Od grudnia 2015 roku do stycznia 2016 białoruskie firmy nabyły ponad 20 tys. polskich jabłek, „udających” mołdawskie. Mołdawska prokuratura posiada dowody na to, że owoce reeksportowane są do Rosji. Za udział w korupcyjnym procederze aresztowano byłego już szefa mołdawskiej służby fitosanitarnej. Czy odbije się czkawką jabłkowy biznes białoruskim firmom, jedna z których podlega Państwowemu Komitetowi Celnemu?
Radio Svaboda ujawnia schemat działania międzynarodowej „szajki” przemycającej na masową skalę owoce – przez Białoruś do Rosji.
W 2014 roku Rosja wprowadziła zakaz importowania produktów spożywczych z większości krajów Zachodu. Aby nie stracić głównego klienta, wiele krajów Europy zaczęło importować swoje produkty do Rosji, jako wyprodukowane w kraju, który nie podlega sankcjom.
Jednak ze względu na masowy reeksport produktów spożywczych przez Mołdawię, Rosja w tym samym roku zablokowała import z tego kraju, jednego z najbiedniejszych w Europie. Oficjalnie – ze względów fitosanitarnych, ale zbiegło się to z podpisaniem przez mołdawskie władze umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.
Jednak już w lutym 2015 roku, – „w ramach eksperymentu” Rossielchoznadzor dał zgodę na eksport do Rosji dziesięciu firmom z Naddniestrza (separatystycznego prorosyjskiego regionu mołdawskiego).
Korzystając z faktu, że mołdawskie produkty uprawiane w regionie Naddniestrza nie stały się przedmiotem rosyjskich sankcji, biznesmeni z całej Europy przez kilka miesięcy kupują masowo mołdawskie certyfikaty fitosanitarne dla swoich owoców i wwożą je na Białoruś.
Posługując się takim dokumentem, grupa mołdawskich biznesmenów pod koniec 2015 roku rejestruje w Naddniestrzu firmy i zaczyna wystawiać certyfikaty na jabłka. Przy czym nie na mołdawskie, ale na polskie.
System wyglądał następująco: Polskie jabłka przywożone są do specjalnej strefy ekonomicznej na Litwie. Następnie litewski pośrednik kontaktuje się z mołdawską pseudofirmą, która przysyłała świadectwa fitosanitarne do Wilna. Na Litwie, polskie jabłka „zmieniają tożsamość na mołdawską”, i jako takie wwożone są na Białoruś.
Jedyną przeszkodą na Białorusi jest Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Aby sprawdzić, czy produkty są naprawdę mołdawskie, białoruscy pracownicy inspekcji fitosanitarnej kontaktują się ze swoimi kolegami z Mołdawii za pośrednictwem… poczty elektronicznej.
A w Mołdawii, maile z pytaniami o kraj pochodzenia owoców odbierają skorumpowani urzędnicy, którzy rozwiewają wszelkie wątpliwości Białorusinów. (W większości przypadków, ciężarówki z jabłkami, które wjeżdżały na Białoruś, nawet przez chwilę nie były w Mołdawii). Ten fakt ustalili dziennikarze śledczy firmy RISE, po tablicach rejestracyjnych, których mołdawska straż graniczna nie odnotowała.
O tym, że system rzeczywiście istniał, potwierdza kontakt mołdawskich dziennikarzy z litewskim pośrednikiem – Modestem. Podając się za biznesmena, dziennikarz RISE kontaktuje się z Modestem i proponuje mu sprzedaż certyfikatów fitosanitarnych. Za 800 euro Litwin miał dostać dokumenty – nie wzbudzające żadnych podejrzeń.
Fałszywe firmy sprzedały certyfikaty za 1 mln euro
Według Michaja Negrescu, szefa służby fitosanitarnej Mołdawii, eksport produktów na mołdawskich certyfikatach rozpoczął się w listopadzie 2015 r. Oszustwa wyszły na jaw na początku 2016 roku.
„Od białoruskich celników otrzymaliśmy informację, dzięki której odkryliśmy, że towary z Mołdawii nie są eksportowane na podstawie mołdawskich certyfikatów, – powiedział w wywiadzie Negrescu. To system, w który zamieszana jest grupa mołdawskich urzędników służb fitosanitarnych”.
Według mołdawskiej Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, w ciągu dwóch miesięcy mołdawskie firmy wydały ok. 1000 certyfikatów na produkty, które nigdy nie opuściły terytorium kraju.
Oznacza to, że pod pozorem transportu np. mołdawskich winogron, z innych krajów wywieziono około 20 tys. ton owoców i warzyw. Jeśli za każdy certyfikat Mołdawianie otrzymywali ok 800-1000 euro, jak twierdzi Modest, to do Mołdawii wpłynęło ok. 1 mln euro.
„Teraz trudno jest określić dokładną liczbę wydanych certyfikatów, na podstawie których produkty z Mołdawii nie zostały wywiezione, ponieważ przeniesiono je z archiwum Agencji do naczelnika zarządu ds. ochrony roślin Aleksandra Czabana, i na jego ustne polecenie zniknęły” – wyjaśnia szef służby fitosanitarnej Mołdawii
Dziennikarze RISE otrzymali kopie 200 certyfikatów, które zostały wysłane na Litwę. Wynika z nich, że większość firm, które wystawiły świadectwa zostały zarejestrowane w Naddniestrzu. Z jednej strony, społeczność międzynarodowa uważa Naddniestrze za część Mołdawii, i wszystkie produkty przeznaczone na eksport powinny być oznakowane jako mołdawskie. Z drugiej zaś strony, ani władze mołdawskie, ani organy ścigania nie mają dostępu do Naddniestrza. To dlatego rzekomym dostawcom jabłek opłacało się działać w imieniu firm naddniestrzańskich.
Proponowaliśmy pomoc białoruskim kolegom, ale odmówili
Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa RB kontroluje – jak się okazało jedynie jakość produktów importowanych na Białoruś. Jak powiedział „Radiu Svaboda” Leonid Pleszko, dyrektor inspekcji, jego agencja nie jest odpowiedzialna za pochodzenie towaru.
„Chore, czy zdrowe, wymagające kwarantanny czy nie wymagające, – za nic więcej nie odpowiadamy – mówi Pleszko. – O wszystko inne co was interesuje, pytajcie kogoś innego”.
Jak się okazało, sprawdzanie pochodzenia towaru, a nie tylko stan fitosanitarny, białoruskiej inspekcji sugerowali rosyjscy koledzy. Ale strona białoruska zignorowała ofertę.
„Jeśli warzywa wjeżdżają na granicę rosyjską, natychmiast włącza się system kontroli autentyczności świadectw – powiedział w rozmowie z radiem Svaboda Aleksiej Aleksiejenko, zastępca szefa Rosselchoznadzoru. – Ale nasi białoruscy koledzy nie robią tego. Proponowaliśmy im pomoc, tak żeby na zewnętrznej granicy Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej były również rosyjskie służby fitosanitarne, ale do tej pory nie otrzymaliśmy zgody”.
Aleksiejenko przypomniał również, że największa ilość towarów reeksportowanych trafia do Rosji z Białorusi, dlatego na federalnych trasach i drogach krajowych wiodących na granicę, przeprowadzane są wyrywkowe kontrole towarów.
Podrabiane są nawet białoruskie dokumenty
Cała pseudo-mołdawska produkcja kierowana była do dwóch firm: „Beltamozservice” i spółki z ograniczoną odpowiedzialnością „Transpetrolbaltik”.
„Beltamozservice” podlega Państwowemu Komitetowi Celnemu Białorusi. Radio „Svaboda” poprosiło o komentarz zarówno firmę jak i celników, ale jak na razie cisza. Nie wiadomo, czy „Beltamozservice” wie o pochodzeniu jabłek, ale oczywistym jest fakt, że zakupowali zagraniczne towary z mołdawskimi certyfikatami.
W rozmowie z mołdawskimi dziennikarzami Litwin imieniem Modest powiedział, że współpracuje wyłącznie z „Beltamozservice” . W rubryce „odbiorca” wpisuje on białoruską firmę państwową.
– Mam związek tylko z „Beltamozservice”. Ja z innymi nie pracuję, bo nie chcę problemów, – powiedział w rozmowie telefonicznej dziennikarzowi śledczemu, który przedstawił się jako oferujący certyfikat.
„Transpetrolbaltik” wydaje się być wiarygodny?
– Rosjanie polują teraz na nich.
– No tak, to prywatna firma, w odróżnieniu od „Beltamozservice”…..z nią w Rosji problemów nie ma żadnych.
O firmie „Transpetrolbaltik”, na którą „polują teraz Rosjanie” nie wiele wiadomo. W internetowej wyszukiwarce znaleziono informacje o zatrzymaniu w Rosji transportu należącego do tej firmy. Na przykład, 29 grudnia 2015 pod Smoleńskiem zniszczono 74 tony owoców i warzyw, które przybyły z Białorusi, na podstawie certyfikatów sfałszowanych w Macedonii i Turcji. Eksporterem we wszystkich przypadkach jest „Transpetrolbaltik”.
Spółka nie posiada strony internetowej, a na numer telefonu znaleziony w sieci nikt nie odpowiada. Ponadto, nie było odpowiedzi na zapytanie mailowe.
Z kolei Aleksiej Aleksiejenko potwierdził, że wśród firm, które reeksporują towary ze sfałszowanymi certyfikatami, są opisywany „Beltamozhservice” i „Transpetrolbaltik”.
„Mamy na oku wiele firm, – mówi Aleksiejenko. – Nie tylko firmy „krzaki”, ale i duże przedsiębiorstwa. Ale tu sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana przez fakt, że fałszowane są nawet dokumenty białoruskie”.
Jabłkowy boom na Białorusi
Z analizy tego procederu wynika, że najbardziej na rosyjskim embargu zarobili litewscy pośrednicy i mołdawscy inspektorzy fitosanitarni. Modest tym czasem twierdzi, że pod mołdawskimi naklejkami na Białoruś szły transporty z Polski, Grecji, Hiszpanii i Holandii. Po tym jak szajka nieuczciwych modawskich urzędników została rozbita, na Litwie zgromadzono 150-200 naczep z owocami, które oczekiwały na eksport na Białoruś.
A gospodarka Mołdowy wręcz przeciwnie, ponosi straty. Po pierwsze, w kraju tym pozostaje dziś nadal 40 tysięcy ton jabłek, które trudno wywieźć z kraju, ponieważ pod pozorem mołdawskich nadal eksportuje się jabłka z Polski. Po drugie, ceny zakupu na mołdawskie owoce spadły o 30-40 proc.
A Białoruś nie po raz pierwszy została oskarżona o reeksport. Na przykład latach 2011-2013 udział importowanych jabłek z Polski na Białoruś wynosił około 90 procent. W 2014 roku udział Polski spadł do 70 proc., a w 2015 roku – do 30. Dzieje się tak pomimo faktu, że oficjalnie w 2015 roku polscy rolnicy o 98 proc. zwiększyli eksport na Białoruś.
Jednocześnie, wielokrotnie zwiększył się import na Białoruś jabłek z Mołdawii, Republiki Południowej Afryki, Macedonii, Brazylii i Maroko – wynika z danych Narodowego Komitetu Statystycznego. Co spowodowało taki boom na jabłka? Według Aleksieja Aleksiejenko, coraz częściej towary reeksportowane ze sfałszowanych dokumentów wwożone są do Rosji nie skądinąd jak z Białorusi.
Kresy24.pl/svaboda.org
4 komentarzy
miki
2 marca 2016 o 17:34A mnie to cieszy niezmiernie ,że kacapskie służby wszelkiej maści mają teraz nieco mniej czasu na szpiegowanie i wtrącanie się w nasze sprawy bo muszą się skupić na poszukiwania ……………….kontrabandy z jabłkami hahahhhhaaaaaaaaaa. Skala przemytu jest tak naprawdę porażająca ,a to co nakryją to jedynie czubek góry lodowej. Wpływ na to ma również korupcja na ogromną skalę w państwach regionu. Polskie jabłuszka mają zmieniane metryki, są przepakowywane do innych skrzynek aby wygladały na inne niż polskie, transporty idą i iść będą dopóki kacapy chca jabłka jeść i mają jeszcze czym za nie płacić 🙂 Różnica jest taka ,że kacapski konsument musi jeszcze robić zrzutkę na przemytników i służby innych państw czyli płaci dwa razy drożej.
black flag
2 marca 2016 o 18:30hush nie mowic nic bo kacapy sie dowiedza ? ,,,, i nikt nie zarobi , czemu ta gazeta nie siedzi cicho tylko pisze takie rzeczy ,,,cicho , dac ludziom zarobic ,,,,hush, hush
jubus
2 marca 2016 o 18:39Niedługo, Białoruś będzie czołowym producentem i eksporterem bananów, batatów i orzechów kokosowych.
Może jeszcze certyfikaty z Indii by kupowali?
28 maja 2016 o 10:36Ale to jest świetne! Rosjanie walczą z problemami, które sami stworzyli-jak to w socjalistycznym systemie i jeszcze płacą innym aby móc być oszukiwanym 😛