Graffiti to plaga wielu miast, nie tylko w Polsce. Nieestetyczne bazgroły, często zawierające wulgaryzmy i obscenę… Współcześni Wilnianie doskonale wiedzą, o czym mowa. Na przywrócenie tamtejszym murom ich dawnego blasku stołeczny samorząd wyda odpowiednik 560 tys. złotych.
Całość odnowionej przestrzeni wynosi 22 tys. metrów kwadratowych. Gdyby ustawić malowidła jedno koło drugiego, długość stworzonego w ten sposób szpaleru równałaby się dwóm średniej wielkości ulicom grodu Giedymina.
Niebawem do boku ruszą specjalne ekipy uzbrojone w wałki i pędzle. Jednak nie wszystko da się odmalować! Co zrobić np. z kamiennymi podmurówkami albo kutymi bramami, które trzeba by demontować?
Samorząd jeszcze tego nie wie – albo udaje, że nie wie. Tak, czy owak, ma zostać rozpisany konkurs na najlepszy pomysł walki z graffiti „trudno usuwalnymi”.
Co ciekawe, w walce z graficiarzami nie pomagają kary. W Wilnie za tego typu akt wandalizmu – nazywajmy rzeczy po imieniu – można dostać mandat między 140 a 600 euro, a nawet trafić za kratki. Adrenalina okazuje się silniejsza.
Jerzy Wołowski
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!