Zebrał swoich urzędników i dał im popalić.
Dyktator poważnie zaniepokoił się kolejnymi wpadkami na granicy przemycanych z Białorusi do Polski papierosów, z których zyski trafiają bezpośrednio do jego prywatnej kieszeni. Zwołał więc 5 lipca naradę poświęconą „produkcji i eksportowi” wyrobów tytoniowych, na którą oprócz wicepremiera ds. rolnictwa Jurija Szulejko, wezwał grodzieńskiego gubernatora Władimira Karanika.
Przechwytywanie tej kontrabandy przez polskie służby uczestnicy narady eufemistycznie określili jako „dynamicznie zmieniające się warunki rynkowe”. Analizowali, jak skuteczniej przemycać przez Polskę papierosy na rynek Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii, unikając jednocześnie sankcji.
Eksperci szacują, że przemyt papierosów przynosi Łukaszence i jego rodzinie kilkadziesiąt milionów dolarów rocznie. Częścią tych pieniędzy „działkuje się” z kierownictwem KGB i innych resortów siłowych, bez których pomocy kontrabanda nie była możliwa.
Tymczasem jak na złość, dokładnie w dniu tej narady polscy celnicy przechwycili na przejściu w Siemianówce kolejną partię nielegalnych papierosów z Białorusi. Tym razem ukryto je w 4-ch kolejowych cysternach z żywicą. Ładunek może nie rekordowy – 5.400 paczek, ale zawsze to jakieś uszczuplenie złodziejskiej kasy białoruskiego dyktatora.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!