Na nic zdała się znaczna liczebna przewaga policji.
Pijany „turysta” z Białorusi dostał ataku szału w jednym z hoteli w Phuket w Tajlandii i nie było go w stanie poskromić wspólnymi siłami nawet sześciu policjantów i ochroniarzy. Na nic zdały się próby podcięcia mu nóg, ani rzucanie się na niego od tyłu i duszenie – ryczał jak zwierz na cały hotel i zrzucał z siebie funkcjonariuszy jak gruszki, a niektórych zmusił nawet do ucieczki.
Ubrany wyłącznie w slipy pijany szaleniec, którego zidentyfikowano potem jako 39-letniego Siergieja Asyczuka, obywatela Białorusi, dokonywał tych wyczynów na oczach własnej żony i dwójki synów, którym należy współczuć takiego „tatusia”.
W końcu – jak podaje Bangkok Post – udało się go jakoś zatrzymać i trafił do aresztu. Za zakłócenie porządku publicznego grozi mu co najmniej 5 tys. dolarów grzywny, ale za opór wobec policji – dwa lata więzienia, a jeśli funkcjonariusze odnieśli jakiś uszczerbek na zdrowiu to – teoretycznie – nawet dożywocie. Żona z dziećmi wrócili do kraju.
„Od razu widać, że to jakiś OMON-owiec Łukaszenki na urlopie. Zwykłych Białorusinów nie stać na wczasy w luksusowym hotelu w Tajlandii. Tacy jak on tłukli nas w 2020 roku” – to najczęstsze komentarze na białoruskich portalach niezależnych.
Niedawno podobnego „wyczynu” próbował dokonać rosyjski turysta na Bali, tyle że z użyciem noża. Zobacz: Kosa w dłoń i robimy „ruski mir”! Rosyjski turysta na Bali (WIDEO).
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!