
Collage: media społecznościowe
Coś ty narobił, wąsaty idioto?
Białoruś padła ofiarą najmniej prawdopodobnej w tym kraju klęski: w państwie będącym zawsze światowym potentatem ziemniaków… właśnie ich zabrakło!
Na wszystkich białoruskich forach od dwóch tygodni dominuje w zasadzie tylko jeden temat: totalny brak kartofli w sklepach i na bazarach. Gdzieś je widziano, ale ludzie natychmiast rozkupili, gdzieś indziej ponoć są, ale po 3 dolary za kilogram, droższe niż arbuzy z Iranu, gdzieś w stołówce ludzie pobili się o purée. Urzędnicy mętnie coś tłumaczą, ale nikt ich już nie słucha.
Prawda okazała się brutalna: wszystkie ziemniaki na rynku hurtem wykupili Rosjanie, wykorzystując aż 60-procentową różnicę cen między obydwoma krajami i bezczelnie wywieźli je do siebie, gdyż w Rosji w tym roku również panuje dotkliwy ziemniaczany głód. A białoruskie władze biernie się temu przez dwa miesiące przyglądały.
“Jak to tak, żeby najbliższy sojusznik zżarł nam wszystkie kartofle?” – piszą oburzeni autorzy wpisów na niezależnych kanałach. “Ten wąsaty bulba-führer wszystko ruskim odda, żeby tylko zachować tron. I naród i duszę i własną matkę i nawet kartofle!” – wtórują im inni.
Aby rozwiązać ten problem Łukaszenka powołał specjalną rządową komisję pod wodzą samego premiera Aleksandra Turczyna, wicepremiera Jurija Szulejko i szefa Komitetu Kontroli Państwowej Wasilija Gierasimowa. A to, po wnikliwym zbadaniu sprawy stwierdziła, że… faktycznie kartofli brak. A w magazynach zostało mniej niż 4 tys. ton, co nie starczy nawet do czerwca.
Tymczasem podziemna organizacja oficerów Belpol wykradła i opublikowała na portalu Zerkalo dwa tajne pisma w sprawie kartofli, które skierowali do Łukaszenki wspomniani urzędnicy. Wynika z nich, że na rynku zaczyna brakować także kapusty i cebuli, które również pojechały na wschód, w ślad za ziemniakiem.
Winne temu są – jak to określają łukaszenkowscy czynownicy – “handel międzynarodowy i znaczne różnice cenowe”. Ponieważ w Rosji ziemniaki nadal są znacznie droższe, niż na Białorusi, białoruskie kołchozy, sowchozy i farmerzy pchają wszystko, co wyprodukują na wschód i żadne zakazy i nakazy ich nie powstrzymują.
“Przecież sam prezydent kazał nam maksymalnie zwiększyć eksport do Rosji” – tłumaczą ich dyrektorzy. W końcu głos zabrał sam Łukaszenka, który nie wykluczył, że wprowadzi jednak zakaz sprzedaży ziemniaków za granicę, a premier zapowiedział znaczne podwyżki krajowych cen, aby ustabilizować rynek.
“Ziemniaki już od dawna słabo u nas rosną. Ale za to liczebność aparatu urzędasów rośnie świetnie. Doskonale rosną też ceny i korupcja. A pamiętasz, Sasza (Łukaszenka), jak na początku twoich rządów 30 lat temu i ziemniaki u nas były. I ceny były niskie. I granice w miarę otwarte. I wrogów dookoła nie mieliśmy. Coś ty nawyrabiał, wąsaty pasożycie?” – pisze jeden z internautów.
Zobacz także: Syreny wyją w całym kraju! Co się dzieje przy granicy z Rosją?
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!