Data 29 listopada kojarzy się każdemu świadomemu Polakowi wyłącznie z jedną rocznicą – wybuchem powstania listopadowego w 1830 r. Tymczasem 29 listopada 1961 r., dokładnie 61 lat temu, w Grodnie rozegrały się wydarzenia, które wpisały się w pamięć miejscowych katolików – oddelegowana z ówczesnego Leningradu grupa saperów wysadziła w powietrze kościół NMP, zwany także Farą Witoldową – pisze Piotr Hlebowicz dla „Kuriera Wileńskiego”.
Zaraz po wojnie kościół ten został przez władzę sowiecką odebrany miejscowym katolikom i przeznaczony na miejski magazyn. W marcu 1961 r. władze miasta i komitet partyjny podjęły decyzję o pozbyciu się zabytku z centralnego placu Grodna. Opracowano plan kontrolowanego wysadzenia świątyni za pomocą podłożonych ładunków wybuchowych. Do tego celu ściągnięto specjalistów z Leningradu.
W Grodnie byłem wiele razy – mam tam krewnych i znajomych. Do 1946 r. w okolicach Grodna mój dziadek, Franciszek Hlebowicz, posiadał dwór i majątek rolny. To właśnie od krewnych dowiedziałem się, iż na pl. Sowieckim w centrum miasta stał kiedyś kościół, popularnie nazywany farą Witoldową. Opowiadali, że pewnego listopadowego dnia w 1961 r. kościół został otoczony drewnianym płotem, pojawiła się milicja i nikogo nie dopuszczano w pobliże budowli.
W dzień przeprowadzenia detonacji z najbliższych ulic ewakuowano wszystkich mieszkańców. Na najbliższych ulicach postawiono kilka wozów pancernych. Wierzący płakali. Po podłożeniu ładunków wybuchowych i przygotowaniach dano znak, zakręcono maszynką z magnetem i rozległa się seria równomiernych detonacji, po czym świątynia „zapadła się sama w sobie”. Historia mająca prawie 600 lat zamieniła się w gruzy.
Więcej na ten napisano na łamach „Kuriera Wileńskiego”.
Fot. „Magazyn Polski”.
1 komentarz
krogulec
30 listopada 2021 o 08:45Barbarzyńcy ciągle stoją na granicy.