„Per aspera ad astra” – przez ciernie do gwiazd – ta popularna sentencja mogłaby oddawać drogę do kariery wielu aktorów. Jednak Wilniucy – ze względu na swoje wojenne i powojenne losy – są do tej maksymy wyjątkowo uprawnieni.
Któż mógłby pomyśleć, że ziemia, która doznawała eksterminacji ze strony trzech okupantów, będzie zdolna dać tak wiele polskiej kulturze powojennej. Jest to przypadek dość osobliwy, kiedy weźmiemy pod uwagę, że to właśnie tutaj, na Wileńszczyźnie, sowieckie zbrodnie zebrały szczególnie krwawe żniwo, a przecież i za ład powojenny w tej części Europy, włącznie ze sprawą kontroli kina i kultury, odpowiedzialni byli właśnie sowieci.
Co więcej, ekspatrianci z Wileńszczyzny byli obiektem największych podejrzeń i nieufności ze strony powojennych komunistycznych władz Polski, stwarzając zagrożenie „destabilizacji mas ludowych”. Dlatego właśnie narażeni byli na jedyne w swoim rodzaju aresztowania i zbrodnie z powodu ich pochodzenia regionalnego. W okresie walki z polskim podziemiem niepodległościowym po wojnie „wileński” wpis w dokumentach stanowił dla UB analogiczny znacznik jak dla Niemców literki w obozach koncentracyjnych.
Mimo to wielu wychodźców z Wileńszczyzny nie tylko zdołało przetrwać, ale nawet wybić się wysoko na podziwianych ekranowych artystów. Pokolenie urodzone choćby na przełomie lat 70-ch i 80-ch często znało ich twarze z filmów i seriali, ale nigdy nie wiązało ich z „mityczną” podówczas Ziemią Wileńską, z którą co najwyżej kojarzył się wówczas Mickiewicz.
W czasach Polski Ludowej powstało wiele filmów, które potem znał każdy. Emitowano je w telewizji zarówno za komuny, jak i przez lata po jej upadku, zazwyczaj w czasie rozmaitych świąt. Jednym z takich obrazów byli „Krzyżacy” Aleksandra Forda – Polaka pochodzenia żydowskiego, rodem z Kijowa. Film ten, który dla wielu młodszych chłopców polegał na wytrzymywaniu ekranowych krzyżackich okropieństw i wyczekiwaniu na rewanżowy łomot pod Grunwaldem, niejako symbolicznie został w znacznej mierze „opanowany” przez aktorów z Wileńszczyzny. Dwie najbardziej nobliwe role – króla Władysława Jagiełły i wielkiego mistrza krzyżackiego Ulricha von Jungingena – zagrali bowiem Emil Karewicz i Stanisław Jasiukiewicz.
Karewicz, urodzony w samym Wilnie, żołnierz II Armii WP, któremu udało się przejść cały szlak bojowy aż do Niemiec, miał się stać wziętym, a przez to bardzo rozpoznawalnym aktorem ze względu na swój niezwykły talent. Trudno wymienić wszystkie filmy, w których zagrał, zwłaszcza, że jego aktywność zawodowa trwa do dziś. Niewątpliwie pierwszą znaczącą jego rolą w polskim kinie powojennym była ta w filmie „Kanał” Andrzeja Wajdy. Rola w „Krzyżakach” wzmocniła jego pozycję.
Jednak kilku pokoleniom Polaków znany jest przede wszystkim ze słynnej roli Hermanna Brunnera, demonicznego oficera SS i przeciwnika głównego bohatera – Klossa w serialu „Stawka większa niż życie”. Jego kultowe już kwestie z tego serialu były potem przez lata żartem powtarzane przez Polaków w różnych sytuacjach i właściwie tak jest do dziś. Sowieci zaś na tyle pozazdrościli nam doskonałego (choć, rzecz jasna, nasączonego komunistyczną propagandą) serialu, który bił rekordy popularności w demoludach z NRD włącznie, że musieli nakręcić swój odpowiednik – „17 mgnień wiosny”. Karewicz zapadł w pamięć nawet w rolach drugoplanowych, takich jak chociażby gestapowiec nie mogący przeliterować fałszywych danych osobowych złośliwego bohatera kultowej komedii „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”.
Z kolei filmowy krzyżacki Wielki Mistrz – Stanisław Jasiukiewicz – to żołnierz Wileńskiej Armii Krajowej urodzony w Postawach, na północny-wschód od Wilna, który brał udział w wojnie obronnej Polski w 1939 roku. Aktor znał doskonale zbrodniczy system sowiecki, służył bowiem pod komendą Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”. To właśnie ten dowódca polskiego podziemia na Wileńszczyźnie jako pierwszy został podstępnie zamordowany przez Sowietów. Również Jasiukiewicz nie uniknął zsyłki. Trudno powiedzieć, co czuł, gdy trzykrotnie grał w różnych filmach role żołnierzy sowieckich.
Co ciekawe, Jasiukiewicz wystąpił też w roli ojca głównego bohatera Janka Kosa, w drugim obok „Stawki…” najpopularniejszym polskim serialu „Czterej pancerni i pies”, zrealizowanym z rozmachem, na tle „jedynej i słusznej” wizji historii. Serial był ubóstwiany przez pokolenia publiczności w PRL i w całym obozie sowieckim. Dużo lżejszą, bo nie związaną z propagandą, musiała być kolejna rola Jasiukiewicza – w filmowej adaptacji powieści „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza, gdzie również zagrał ojca głównego bohatera.
Jednak obaj filmowi władcy z „Krzyżaków” to nie jedyni w tym filmie dawni mieszkańcy Ziemi Wileńskiej. Znajdziemy ich też w rolach drugoplanowych. Krzyżackiego rycerza hrabiego Wende zagrał Seweryn Butrym, którego spotkamy też obok Karewicza na planie „Stawki…” oraz w wyśmienitym serialu „Lalka” na podstawie powieści Bolesława Prusa.
Z kolei polskiego posła zagrał w „Krzyżakach” Stanisław Michalski, który podobnie jak chyba większość ekspatriowanych Wilniuków osiadł z rodziną w Gdańsku. W efekcie tego można pół-żartem powiedzieć, że Michalski został chyba rolami gdańszczan „przeklęty” – stanowią one bowiem liczny fragment jego filmowej kariery. Z jednej strony jako polski żołnierz na Westerplatte, w filmie pod tym samym tytułem, „dostaje” w głowę, z drugiej występuje jako Niemiec w dokach w „Wolnym Mieście”, czy komisarz gdańskiej policji Rudolf Hangemann w serialu „Na kłopoty… Bednarski”.
Role gdańskich międzywojennych policjantów Michalski zagra jeszcze dwukrotnie – w „Blaszanym bębenku” oraz „Pograniczu w ogniu”. Ma też na swoim koncie m.in. role przewodniczącego Rady Zakładowej Stoczni Gdańskiej w „Człowieku z Żelaza”, marynarza w filmie „Mewy” czy dyrektora gimnazjum polskiego w Gdańsku w filmie „Miasto z morza”. Wystąpił też w adaptacji noweli Henryka Sienkiewicza „Latarnik”, a współcześni widzowie znają go z serialu „Rodzina zastępcza”.
Wspomnieliśmy o serialu „Lalka”. Z grona Wilniuków znajdujemy w nim nie tylko Karewicza i Butryma, ale także dwóch Igorów – Przegrodzkiego i Śmiałowskiego. Przegrodzki urodził się w Landwarowie w okolicach Wilna, grał także w „Rękopisie znalezionym w Saragossie”, a niedawno jeszcze występował na małym ekranie w serialach „Świat według Kiepskich” i „Plebania”.
Natomiast Igor Śmiałowski, choć urodzony w Moskwie, tuż przed Rewolucją Październikową przeniósł się z rodzicami do Wilna i tam spędził młodość. Dostał się na Akademię Sztuk Pięknych, ale porzucił ją dla Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii Przeciwlotniczej w miejscowości, która jeszcze wtedy nosiła uroczą nazwę Trauguttów w okolicach Brześcia. Potem walczył w Kampanii Wrześniowej. W Wilnie w 1940 roku zaczął uczęszczać do tajnej szkoły aktorskiej. Ta aktorska „przygoda” miała się toczyć niemal przez całe jego życie, czyli przez następne 60 lat. Zapewne jego słynna ogłada i aparycja sprawiły, że w „Chłopach” zagrał dziedzica, w „Lalce” księcia, zaś zarówno w „Znachorze”, jak i serialu „Dom” – hrabiego.
Coś musieli w sobie mieć ci Wilniucy, skoro tak chętnie obsadzano ich w rolach szlachetnie urodzonych. Piątym z nich w „Lalce” był bowiem Czesław Wołłejko jako baron Krzeszowski. W „Zaklętych rewirach” wcielił się on z kolei w barona Humaniewskiego, a w „Rodzinie Połanieckich” zagrał zubożałego szlachcica Pławickiego. Talent aktorski odziedziczyły także dwie córki Wołłejki, z których pierwsza – Jolanta zdążyła jeszcze urodzić się w Grodnie pod okupacją niemiecką, druga – Magdalena – już w Warszawie.
Jolanta Wołłejko grywała w filmach, jednak przez 50 lat całe pokolenia Polaków zdołały poznać jej głos podkładany w rozmaitych bajkach, kreskówkach i filmach z dubbingiem. Można było ją usłyszeć od starych Flinstonów i Jetsonów, przy początku jej kariery, po X-menów i Batmanów w czasach naszego pokolenia. Wystąpiła także w serialu „Na dobre i na złe”. Jej młodsza o trzynaście lat siostra grywała w filmach częściej, zarówno w „Chłopach”, „Nocach i Dniach”, jak i ostatnio w serialu „Samo życie”.
Nie jedyny to zresztą wileński klan aktorski. W Wilnie urodziła się też Wanda Stanisławska-Lothe, a w czasie okupacji niemiecko-litewskiej jej córka – Jolanta Lothe. Obie panie mają w dorobku wiele ról filmowych i teatralnych, córka – także liczne role w serialach. Występuje przez kilkadziesiąt lat – od „Czterech pancernych i psa”, gdzie – równie paradoksalnie jak inni wileńscy aktorzy – zagrała rosyjską wojskową kierują ruchem, poprzez zrzędliwą żonę Kurasia – jednego z głównych bohaterów w „Polskich Drogach”, po najnowsze seriale „Barwy szczęścia” i „Prawo Agaty”. „W Polskich Drogach” zagrała także jej mama – rolę wróżki Honoraty, współpracowniczki Gestapo.
Razem zagrały także w komedii „Rejs” Marka Piwowskiego, kultowej parodii systemu komunistycznego. Autorem złotej serii filmów będących parodią PRL-owskiej rzeczywistości był jednak Stanisław Bareja. I tutaj wileńska rodzina Lothe miała swoje udziały. Jolanta Lothe ma w swoim dorobku rolę w „Nie ma róży bez ognia” i „Brunet wieczorową porą”, zaś jej mama Wanda wsławiła się drugoplanową rolą w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, jako żona Kazia, narzekająca w sklepie: „Panie kierowniku (…) my już do Żoliborza mamy wszystkie sklepy poobrażane”…
Z tej samej komedii pamiętamy też pewnie jakże charakterystyczną scenę ze sprzątaczką w ośrodku rekreacyjnym. Zagrała ją przedstawicielka innego wybitnego klanu filmowego związanego z Wilnem – Hanna Skarżanka. Choć urodzona w Mińsku, karierę aktorską zaczynała na deskach teatrów wileńskich, a w czasie niemieckiej okupacji w szeregach Kedywu Okręgu Wileńskiego AK uczestniczyła m.in. w akcji odbicia Eugeniusza Chylińskiego „Freza” z więzienia na Łukiszkach. Trudno zliczyć wszystkie niezapomniane role, które stworzyła po wojnie.
Hannie Skarżance poświęcimy więcej miejsca w innej publikacji. Teraz odnotujmy tylko jako ciekawostkę, że w 1951 r. jako pierwsza w historii polskiego kina wystąpiła w scenie topless w „Młodości Chopina”. Aktorką była także jej córka Ewa, a obecnie jej wnuczka Katarzyna i bratanek Piotr Skarga.
Numerem jeden pośród słynnych komedii Barei jest, oczywiście, „Miś”. Reżyser sparodiował w nim m.in. autentyczną postać innego dobrego reżysera – Bohdana Poręby, również Wilniuka. Choć jego nazwisko w filmie było inne, to jednak rozbawione środowisko filmowe doskonale wiedziało o kogo chodzi. Postać reżysera w filmie zagrał Janusz Zakrzeński. Wśród wielu niezapomnianych zabawnych cytatów z „Misia”, kwestie wygłaszane przez reżysera zajmują miejsce wyjątkowe: „Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera”, „Obwiążcie dzieci szmatami!”, „Wiecie z kim oni się wtedy kumali?”, „Jest prawda czasu i prawda ekranu” i inne.
Cóż, Bohdan Poręba niezbyt był zapewne z takiego uhonorowania ukontentowany. A przecież – pomimo podnoszonych przeciwko niemu „zarzutów” o współpracę z władzami komunistycznymi – jego wileńskie wychowanie zaowocowało nakręceniem przez niego szeregu wspaniałych filmów historycznych i patriotycznych. Należy przy tym podkreślić, że wymagane przez cenzurę wtręty komunistycznej propagandy w miarę możności ograniczał, zaś w swoim najsłynniejszym obrazie „Hubal” – zminimalizował do jednego zdania w całym filmie.
Poręba nakręcił m.in. filmy „Polonia Restituta” o odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r., „Zamach” o zamachu majowym 1926 r., „Katastrofa na Gibraltarze” o śmierci generała Władysława Sikorskiego, „Daleka jest droga”, sięgający do tematu Armii Polskiej na Zachodzie podczas II wojny światowej i wiele innych. Warto dodać, że to on był pierwszym reżyserem, który wpadł na pomysł nakręcenia filmu „Katyń”, co ostatecznie zrealizował Andrzej Wajda.
Odnotujmy też, że w „Hubalu” z 1973 roku w zawoalowanej formie Porębie udało się przemycić wyjątkowo antysowieckich bohaterów. Jednym z nich jest podpułkownik Jerzy Dąbrowski, pseudonim „Łupaszko” (nie mylić z Zygmuntem Szendzielarzem, który używał takiego samego pseudonimu), wileński bohater wojny polsko-bolszewickiej, który z sowietami walczył także po 17 września 1939 r., zamordowany przez nich po straszliwych torturach w 1940 r. w Mińsku. Drugim takim bohaterem jest Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” – partyzant Nowogródzkiej i Wileńskiej Armii Krajowej, równie skutecznie walczący z Sowietami, który poległ na Wileńszczyźnie na polu chwały.
W „Hubalu” jako rotmistrz Stanisław Sołtykiewicz wystąpił wspomniany już przez nas Emil Karewicz, zaś w rolę księdza Ludwika Muchy wcielił się Zygmunt Malanowicz urodzony w Karkożyszkach na Wileńszczyźnie. Zagrał on też główną rolę w innym filmie Poręby „Jarosław Dąbrowski”. Podobnie jak Karewicz występował też w „Stawce większej niż życie”. Nie można też pominąć jego głównej roli w filmie „Nóż w wodzie” w reżyserii Romana Polańskiego, dla którego obraz ten stał się przepustką do Hollywood.
A skoro już o kinie amerykańskim mowa, choć artykuł nasz polskiemu filmowi jest przecież poświęcony, nie możemy w drodze wyjątku nie wspomnieć Charlesa Bronsona, czołowego hollywoodzkiego aktora, którego dorobek w wielkich filmach, szczególnie wojennych, westernach czy kryminalnych, jest po prostu gigantyczny. Tymczasem był to z pochodzenia szlachcic z Druskienik na Wileńszczyźnie, w połowie polski Tatar, nazwiskiem Baczyński. W niezwykle ubogim dzieciństwie bardzo słabo mówił po angielsku, gdyż w jego domu na emigracji rozmawiało się wyłącznie po polsku.
Nie da się, oczywiście, w jednym tekście opisać wszystkich polskich i światowych artystów z Kresów i wszystkich ich dokonań. Tu przypomnieliśmy tylko kilkoro pochodzących z bardzo wąsko pojętej Wileńszczyzny. Zastanówmy się jednak – ileż ta mała ojczyzna dała polskiej kulturze i dziesiątkom milionów polskich widzów w samej tylko sztuce filmowej! Warto o tym pamiętać również wtedy kiedy mówimy dziś o obecnej sytuacji naszych rodaków na Litwie.
Aleksander Szycht
11 komentarzy
Jan T.
2 czerwca 2014 o 22:54Nazwisko Buchinski (aktora Bronsona) było pisane w transkrypcji angielskiej a w polskiej nazywał się on Karol Baczyński. Ciągły klasyczny błąd powielania bez zrozumienia istoty sprawy.
MAB - Kresy24
3 czerwca 2014 o 00:09Bardzo dziękujemy naszemu Czytelnikowi za poprawkę dotyczącą Bronsona. Brawo i przepraszamy!
Redakcja Kresy24.pl
Kloss - Hans Kloss
18 czerwca 2014 o 22:10A teraz trochę faktów , nienawidzę brunnera .
artamatorcom
12 lipca 2014 o 09:31Gdzieś podano, że aktor Bronson był żydem ?
W.Kraszewski
12 lipca 2014 o 16:16Pierwszym „Łupaszko” był płk. Jerzy Dąmbrowski
a nie Dąbrowski.
Zygmunt Szendzielarz obrał sobie pseudonim po Jerzym Dąmbrowskim
Br0da
13 lipca 2014 o 01:43Skąd wiadomo, że Charles Bronson/Baczyński mówił w domu „wyłącznie” po polsku? On sam, w wywiadzie dla Rogera Ebertra mówi o sobie że w młodości mieszkał „wśród Walijczyków, Irlandczyków, Polaków, Sycylijczyków, a sam był Litwinem i Rosjaninem”. Ale nie wyjawia po jakiemu rozmawiał w domu: http://www.rogerebert.com/interviews/charles-bronson-its-just-that-i-dont-like-to-talk-very-much
Darek Szczecin
14 lipca 2014 o 01:29Witajcie!
Tak czytam sobie wasze teksty i jestem pełen podziwu
dla całej ekipy „kresy24” czy „kresów24 🙂
serdecznie pozdrawiam,wzrusza mnie wasza praca tak na serio.
Nana
14 sierpnia 2014 o 21:21Bronson nie znal polskiego. Rozmawial po rosyjsku, litewsku ,angielsku i grecku. Nie byl polakiem.
aa
17 września 2014 o 06:02Dziękuję za ten niezmiernie ciekawy artykuł.
Adam
17 czerwca 2016 o 09:50CUDOWNY TEKST, nie miałem pojęcia o pochodzeniu i korzeniach tych zacnych artystów.
hhhhh
19 kwietnia 2018 o 13:24Mówią ,że byl żydowskim tatarem ,czy to prawda?