(Relacja p. Gertrudy Grygorcewicz ur. w Nalibokach w 1923 r.)
W dniu 6 sierpnia 1943 r., we wczesnych godzinach rannych ( ok. godz. 3.00 – 5.00), zmotoryzowany pododdział niemiecki przeprowadził pacyfikację miasteczka Naliboki powiat Stołpce woj. Nowogródek.
Relacja p. Gertrudy Grygorcewicz z dnia 9 listopada 2008 r.: „ Niemiec kazał nam opuścić dom (była mama, ja i brat Boguś). Tatuś nocował na Ostrowiu u krewnych. Zanim nas załadowano na ciężarówkę, Mama wymknęła się po Tatę, aby mógł jechać z nami, mieliśmy godzinę czasu. Obstawa niemiecka widząc mamę na polu koło kościoła, oddała do niej serię z karabinu maszynowego. Mama (ur. 1894 r.) została ranna, dobrze, że w pobliżu mieszkał dr Chwal, który udzielił jej doraźnej pomocy medycznej. Nie wiem kto i jak przywiózł Mamę do samochodu, gdzie nas ładowano. Wkrótce zjawił się Tatuś.
Okazało się, że jedna noga Mamy, od kostki aż do kolana była prawie bez mięśni, na drugiej natomiast był ubytek na samej stopie.
Po załadowaniu na szczelnie zaplandekowany samochód wyruszyliśmy w nieznaną drogę. Ludzie nawet nie rozmawiali, a tylko się modlili, płakali i jakby zastygli przed niewiadomym.
W pewnym momencie „nasz” samochód wpadł do rzeki Suły i uderzył bokiem w pale spalonego przez partyzantów mostu.
Nie pamiętam nic, tylko głos brata Bogusia, który mówił, że zawiozą nas do szpitala. Brat polewał mnie wodą z wiadra. Znaleźliśmy się w szpitalu w Stołpcach, gdzie dosyć długo przebywaliśmy, a potem znowu tułaczka.
Niemcy po spaleniu mostu ustawili znaki, ale Niemiec, kierowca „naszego” samochodu był pijany i w kabinie podobno miał baki z bimbrem.
Podczas katastrofy część ludzi zginęła, albo zmarła później. (zginął kolega szkolny Marii Chilickiej, Łukasiewicz z Naliboków).
Podczas niemieckiej pacyfikacji Naliboków, Niemcy zastrzelili p. Juncewicza „Bukraba”, ale takich wypadków podobno było więcej. W kilku domach mieszkańcy położyli się do łóżek, twierdząc naiwnie, że są chorzy. Efekt był taki, że kilkoma wystrzałami Niemcy pozostawili ich tam na zawsze, a potem spłonęli z całymi Nalibokami.
Z braćmi Bogusiem i Luckiem spotkaliśmy się gdy wyruszyliśmy na Warszawę ( koniec czerwca 1944 r.). Pożegnałam się z nimi na zawsze w lesie k. Wołkowyska, podczas marszu z nalibockimi partyzantami na Warszawę.
Obaj moi bracia zginęli w walce z Niemcami – Boguś w Powstaniu Warszawskim, a Lucek w Górach Świętokrzyskich”.
Relacja spisana w dniu 9 listopada 2008 r.
Stanisław Karlik
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!