Wyniki wczorajszych „wyborów” prezydenckich na Białorusi nie przyniosły rzecz jasna żadnego zaskoczenia. Białoruski dyktator ogłosił się ich zwycięzcą.
Zgodnie z wynikami przedstawionymi przez białoruską Komisję Wyborczą, Aleksandr Łukaszenka otrzymał 86,82 proc. głosów. Kolejne miejsca zajęli zatwierdzeni przez reżim, mało znani kandydaci. Siergiej Syrankow otrzymał 3,21 proc. głosów, Oleg Gajdukiewicz 2,02 proc., 3,6 proc. zagłosowało „przeciwko wszystkim”.
Wybory oraz ich wyniki nie są uznawane przez białoruską opozycję, która nazwała to wydarzenie „bez-wyborami”. Na karcie wyborczej nie znalazły się żadne nazwiska, które można by uznać za realnych oponentów Łukaszenki.
Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas podkreśliła, że w sfingowanych wyborach na Białorusi Aleksandr Łukaszenka sam siebie nominował na prezydenta. Podkreśliła, że to „jawna zniewaga demokracji”.
Łukaszenka rządzi Białorusią nieprzerwanie od 1994 roku, pozostając najbliższym sojusznikiem Władimira Putina. Od dawna oskarżany jest o fałszowanie wyników wyborów. Przed pięcioma laty na Białorusi po głosowaniu wybuchły masowe protesty, które jednak stłumiono przy wsparciu Rosji. Z kraju uciekać musiała liderka opozycji Swiatłana Cichanouska.
Lukashenko has clung to power for 30 years.
Tomorrow, he’ll reappoint himself in yet another sham election.
This is a blatant affront to democracy.
Lukashenko doesn’t have any legitimacy.
— Kaja Kallas (@kajakallas) January 25, 2025
swi/kyivindependent.com,tvn24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!