Według badań socjologicznych think-tanku GLOBSEC spośród wszystkich narodów w Europie Środkowej najbardziej antyamerykańsko nastawieni są Węgrzy i jednym z najbardziej prorosyjsko nastawionych narodów.
Na pytanie, kto jest głównym partnerem strategicznym dla twojego kraju, 58 proc. Węgrów odpowiedziało, że Niemcy; 35 proc. – że Rosja; a 13 proc. – że USA. W Bułgaria Rosję za partnera strategicznego uznało USA 21 proc. respondentów, na Slowacji – 29 proc.
Za partnera strategicznego uważa Rosję 37 proc. Słowaków i 30 proc. Bułgarów.
Dla porównania, za stategicznego partnera Polski 73 proc. uważa USA, a Rosję ledwie 2 proc.
„O ile dla Polaków mocarstwami zaborczymi są Rosja, Niemcy i Austria, o tyle dla Madziarów państwami, które dokonały rozbioru ich kraju, są Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Włochy. To właśnie przywódcy tych krajów zdecydowali podczas konferencji wersalskiej o radykalnym okrojeniu terytorium Węgier, czego rezultatem stał się traktat pokojowy w Trianon, podpisany w czerwcu 1920 roku. Główną rolę w tych wydarzeniach odegrała delegacja amerykańska. O ile dla Polaków prezydent USA Woodrow Wilson jest bohaterem, którego słynna deklaracja stała się jednym z czynników umożliwiających odzyskanie przez Rzeczpospolitą niepodległości, o tyle dla Madziarów jest on grabarzem Korony św. Stefana. Dlatego w Warszawie możliwy jest Plac Wilsona, co w Budapeszcie jest wykluczone” – tłumaczy w komentarzu publicysta portalu WPolityce.pl, specjalizujący się także w sprawach węgierskich, Grzegorz Górny.
„Druga „zdrada Amerykanów”, jak mówią Węgrzy, miała miejsce w lutym 1945 roku podczas konferencji w Jałcie, gdzie ówczesny prezydent USA Franklin Delano Roosevelt uległ Stalinowi i zgodził się przekazać Europę Środkową do sowieckiej strefy wpływów”.
Przy okazji Górny wskazuje, że dopiero wtedy po raz pierwszy w swojej historii Węgrzy znaleźli się pod kontrolą Moskwy.
„Po raz trzeci Węgrzy poczuli się zdradzeni przez Amerykanów podczas antykomunistycznego powstania w 1956 roku. Radio Wolna Europa zachęcało wówczas powstańców do boju, obiecując im zbrojną pomoc z Zachodu. Apele takie nadawane były także po 4 listopada, gdy na Węgry wkroczyła już armia sowiecka, a w rozgłośni musiano zdawać sobie sprawę, że żadnej interwencji militarnej państw zachodnich nie będzie. Mimo to w eterze wezwania do walki nadal trwały, a powstańcy wykrwawiali się, licząc na zapowiadaną pomoc, która nigdy nie nadeszła. To wydarzenie spowodowało radykalny spadek zaufania do USA wśród antykomunistycznie nastawionej części społeczeństwa. Dziś odwołanie do tamtej historii pojawia się kontekście konfliktu zbrojnego na Ukrainie. Często można bowiem usłyszeć od Węgrów, że Amerykanie chcą ich wciągnąć do wojny, a potem zostawią samych sobie, tak jak w 1956 roku” – pisze publicysta.
Jego zdaniem również, z powodu okupacji przez Rosję „tylko” od 1944 do 1989 roku, Węgry nie obwiniają za swoje cierpienia bardziej komunizm niż Rosję jako taką.
Oprac. MaH, WPolityce.pl
1 komentarz
Krzysztof
1 lipca 2022 o 17:17nie podoba się w NATO to paszoł won