W zatrważającym tempie rośnie liczba osób, które z powodu kryzysu gospodarczego tracą źródło utrzymania. Jeszcze bardziej ponuro wygląda ich sytuacja w kontekście obowiązującego od kilku tygodni dekretu „o pasożytnictwie”.
Dlaczego białoruskie państwo nie chroni swoich obywateli, dlaczego zamiast roztoczyć opiekę socjalną nad tymi, którzy z przyczyn od siebie niezależnych stracili pracę, dlaczego dekret ”o pasożytnictwie” wszedł w życie właśnie w momencie szalejącej fali zwolnień z zakładów pracy i wzrostu bezrobocia? dlaczego państwo dodatkowo ich karze?
Według oficjalnych statystyk, na Białorusi rośnie liczba zwolnionych: w marcu pracę straciło prawie 67 tys osób. Dla prównania, w lutym zwolnionych zostało 53,2 tysięcy Białorusinów, pisze gazeta Jeżedniewnik.
Prognoza Ministerstwa Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, dotycząca przełamania trendu wzrostowego bezrobocia z chwilą pojawienia się zapotrzebowania na pracowników sezonowych, nie sprawdziła się.
Przedsiębiorstwa rolne rzeczywiście zwiększyły zatrudnienie w swoich kombinatach, jednak nie są w stanie pokryć zwolnień z zakładów przemysłowych.
Niektóre zakłady pracy, nie zdecydowały się na zwalnianie ludzi, po prostu nie wypłacają im pensji. Na chwilę obecną dłużnikami płac pracowniczych jest 518 białoruskich przedsiębiorstw, gdy jeszcze w lutym było ich 277. Według danych na 1 kwietnia br., 90 tys. robotników nie dczekało się pieniędzy za świadczona pracę.
Ponadto, o trzy i pół raza w porównaniu z rokiem ubiegłum wzrosła liczba osób zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin.
Równolegle z raportem Białoruskiego Urzędu Statystycznego „BiełStatu”, ukazała się analiza Banku Światowego na temat transformacji białoruskiego rynku pracy.
Według BŚ, białoruskie przedsiębiorstwa państwowe powinny zwolnić część personelu, by przetrwać spadek produkcji i załamanie rynków. BŚ tłumaczy takie rozwiązanie wzrostem kosztów utrzymania miejsc pracy, jeszcze bardziej wyraźnyn podczas ciężkiej ekonomicznej sytuacji.
– Około dwie trzecie pracowników na Białorusi zatrudnionych jest w sektorze przedsiębiorstw państwowych. Wyniki analizy ekonometrycznej przeprowadzonej na podstawie danych na poziomie przedsiębiorstw wskazują, że nadwyżka osób zatrudnionych w przedsiębiorstwach państwowych wynosi średnio około 10 proc. – uważają eksperci Banku Światowego.
Ale jest też druga strona medalu. Według szacunków Banku Światowego, jeśli wyeliminować wszystkich „zbędnych” pracowników, poziom oficjalnego bezrobocia na Białorusi może wzrosnąć o co najmniej 4 proc.
Co powinno zrobić państwo? Pozwolić podupadającym zakładom na zwolnienia części personelu czy nadal subsydiować niepotrzebne gospodarce państwowej miejsca pracy?
Bank Światowy sugeruje, że państwo nie powinno przerzucać swojej socjalnej funkcji na przedsiębiorstwa, ale wziąć na siebie ciężar wsparcia tej części społeczeństwa, która jest bezrobotna; pomoc finansowa, pomoc w poszukiwaniu pracy, przekwalifikowania, podwyższanie motywacji pracy, programy wspierające przedsiębiorczość.
Zamiast pomocy – grzywny
Jednak w rzeczywistości, zamiast wspierania zwolnionych z pracy obywateli, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji ekonomicznej, państwo białoruskie będzie ich karać, i to dosłownie. Dekret „o pasożytach” (O zapobieganiu uzależnienia społeczeństwa od państwa) zaczął obowiązywać właśnie w kryzysowym 2015 roku.
Jeśli zwolniomy pracownik nie znajdzie nowego miejsca pracy i pozostanie „pasożytem” przez 6 miesięcy, to w 2016 roku zostanie z niego ściągnięte 20 jednostek bazowych, czyli na dzień dzisiejszy jest to równowartość ok. 240 dolarów.
Taka ochrona społeczeństwa cierpiącego na skutek kryzysu ekonomicznego wygląda – przyznacie – dość dziwnie, szczególnie dla państwa, które w Konstytucji określa się jako państwo „socjalne”.
Na paradoks ten zwrócił uwagę ekonomista Siergiej Czałyj podczas programu „Ekonomia na palcach”.
Ekspert zwraca uwagę, że zamysł wprowadzenia dekretu wymierzonego w „pasożytów społecznych” powstawał w głowach władzy w zupełnie innych realiach ekonomicznych.
Aleksander Łukaszenka polecił rządowi jego opracowanie w październiku 2014 r. Jeszcze parę miesięcy temu, nie było chętnych do pracy. Liczba wakatów przewyższała liczbę oficjalnie bezrobotnych.
Ten problem, według Siergieja Czałego, zaczął niepokoić prezydenta już wcześniej – w najgorętszym okresie skandalu, jaki wybuchł w przedsiębiorstwach obróbki drewna. W ciężkim dla modernizacji przedsiębiorstwa czasie, pracownicy zaczęli się stamtąd masowo zwalniać z powodu niskich płac. Baćka musiał wówczas podjąć decyzję – jak utrzymać pracowników na miejscach pracy (przyjęty później dekret №9), a także – jak przyciągnąć do pracy nowych ludzi.
Z biegiem czasu, ideologiczne treści walki z pasożytnictwem uległy istotnym przeobrażeniom. Do momentu wyjścia dokumentu, problem, który miał zostać rozwiązany – zniknął, ale w miejsce starego problemu pojawił się nowy.
Kresy24.pl/ej.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!