Nowojorski deweloper Steve Witkoff, który pełni w administracji Donalda Trumpa rolę głównego negocjatora w polityce zagranicznej, jest całkowicie niekompetentny w kwestiach geopolitycznych. Chociaż to przyjaciel obecnego prezydenta USA, to Putin, a nie Trump, pomógł w rozwoju jego kariery politycznej. Sprawę przeanalizowali dziennikarze gazety „The Wall Street Journal” (WSJ).
Zauważyli, że po powrocie do Białego Domu Trump mianował swojego przyjaciela Steve’a osobistym, specjalnym wysłannikiem na Bliski Wschód, ze względu na jego doświadczenie biznesowe w Arabii Saudyjskiej. Natomiast zakończeniem wojny rosyjsko-ukraińską miał zajmować się Keith Kellogg. Jednak po interwencji Kremla Witkoff szybko przejął kontrolę nad kontaktami z Rosją, zaś Kellogg został odsunięty na boczny tor.
Amerykańscy dziennikarze przypominają, że od zakończenia II wojny światowej wszystkie kontakty między Waszyngtonem a Moskwą były starannie kalibrowane, zarządzane przez agencje wywiadowcze posiadające dogłębną wiedzę o swoich przeciwnikach. Doświadczeni dyplomaci zaangażowani w te kontakty działali zgodnie ze ścisłymi wytycznymi i procedurami. Jednak wraz z pojawieniem się Trumpa cały ten system załamał się.
Stany Zjednoczone nie mają obecnie w Moskwie ambasadora, ani zastępcy sekretarza stanu ds. Europy i Eurazji. Negocjacje z Rosją prowadzi biznesmen Witkoff, który odrzucił liczne oferty Centralnej Agencji Wywiadowczej o wspieranie go kompetentną wiedzą w sprawach Rosji.
Departament Stanu USA przydzielił Witkoffowi jedynie niewielki zespół urzędników, który ma go wspierać w organizacji misji zagranicznych. Tymczasem mają oni trudności nawet z otrzymywaniem raportów ze spotkań Witkoffa za granicą. Interesujące jest tez to, że w ciągu niecałego roku był w Rosji sześć razy, ale nigdy na Ukrainie.
W tym tygodniu Trump chwalił się, że Witkoff „nic nie wiedział” o Rosji, kiedy objął to stanowisko, ale odnosi sukcesy, ponieważ „ludzie kochają Steve’a”.
Źródła WSJ twierdzą, że Putin przeanalizował profile psychologiczne urzędników z bliskiego otoczenia Trumpa i szybko doszedł do wniosku, że Keith Kellogg nie odpowiada Rosji jako amerykański negocjator ze względu na swoje jawnie proukraińskie poglądy. Takim okazał się Witkoff.
Uczynienie Witkoffa głównym amerykańskim negocjatorem w administracji Trumpa nie było dla Putina trudne. Obecny amerykański prezydent otwarcie sceptycznie podchodzi do instytucji państwowych i ceni osobistą lojalność. Witkoff, jego długoletni przyjaciel, jest tego najlepszym przykładem.
Kreml wynegocjował przeniesienie Witkoffa na „front rosyjsko-ukraiński” podczas jego misji w Arabii Saudyjskiej, wykorzystując w tym celu Kiryłła Dmitriewa, jednego z współpracowników Putina. Dmitrijew miał dobre kontakty zarówno z Saudyjczykami, jak i Amerykanami.
Według „Wall Street Journal”, w pewnym momencie sam saudyjski książę zaprosił Witkoffa, aby zajął się zakończeniem wojny na Ukrainie. Z kolei Rosjanie obiecali uwolnić więzionego w Rosji amerykańskiego nauczyciela Marka Fogela.
Przez dziesięciolecia amerykańscy urzędnicy otrzymywali przed wyjazdem do Rosji zestaw instrukcji znanych jako „Moskiewskie zasady”, wyjaśniający, jak uniknąć kompromisów i werbowania przez rosyjskie agencje wywiadowcze. Jednak Witkoff odmówił wykonywania jakichkolwiek instrukcji, zrezygnował nawet z pomocy etatowego tłumacza Departamentu Stanu.
Podczas pierwszego spotkania na Kremlu Putin spędził trzy godziny, wyjaśniając Witkoffowi swoją wersję historii Rosji, zaczynając od Rusi Kijowskiej. Według źródeł, Putin oceniał wtedy gotowość Witkoffa do zaakceptowania rosyjskiego punktu widzenia.
W nagrodę za wysłuchanie wykładu Putina, Rosjanie przekazali mu Marka Fogela, który spędził cztery lata w rosyjskim więzieniu. To, najwyraźniej, przekonało Witkoffa o „ugodowości” Rosji. Sam Trump był zachwycony sukcesem w postaci uwolnienia Amerykanina.
Od tego czasu Witkoff spotkał się z Putinem jeszcze pięć razy, po każdym spotkaniu chwaląc zaangażowanie Rosji na rzecz pokoju.
Przypomnijmy, Witkoff, który na początku grudnia spotkał się w Moskwie z Putinem, był zachwycony Rosjanami. W czasie wizyty w jednej z moskiewskich restauracji tak bardzo rozsmakował się w czerwonym kawiorze, że Rosjanie wręczyli mu pudełko tego przysmaku, w prezencie dla Donalda Trumpa.
Jednak taki prezent może naruszać prawo USA. Konstytucja i przepisy USA zabraniają urzędnikom federalnym, w tym prezydentowi, przyjmowania prezentów z zagranicy bez zgody Kongresu, jeśli ich wartość przekracza minimalny próg (w latach 2023-2025 – 480 dolarów). Objętość pudełka nie jest określona, ale jeśli przekracza ona około 5 kg (około 480 dolarów w cenach rosyjskich, znacznie więcej w USA), Trump i Witkoff muszą uzyskać zgodę Kongresu lub zapłacić za „prezent”, w przeciwnym razie może on zostać uznany za łapówkę.
Opr. TB, wsj.com











1 komentarz
Róża i Błażej
20 grudnia 2025 o 18:53WitkOFF, PieskOFF, ŁawrOFF to bardzo brzydkie nazwiska, im szybciej o nich zapomnimy tym lepiej.