Władimirem Putinem. W rozmowach nie uczestniczyła strona polska, ale również nie było przedstawicieli Niemiec i Francji.
22 września po dymisji rządu premiera Donalda Tuska (w związku z objęciem funkcji Przewodniczącego Rady Europejskiej), na premiera rządu RP zaprzysiężona została dotychczasowa marszałek Sejmu Ewa Kopacz. W jednej z pierwszych wypowiedzi na temat sytuacji na Ukrainie nowa premier zaznaczyła, że większe zaangażowanie naszego kraju w pomoc Ukrainie będzie możliwe o tyle, o ile zdecydują się na nie wszystkie kraje Unii Europejskiej.
Ważnym wydarzeniem była dwudniowa wizyta prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki w Polsce (17–18 grudnia). Na wspólnej konferencji prasowej prezydent RP Bronisław Komorowski podtrzymał główne założenia polityki polskiej wobec wojny we wschodniej Ukrainy tj. wsparcie dla integralności terytorialnej, pełnej suwerenności oraz innych atrybutów niepodległości państwa ukraińskiego. Natomiast Poroszenko podziękował Polsce za wsparcie dla Ukrainy. „Polska jest największym adwokatem Ukrainy w Unii Europejskiej, za co niezmiernie dziękuję” – podsumował prezydent Ukrainy.
Eugeniusz Sało
Tekst ukazał się w nr 22 Kuriera Galicyjskiego 30 listopada – 17 grudnia 2018
1 komentarz
józef III
3 stycznia 2019 o 19:02podziękował Polsce… i ogłosił chwałę UPA, Bandery, Diaczenki i Szuchewycza