
Kornel Makuszyński (1884-1953)
Fot. Wikipedia – domena publiczna
72 lata temu zmarł Kornel Makuszyński. Urodzony w Samborze, był związany ze Lwowem, z Kijowem, Warszawą i Zakopanem. Ale zawsze pozostał wierny Kresom. Spoczął na zabytkowym cmentarzu na Pęksowym Brzyzku. W stolicy Tatr znajduje się też poświęcone mu muzeum. Z opiekunką wystawy o pisarzu i przewodniczką Anną Kulą rozmawia Andrzej Klimczak.
Andrzej Klimczak: – Od jak dawna jest pani związana z willą Opolanka w Zakopanem, w której kiedyś mieszkał Kornel Makuszyński i w której dziś mieści się poświęcone mu muzeum?
Anna Kula: – Moja przygoda z muzeum trwa od roku 1998. Przyszłam do muzeum zaraz po święcie Trzech Króli. Wcześniej zupełnie nie interesował mnie Makuszyński i jego twórczość. Moja obecność tutaj to był zupełny przypadek.
Od zawsze uwielbiałam czytać książki, ale spotkanie z twórczością Makuszyńskiego było dla mnie czymś dziwnym. Przygody Małpki Fiki Miki jako dziecko zaczęłam czytać od fragmentu, gdy wąż zjadł małpę… i to był koniec! Ta scena wydawała się mi tak brutalna, że więcej już nie przeczytałam ani linijki tej książki. Z kolei w przygodach Koziołka Matołka dziwiło mnie to, że gdy wpadał w tarapaty i wszyscy pomagali mu wyjść z kłopotów, on natychmiast pakował się w kolejne. To było dla mnie niezrozumiałe.
Dużo, dużo później trafiłam na niekompletny, bardzo zniszczony egzemplarz książki „Bezgrzeszne lata”. Ciekawiły mnie opisane tam przygody uczniów, zamieszczone wierszyki, a przede wszystkim – z przyczyn praktycznych – zainteresowała mnie ta część książki, w której autor opisywał problem podpowiadania na lekcjach. Ta niekompletna, pozbawiona części kartek lektura była chyba moją pierwszą, jeszcze nieświadomą do końca, fascynacją twórczością Makuszyńskiego. Następnie przyszły „Awantura o Basię” i „Szatan z siódmej klasy”, obie miały już wówczas swoje wersje filmowe. Później długo, długo nie było nic z wydań Makuszyńskiego, aż do momentu, gdy przyszłam do pracy do wili Opolanka, czyli zakopiańskiego Muzeum Makuszyńskiego. Wówczas pierwszą książką tego autora, którą przeczytałam, były wreszcie kompletne „Bezgrzeszne lata”.

Anna Kula, opiekunka ekspozycji poświęconej Makuszyńskiemu
– Gdyby zapytać Polaków, skąd pochodził Makuszyński, większość pewnie odpowiedziałaby, że z Zakopanego. A tak naprawdę był to typowy Kresowiak.
– No właśnie. Tym bardziej że wcześniej trudno było spotkać pełną biografię Makuszyńskiego. Notki biograficzne zawsze zawierały tylko informację, że mieszkał i zmarł w Zakopanem. Dopiero od niedawna mamy możliwość zapoznania się z życiem tego pisarza w biografii autorstwa Mariusza Urbanka.
Makuszyński urodził się w Stryju. „W bezgrzesznych latach” znajdziemy opisy tamtych miejsc i wydarzeń. Najpierw Stryj, potem rok w Przemyślu, Lwów. Po Lwowie Kijów, Warszawa i dopiero na końcu Zakopane. Bardzo ciekawa tułaczka, kiedy Makuszyński był zmuszony do zmiany miejsc zamieszkania z powodu i przyziemnych życiowych dziejów, i wielkich wydarzeń historycznych.
Makuszyński najczęściej opisywał swoje losy w kolejnych książkach, „ukrywając” się pod postaciami bohaterów opowiadań.
– Twórczość Makuszyńskiego nie tylko przysparzała mu wielbicieli, ale od dzieciństwa bywała czasem źródłem kłopotów.
– To prawda. Ze Stryja musiał się wynieść po tym, jak napisał pewien wiersz o miejscowym księdzu. A było to tak: przepadła lekcja matematyki, której Kornel nie lubił. A że właśnie trwała mroźna zima i niedaleko szkoły był zamarznięty staw, wszyscy chłopcy poszli się ślizgać na lodowej tafli. Zobaczył to ksiądz i zaniepokojony, że lód może się pod nimi załamać, przepędził uczniów do szkoły. Makuszyńskiemu wybitnie nie spodobała się reakcja księdza i na poczekaniu napisał wiersz: „Na próżno jędza w ubraniu księdza z lodu nas spędza! W pierwszej b klasie w zimowym czasie nikt mu nie da się!”.
Na nieszczęście dla Kornela wierszyk zyskał popularność i trafił do dyrekcji gimnazjum, która natychmiast podjęła decyzję o usunięciu ze szkoły „nieszczęsnego poety”.
Trudna sytuacja materialna rodziny, liczne rodzeństwo i fakt, że dzieci wychowywała samotnie wdowa Makuszyńska zadecydowały, że chłopak musiał przenieść się do dalszej rodziny do Przemyśla, gdzie podjął naukę w gimnazjum. Fantazja młodego Makuszyńskiego znowu doprowadziła do wyrzucenia go z tej szkoły. Tym razem poszło o pojedynek z przyjacielem o względy koleżanki. W pojedynku niegroźnie ranny został przeciwnik Kornela. Natura Makuszyńskiego wzięła górę. Był upartym młodym człowiekiem, który bardzo chciał się uczyć. Samotny, pozbawiony środków utrzymania trafił do Lwowa, gdzie wreszcie ukończył gimnazjum, a później uniwersytet.
Pisał już jako nastolatek. Tworzył wiersze miłosne dla kolegów walczących o względy panien.
Debiutował w prasie lwowskiej w wieku 16 lat. Pierwszy opublikowany wiersz opowiadał o przyjeździe Henryka Sienkiewicza do Lwowa. Zaniósł go osobiście do redakcji „Kuriera Lwowskiego”, w którym redaktorem naczelnym był wówczas Jan Kasprowicz. Codziennie śledził wydania gazety, znajdując strofy znanych mu twórców. Zaczął wątpić, czy jego utwór zostanie opublikowany. Pewnego dnia, idąc do szkoły, zobaczył w witrynie redakcji stronę „Kuriera” ze swoim wierszem. Opanowała go nieopisana radość, o której w przyszłości napisze w „Bezgrzesznych latach”. Za publikację dostał od gazety pieniądze – pierwsze za tekst.
– Poezja jest dziedziną twórczości Makuszyńskiego nadal nieznaną.
– To prawda. Nawet u nas, w muzeum, niewiele mówi się o wierszach Makuszyńskiego. Zwiedzający zainteresowani są jego pisarstwem dla dzieci i młodzieży. Z rzadka ktoś zapyta o teksty dla dorosłych.
– W lwowskiej kaplicy Orląt jest tablica z wierszem dedykowanym tym młodym bohaterom. Patriotyczne strofy w twórczości Makuszyńskiego są chyba najmniej znanymi?
– Niestety, muszę przyznać rację tej opinii. Są bardzo mało znane. Ale nie zawsze tak było. „Pieśń o ojczyźnie” z roku 1920 wznowiona w 1924 była utworem, za który otrzymał prestiżową nagrodę literacką. Podobnie było z piosenkami żołnierskimi, które czasem były krytykowane za to, że pojawiały się tam te same osoby, te same wydarzenia: żołnierz, dziewczyna, śmierć, tułaczka. To jednak ta część działalności Makuszyńskiego, która współcześnie pozostaje praktycznie nieznana.

Willa Opolanka w Zakopanem. Tu znajduje się Muzeum Kornela Makuszyńskiego
– Czy twórczość patriotyczna miała wpływ na losy Makuszyńskiego po II wojnie światowej? Nie krył przecież krytycznego stosunku do komunistycznych władz i Sowietów, którzy przyłączyli jego ukochany Lwów do Związku Sowieckiego.
– Makuszyński wyraźnie wyrażał swój żal na temat utraconych Kresów. Nie mógł się z tym pogodzić. Podobno od nowej, komunistycznej władzy dostał nawet propozycję napisania kolejnych książek, pod warunkiem że bohaterowie będą osadzeni w nowej, powojennej rzeczywistości. Makuszyński miał odpisać, że dziękuje za propozycję, ale nie może z niej skorzystać, bowiem nie zna tej rzeczywistości, on jest z Kresów i zna jedynie tamtą rzeczywistość. Tak więc po wojnie Makuszyński zaprzestał pisania książek. A szkoda.
– Przyszedł jednak moment, w którym przedwojenne książki Makuszyńskiego znalazły się na cenzurowanym w ludowej Polsce. Uniemożliwiano dodruk istniejących wydań.
– To jest historia z gatunku naszych wojenek polsko-polskich. Kornel Makuszyński w roku 1936 został powołany na honorowego członka Polskiej Akademii Literatury w miejsce Wincentego Rzymowskiego, który został zmuszony do złożenia rezygnacji w atmosferze skandalu, posądzony o plagiat. Makuszyński nie mógł odmówić. Tymczasem Rzymowski po wojnie został ministrem kultury i sztuki. W ramach rewanżu na pisarzu wycofał jego książki ze spisu lektur szkolnych.
Jestem przekonana, że gdyby Makuszyński podjął wtedy walkę o swoje książki, to najprawdopodobniej by wygrał. Nie zrobił tego, mając świadomość, że musiałby walczyć z niegodnym przeciwnikiem. Na taką decyzję wpłynął też fakt, że chorował już wtedy na cukrzycę, był zmęczony i tak naprawdę szukał zapomnienia w rozgrywkach brydżowych.
Makuszyński od dawna był zapalonym brydżystą. Jeszcze we Lwowie spotykał się z kolegami w kawiarni hotelu George, gdzie godzinami grali w karty. W Zakopanem taką funkcję pełniła kawiarnia „U Karpowicza”. W zakopiańskich felietonach wspominał, że czasem siedzieli w niej trzy dni i trzy noce.
– Zemsta ministra, brak nowych wydań książek i postępująca choroba powodowały, że portfel Makuszyńskiego najczęściej świecił pustkami. A po jego śmierci żona znalazła się wręcz w tragicznej sytuacji materialnej.
– Powojenna działalność pisarska Makuszyńskiego ograniczała się do sporadycznych felietonów, za które co prawda dostawał pieniądze, ale tak niewielkie, że nie były w stanie zmienić złej sytuacji materialnej. Często otrzymywał pomoc od czytelników, którzy przynosili Makuszyńskim jajka, ser, masło, mleko.
Pani Janina Makuszyńska, która wcześniej była świetnie zapowiadającą się śpiewaczką operową, po zapaleniu strun głosowych i utracie głosu udzielała lekcji gry na pianinie, zarabiając w ten sposób na utrzymanie. Z pomocą przychodziła siostrzenica Makuszyńskiego, która dzięki mężowi farmaceucie zdobywała leki cukrzycowe dla wuja. Czasami dawni czytelnicy mieszkający za granicą przysyłali Makuszyńskiemu paczki z lekami.
Mimo kłopotów, nigdy nie narzekał. Zawsze nosił ze sobą cukierki. Każde napotkane dziecko, które mówiło mu „dzień dobry”, dostawało w zamian cukierka. Artysta Makuszyński żył w swoim świecie, bujał w obłokach, a jego żona była tym członkiem rodziny, który musiał twardo stąpać po ziemi.
– Po śmierci Makuszyńskiego pani Janina popadła jednak w prawdziwą biedę.
– Wynikało to nie tylko z braku pieniędzy, mimo bogatej spuścizny literackiej męża. Był to też wynik osobistego stosunku Makuszyńskiej do otoczenia. Pani Janina przez 19 lat chodziła w żałobie. Spotykając ludzi, miała pretensje, że zapomnieli o jej małżonku. Pisała listy z pretensjami do różnych ludzi, nawet do kard. Stefana Wyszyńskiego. Kardynał natychmiast odpisał, stwierdzając, że nie zapomniał o Kornelu, że wspominał go w swoich kazaniach. List ten do dzisiaj jest w zakopiańskim muzeum Makuszyńskiego.
Ta postawa Janiny Makuszyńskiej spowodowała, że ludzie zamiast jej pomagać, starali się jej unikać. Jednak to jej testamentowi zawdzięczamy, że mamy muzeum Makuszyńskiego w Zakopanem wyposażone w oryginalne sprzęty i cenne obrazy.
– Makuszyński zachował w sobie do końca serce dziecka… Chociaż twierdzi się, że za dziećmi nie przepadał. Czy to prawda?
– Powstało takie wrażenie, nie do końca prawdziwe. Polegało to na tym, że w Warszawie czy Zakopanem matki, widząc pisarza, natychmiast wysyłały do niego swoje pociechy, aby poprosiły o autograf. Makuszyński nie był jednak zły na dzieci, lecz na nachalność rodziców.
Bardzo lubił dzieci. Po wojnie chciał otworzyć nawet świetlicę dla tych, dla których rodzice nie mieli czasu. Choroba uniemożliwiła mu realizację owych planów.
W 1934 roku ogłosił zbiórkę pieniędzy na narty dla biednych dzieci góralskich, za które zakupił ponad tysiąc par nart. Rozdawał je w szkole uczniom, którzy mieli dobre wyniki w nauce. Jeśli któryś z nich w następnym roku opuścił się w nauce, musiał narty oddać. To był element niezwykle mobilizujący nie tylko do uprawiania narciarstwa, ale też do nauki. Biednym dzieciom fundował książki. Wymyślił też narciarski „Memoriał Koziołka Matołka”, który nadal się odbywa. Góralskie pociechy go uwielbiały. A on sam mówił o sobie, że jest jedynym łysym góralem, który po Zakopanem chodzi w berecie.
– Drugi stereotyp związany z Makuszyńskim dotyczył kobiet. Pojawiała się nawet opinia, że był tak zwanym bawidamkiem. W jakim stopniu prawdziwa?
– Makuszyński uwielbiał towarzystwo kobiet. Nawet na zdjęciach z żoną widać wokół dużo pań. To było dziwne, bowiem w książkach stosował przeróżne uszczypliwości pod adresem kobiet. Tak jak w zbiorze opowiadań „O duchach, diabłach i kobietach”, gdzie pisał, że kobiety potrafią chorować 13 miesięcy w roku! Kobieta to dziwne stworzenie, które płacze, gdy rozpacza, i płacze, gdy się cieszy… I wiele, wiele innych spostrzeżeń, które niekoniecznie powinny się paniom podobać.
Makuszyński miał jednak romantyczną duszę, zakochaną w kobietach i zafascynowaną ich pięknem. Była to jednak fascynacja czysta i bezgrzeszna. Ta prawdziwa miłość zarezerwowana była tylko dla żony.
– Fascynacja dobrem występuje we wszystkich książkach Makuszyńskiego. Jeśli pojawiało się tam również zło, to tylko po to, aby zostać na końcu zwyciężone przez dobro. Skąd się brał taki optymizm u osoby, która zaznała w życiu wiele złego?
– Myślę, że tak ukształtowało go życie. Po burzliwych przygodach młodzieńczych w Samborze i Przemyślu sam musiał sobie radzić we Lwowie, chociaż był niepełnoletni. Na pomoc matki i rodzeństwa nie mógł liczyć, bo, mówiąc delikatnie, tam się nie przelewało.
Zderzenie z trudną rzeczywistością wyrobiło u Makuszyńskiego sposób radzenia sobie z przeciwnościami. Tym sposobem był optymizm, poczucie humoru i okazywanie dobra. Tak promienna postać łatwiej uzyskiwała pomoc innych. We Lwowie właścicielka baru mlecznego zapraszała go na darmowe posiłki, u pewnego profesora w domu mógł czytać do woli książki, był też redaktor Jan Kasprowicz, dobry duch opiekuńczy Kornela i jego późniejszy wierny przyjaciel.
Makuszyński wstydził się prosić o pomoc, a mimo to otrzymywał ją od wielu, często nieznanych ludzi. Tak jak bohaterowie jego książek, często bardzo biedni, pogrążeni w różnych tarapatach, zawsze znajdują kogoś, kto im pomaga. Pokazywał, że wcale nie potrzeba dużego wysiłku, aby być dobrym i dobro otrzymywać. Czasami wyśmiewano go i pokazywano mu ludzi, którzy potrafili być cwani, umieli kombinować. Mówiono, że oni mają w życiu lepiej. Makuszyński wtedy odpowiadał: „Może i mają lepiej, ale są sami”.

Grób Kornela Makuszyńskiego na cmentarzu na Pęksowym Brzyzku
– Wróćmy do miłości Makuszyńskiego. Tym razem mowa o Lwowie, w którym spędził najlepsze lata, w którym był zakochany bezgranicznie i za którym tęsknił do końca życia.
– Aby zrozumieć to uczucie, koniecznie należy sięgnąć po „Listy ze Lwowa”, w których Makuszyński opisuje ludzi, miejskie zaułki, lwowskie tramwaje, teatry. Wszystko opatrzone jest opisem detali, które pozwalają zamknąć oczy i wyobrazić sobie opisywane miejsca. W książkach Makuszyńskiego Lwów powraca często. Czasem nienazwany, ale pełen tego niepowtarzalnego klimatu utraconego miasta. Można powiedzieć, że Makuszyński do końca życia jedną nogą pozostał we Lwowie.
Fot. Andrzej Klimczak
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!