Zdrada sojuszników
„[…] Po dwóch tygodniach walk polskie związki operacyjne spływały, utrudzone marszami i walkami, na obszar tzw. przedmościa rumuńskiego, które – w oparciu o granicę z Węgrami i Rumunią miało stanowić ostateczny punkt oporu i miejsce przetrwania władz.
Wieczorem 16 września [1939 roku], tj. w przeddzień spodziewanej ofensywy francusko-brytyjskiej, strona polska panowała jeszcze nad wschodnią połową kraju […].
Trwały bitwy izolowanych zgrupowań: pod Tomaszowem Lubelskim (Armia „Kraków”) i nad Bzurą (Grupa Armii gen. Tadeusza Kutrzeby). Broniły się: Hel, twierdza Modlin, a nade wszystko Warszawa […]. Na morzu operowały jeszcze polskie okręty; także lotnictwo kontynuowało nierówną walkę. […]
Najważniejsze zaś było to, że tempo posuwania się oddziałów niemieckich wyraźnie zmalało, a sytuacja na zapleczu zdawała się stabilizować – formowano nowe oddziały, reorganizowano służby; trwały przygotowania do odbioru sprzętu (przede wszystkim samolotów) zakupionego u sojuszników.
W Sztabie Naczelnego Wodza, stacjonującym od 16 września w Kołomyi, nastroje poprawiły się dostrzegalnie. Walka o czas wydawała się być – mimo nadspodziewanie wielkich strat obszaru, ludzi i sprzętu – wygrana. […]
Tymczasem na Zachodzie, w ciągu dwóch tygodni następujących po wypowiedzeniu wojny Niemcom, Wielka Brytania i Francja prowadziły podwójną grę. Z jednej strony, prowadząc ograniczone działania lotnicze (loty rozpoznawcze, zrzut ulotek) i morskie (rozwinięcie blokady, osłona własnych komunikacji), podjęły mobilizację i koncentrację wojsk lądowych do uderzenia na froncie zachodnim. Z drugiej jednak, prawdopodobnie wobec uświadomienia sobie nieuchronności pobicia Rzeczypospolitej wskutek zaskakująco szybkiego tempa pochodu Niemców oraz oczekiwanego wkroczenia do Polski sił sowieckich, Londyn i Paryż zdecydowały się ograniczyć bieżącą aktywność militarną tylko do demonstracji.
Decyzja w tej sprawie zapadła 12 września [1939 roku] na konferencji w Abbeville [we Francji]. Premierzy Neville Chamberlain i Édouard Daladier oraz alianccy dowódcy wojskowi z gen. Mauricem Gamelinem na czele ustalili wtedy, że nie udzielą Polsce natychmiastowej pomocy […].
Przedstawiciele dyplomatyczni i wojskowi RP we Francji i Wielkiej Brytanii nie zostali o tym poinformowani; przeciwnie, przyjmowano ich interwencje na rzecz przyspieszenia pomocy, dając do zrozumienia, że zaangażowanie się sojuszników jest już niedalekie.
Moment zwrotny istotnie nadchodził. Miał on jednak wyglądać zupełnie inaczej, niż zakładali przywódcy naszego kraju”.
– Marek Piotr Deszczyński, Kampania polska 1939 – walka o czas
Moment zwrotny kampanii wrześniowej 1939 roku nastąpił 17 września, gdy Armia Czerwona od godz. 3 do godz. 6 rano przekroczyła na całej długości granicę z Polską, łamiąc tym samym polsko-sowiecki pakt o nieagresji. Data ataku była nieprzypadkowa – pomimo ponagleń niemieckiego sojusznika Józef Stalin wolał odczekać równe dwa tygodnie od 3 września, by mieć całkowitą pewność, że Francja i Anglia nie przyjdą Polsce z pomocą…
RES
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!