„Wieża Eiffla nad Piną. Kresowe marzenia II RP” to reportaż z Kresów II Rzeczypospolitej. Autorkom udała się nie lada sztuka – napisały go tak jak by tam były i poznały bohaterów swojej książki.
Książkę czyta się świetnie, jak to się kiedyś mówiło, jednym tchem. Jest bardzo „świeża” dynamiczna, mimo że dotyczy innych czasów, innych światów. Agnieszka Rybak – znana i ceniona reportażystka i Anna Smółka – badaczka historii najnowszej ożywiły i bardzo przybliżyły współczesnemu czytelnikowi ówczesne miejsca, postaci, problemy, nadzieje. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że tak o Kresach w Polsce rzadko się opowiada. Dominuje albo narracja sentymentalna, albo martyrologiczna, albo ewentualnie (choć rzadziej) oskarżycielska lub prześmiewcza wobec elit II RP. W tej książce międzywojenne Kresy jawią się jako taki nasz mały „dziki Zachód” (choć wschód). Same autorki nie unikają nawiązań i porównań do amerykańskiego mitu pionierskiego. Bo z dokumentów i cytatów z tamtych czasów wynika też, że inspiracją dla naszych kresowych przodków (oprócz oczywiście patriotyzmu i pozytywistyczno-r0mantycznej postawy części polskich elit) były też inspiracje historią amerykańskiego podboju Zachodu. Stąd już tylko krok, by Polesie i jego rzeki i bagna kojarzyć z bagnami Missisipi albo innym przełomami Missouri.
Bo coś w tym jest. W latach 20. kresowe miasteczka rzeczywiście były niebezpieczne jak te z westernów. Ale, i o tym opowiada ta książka, z tej biedy i chaosu zaczeły wyłaniać się nowoczesne, nowe Kresy. Wyłaniać, bo nigdy do końca przecież się nie wyłoniły. Zabrakło czasu, choć zaczęto budować coś z niczego i wyglądało to obiecująco. A potem przyszła katastrofa, a po niej sowiecka kaleka nowoczesność.
Mimo tego pionierskiego ducha unoszącego się nad międzywojennymi Kresami, obecnego w tej książce, nie jest to jednak jakaś hagiografia czy propaganda. Autorki nie unikają trudnych tematów, a było ich mnóstwo. Analfabetyzm, zacofanie, konflikty etniczne i narodowościowe, ostra walka polityczna, fatalne warunki mieszkaniowe i sanitarne, nierówności, korupcja, pospolita przestępczość, co jakiś czas błędy, głupota czy fanfaronada miejscowych, polityków czy urzędników. Nie wszystkie te problemy udało się II RP zwalczyć, niektóre sama zwiększała, niektóre podsycali wrogowie z zewnątrz.
Mimo to, biorąc pod uwagę punkt startu, i stan, w jakim były miasta i wioski kresowe w punkcie startu niepodległej Polski, naprawdę udało się wiele zrobić dzięki wybitnym i oddanym ludziom. Polakom, ale nie tylko Polakom. To jednak było oczywiście dużo za mało. Wraz inwazją sowiecką we wrześniu 1939 rozpoczęła się zagłada tamtych Kresów, i wszystkie marzenia legły w gruzach, tak jak i część tych już wcześniej zrealizowanych.
Czy więc cały ten wysiłek, entuzjazm, trud poszedł na marne? Czy był to wysiłek niepraktyczny, bezsensowny, groteskowy wręcz? Tak jak pierwsza marynarka wojenna nowożytnej Polski, flota pińska, o której jest jeden z rozdziałów książki. Oczywiście, łatwo do tego przyłożyć gombrowiczowską czy witkacowską metodę i wyśmiewać II RP za to jej napinanie się na wielkość, podczas gdy rzeczywistość skrzeczała. Ale Autorki książki nie idą tą drogą. Ludzka praca, wysiłek dla dobra wspólnoty i wnoszenie do niej czegoś nowego, co posuwa ją naprzód, są wartością samą w sobie. Poza tym, generalnie plany i założenia były rozsądne, a wręcz wizjonerskie. Flota rzeczna na ten przykład, co prawda przestarzała jako rodzaj wojsk po I wojnie światowej, ale była potrzebna, bo Sowieci też mieli swoją flotę rzeczną. Problem w tym, że chociaż polska marynarka śródlądowa miała szczęście do wybitnych dowódców, to była chronicznie niedoinwestowana. I gdy przyszła wojna, niewiele można było z niej skorzystać.
Podobnie ze wszystkimi innymi historiami opisanymi w tej książce. Można opisać historię odbudowy Brześcia jako jeden wielki chaos, ale można też (jak to czynią Autorki) jako wielki, twórczy wysyłek publiczno-prywatny, którego owoce może nie zadowoliły wszystkich, ale naprawdę uczyniły z Brześcia nowocześniejsze miasto.
Tak właśnie było z całą II RP, choć na Kresach było to najbardziej widać. Z tej książki wyłania się obraz międzywojennej Niepodległej jako kraju utalentowanych ludzi z krwi i kości , którzy mieli swoje marzenia, kochali swój kraj i bliskich. Mieli swoje ambicje i marzyli o sukcesie (tak jak opisani w książce twórcy nowoczesnej radiostacji w Wilnie albo producenci części do polskich samolotów pod Grodnem). II RP była dla nich wielką nadzieją i wyzwaniem i dopóki istniała, wielu z nich dawała szanse rozwoju. Dlatego mimo wszystkich problemów, była państwem przez większość obywateli akceptowanym i kochanym w sposób jakiego współcześni często nawet nie rozumieją. Ale niestety nie wszystkich była w stanie zagospodarować, zadowolić, pociągnąć wyżej, nie wszystkie pomysły i talenty mogły być spożytkowane, bo dostała bardzo mało czasu. I o tym też jest ta słodko-gorzka książka.
Marcin Herman
Agnieszka Rybak, Anna Smółka, Wieża Eiffla nad Piną. Kresowe marzenia II RP, Wydawnictwo Czarne, 2018
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!