Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) aresztował współwłaściciela holdingu „Trajpł” Władimira Japrincewa, jednego z najbardziej wpływowych białoruskich oligarchów, przyjaciela największego sponsora Łukaszenki.
Jak podaje „Biełaruskij partyzan” Władimir Japrincew jest partnerem biznesowym i przyjacielem Jurija Czyża, związanego z prezydentem Aleksandrem Łukaszenką przedsięborcy, który zapewnia stałe wsparcie finansowe dyktatorowi.
Białoruskie media podają, że Japrincew został aresztowany zaraz po powrocie z Moskwy. W operacji jego zatrzymania brały udział służby specjalne.
Aresztowany został również syn Władimira Japrincewa – Kazbek, współwłaściciela firmy – IT „Jamix-Group”. Kazbek pracował również jako menadżer w holdingu „Traip”.
Biznesmen Japrincew jest trzykrotnym mistrzem świata w Sambo (powstała w 1. połowie XX wieku rosyjska sztuka walki łącząca techniki judo z regionalnymi odmianami zapasów z terenu dawnego ZSRR), trzykrotnym mistrzem Europy, zdobywcą Pucharu świata, a także doktorem nauk filozoficznych.
Organy bezpieczeństwa nie ujawniają żadnych szczegółów ani powodów zatrzymania biznesmena.
Jak pisze Aleksandr Fieduta na portalu naviny.by, partnerzy Jurija Czyża oraz osoby zajmujące eksponowane, menadżerskie funkcje w jego holdingu, to nie są przeciętne persony. Bliska znajomość właściciela „Trajpl” z prezydentem wymusza na nim ostrożność przy wyborze współpracowników. Dlatego trudno raczej wątpić w lojalność Japrincewa wobec obecnej władzy białoruskiej.
A więc o co chodzi?
Fieduta przypomina, że w październiku 2013 roku, aresztowany był inny, również związany z Czyżem (zwanym „portmonetką Łukaszenki”- red.) biznesmen – Dmitrij Oleksin. Jego zatrzymanie było dla wszystkich zaskoczeniem i choć formalnie sam Jurij Czyż nie ucierpiał na tym, to okazało się, że nawet osobista znajomość z Aleksandrem Łukaszenką nie gwarantuje bezpieczeństwa.
Chodzi o zbliżające się wybory – spekuluje Fiduta.
Nikt z prezydenckiego otoczenia nie ma wątpliwości, czyje nazwisko odczyta Lidia Jermoszyna (szefowa CKW-red.) rankiem 12 października, ogłaszając wyniki wyborów prezydenckich na Białorusi. Ale wybory wytwarzają sytuację niepewności, chwiejności, pojawia się zamieszanie, a tym samym pojawiają się możliwość załatwienia własnych interesów.
Otoczenie Aleksandra Łukaszenki jest ciągle jednym z najbardziej zamkniętych w przestrzeni poradzieckiej. W prasie, w społeczeństwie obywatelskim jest zbyt mało informacji, które pozwoliłyby przynajmniej wyobrazić sobie, jak wygląda cała ta walka buldogów pod dywanem prezydenckich. Od czasu do czasu wylewa się fala brudów -słyszy się o walce przywódców administracyjno-politycznych klanów czy reprezentujących rozmaite służby wysokich oficerów, ale szybko temat znika jak kamfora, pozostają domysły i pytania bez odpowiedzi: czy aby informacja była prawdziwa?
Tym co wiadomo dziś na pewno, jest fakt, że władza na Białorusi jest jedynym miejscem, gdzie można zbić kapitał. Duży kapitał. Dotyczy to wszystkich – biznesmenów i urzędników.
Oczywiście, nie istnieje realna szansa, aby wszystkich tych, którzy czerpią z władzy profity wymienić z nazwiska.
– Wiadomo również, że profity z władzy czerpie się w zależności od tego, na jakim poziomie piramidy władzy się znajdziesz. Do administracji prezydenckiej dostęp mają jedni, do ministerstw i agend rządowych inni, na trochę niższym poziomie są ci, których nazwiska znane są dobrze redaktorom szczątkowych niezależnych mediów w miasteczkach powiatowych i większych – obwodowych, ale o nich wolę milczeć – pisze Fieduta.
– W pewnym momencie, gdy patron polityczno- administracyjny zaczyna słabnąć, na nadwornego biznesmena rzucają się jak wygłodniałe hieny stada tych, którzy też chcieliby się pożywić przy jego stole. Ten, którego uważano za szczęśliwego myśliwego staje się łatwym łupem dla konkurentów.
– Wydaje mi się, że aresztowanie Władimira Japrincewa to probierz dla jednej z grup skupionych wokół władzy (być może politycznych, a może po raz kolejny zaczęły swoje gry siły bezpieczeństwa Łukaszenki). Czy Jurijowi Czyżowi uda się tym razem ochronić swojego partnera, czy też nie?
Japrincewa zna osobiście prezydent. Alaksander Łukaszenka przez wiele lat był szefem Narodowego Komitetu Olimpijskiego Białorusi, oczywiście ma świadomość, że Władimir Japrincew stał na czele białoruskiej Federacji Sambo i Judo. Już samo bycie na tym „publicznym” stanowisku oznacza przynależność do klanu nietykalnych.
A jeśli tykalnych to tylko za zgodą prezydenta. A więc w tym wypadku zgoda raczej była?
W tym przypadku interesujące jest nie to, czy wiedział o zgodzie prezydenta Jurij Czyż, czy został postawiony przed faktem. Interesujące jest to, czy wiedząc o możliwym areszcie, próbował wstawić się za kompanem i rzekomym przyjacielem – czy próbował go uwolnić, – czy nie. Ten drugi wariant może oznaczać, że inicjatywa aresztowania Japrincewa wyszła od człowieka, któremu Aleksander Łukaszenka ufa bardziej niż sobie, a Czyż zdaje sobie z tego doskonale sprawę…
Ponadto, jakie musiały zaistnieć powody, jakich argumentów użyto, żeby w przeddzień wyborów, kiedy wymagana jest absolutna konsolidacja elity rządzącej, Łukaszenka zgodził się na areszt tak znanej postaci białoruskiego biznesu?
Nielojalność? Bzdura.
Odmowa udziału w finansowaniu kampanii? Bzdura.
Zatajenie kapitału, którym powinien był się z kimś wpływowym podzielić Japrincew? Nie rozśmieszajcie klawiatury mojego komputera.
A więc co?
Nie sądzę, żebyśmy tak szybko uzyskali odpowiedź na to pytanie. Jednak coś tam można spróbować odtworzyć.
Wielkiemu biznesowi na Białorusi potrzebne są te wybory, przy czym wybory bez skandali, aresztowań politycznych, przewrotów. Biznes potrzebuje maksymalnego uznania prawomocności władzy Łukaszenki przez Zachód: zdjęte zostaną sankcje z Białorusi, z Łukaszenki i sankcje z jego oligarchów.
Wytworzy się sytuacja dogodna, w której ograniczenia polityczne przestaną przeszkadzać zagranicznym inwestorom. A na Białorusi sytuacja jest taka, że duży inwestor po prostu nie może włożyć swoich pieniędzy w duże projekty na Białorusi, jeśli nie ma lokalnego partnera, któremu ufa głowa państwa.
Takich partnerów można policzyć na palcach. Białoruscy oligarchowie to wąski krąg. I nie próbują oni raczej podbierać sobie biznesów nawzajem: najpierw musieliby uzyskać pozwolenie „pierwszego”. A on jest bardzo ostrożny, śledzi uważnie, żeby żaden z karmionych przez władzę rekinów biznesu nie wyrósł bardziej niż trzeba.
A więc nie chodzi raczej o redystrybucję tego, co już posiada firma „Trajpl”, ale o możliwość pozyskania w najbliższej przyszłości wielkich inwestycji pod projekt. Ponieważ żaden z poważnych inwestorów zainteresowanych Białorusią, nie będzie chciał wiązać się firmą, do właściciela której istnieją zastrzeżenia na samej górze.
Należy przypomnieć, że białoruscy oligarchowie tak samo jak oligarchowie w Niemczech lat 1933-1945, nie byli oligarchami w pełnym tego słowa znaczeniu. Byli tylko chomikami, którym pozwala się napełnić woreczki policzkowe ziarnem. A kiedy władzy potrzebne będą orzeszki, chomika podniosą za tylne łapki i zmuszą oddać wszystko, co zbierał przez ten czas – jak mu się wydawało- dla siebie.
Będzie miał szczęście, jeśli zostanie przy życiu, na wolności…
Kresy24.pl/belaruspartisan.org/naviny.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!